"A ja jestem zadowolony". Były ambasador RP w Moskwie idzie pod prąd i tak ocenia szczyt Putin-Trump

Katarzyna Zuchowicz
Nie milkną echa spotkania na szczycie Donalda Trumpa i Władimira Putina. W USA rozlegają się głosy o zdradzie i konieczności impeachmentu. "Trump okazał się słaby, Putin dostał to, co chciał" – słychać komentarze w Polsce. Kłamstwa, lizusostwo – wiele zarzutów pada pod adresem prezydenta USA. – A mnie Trump nie zaskoczył – mówi nam Stanisław Ciosek, były ambasador RP w Moskwie.
Stanisław Ciosek, były ambasador RP w Moskwie, jest zadowolony ze szczytu Putin-Trump. Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Panie Ambasadorze, cały świat komentuje szczyt Putin-Trump. "Obrzydliwy spektakl umizgów i kłamstw. Najbardziej dziwaczny szczyt". Jak Pan go odebrał?

Ja jestem zadowolony.

Z czego?

Nawet gdyby nie do końca temu wierzyć, wolę słowa o odprężeniu, współpracy, kooperacji, a nie o konfrontacji, prężenia muskułów i straszenia jednej strony przez drugą. Tym razem była mowa o współpracy. Ostatnio gdziekolwiek byłem zaczepiany, pytano mnie, nawet w sklepie, na ulicy: Panie Ambasadorze, czy będzie wojna?




Nie. On to mówi już od dawna. Jeśli chodzi o jego stosunek do Rosji on nic nowego nie powiedział. Mówił o tym od dawna i można się było tego spodziewać. Jestem zadowolony, że tak straszliwie obaj z Putinem się nie dziobali.

Co według pana wydarzyło się w Helsinkach?

Największym wydarzeniem było to, że tam się nic nie wydarzyło. Zaczęto tylko mówić o współpracy. Ostatnio mówiliśmy tylko i wyłącznie językiem konfrontacyjnym, sposobiliśmy się do boju. Po raz pierwszy prezydenci mówią, że chcą współpracować. Jakby zdejmowali napięcie.

Jednak publiczność zgromadzona na sali bije brawo i krzyczy: Wojna! Jest żądanie szerszej publiczności: Lejcie się nadal. To absurd! I to mnie zdumiało. Że aktorzy nie korespondują z elitami na widowni, które są rozgrzane, chcą, żeby się bili. To one siedzą, buczą i tupią nogami czyniąc z polityki mecz bokserski! Ja jestem zwolennikiem współpracy. Takie są wnioski ze straszliwych konfliktów, w których giną ludzie.

W Europie, Ameryce, oczekiwano, że jako prezydent mocarstwa tupnie nogą na działania Rosji, będzie twardszy. A on nawet nie wspomniał o Ukrainie.

Faktycznie tego podczas konferencji prasowej nie było. Pierwszy o Krymie wspomniał Putin i trochę się zdziwiłem, że Trump nie podniósł tego tematu.

Dlaczego tego nie zrobił?

Myślę, że mogli o tym rozmawiać między sobą, może wtedy tupano nogami. Myśmy widzieli tylko konferencję prasową, nie wiedzieliśmy przebiegu negocjacji. Ze swoich doświadczeń wiem, że to co się mówi na zakończenie rozmów i wobec świata, często odbiega od rzeczywistego przebiegu negocjacji.

Myślę, że Trump tak się Putinowi nie dawał. Nie wierzę w to. Sprawa Ukrainy na pewno była przez Amerykanów stawiana jeśli nie na ostrzu noża, to przynajmniej jako rzeczywisty problem.

Trudno w to uwierzyć. Świat i Ameryka wytykają mu dziś słabość, pisze się o zdradzie, o tym, że pokazał, że Putin ma go w kieszeni i o tym, że prezydent Rosji dostał to, co chciał.

Trump jest teraz w procesie zagryzania przez własną opinię publiczną i część mediów. To jest oczywiste, że tak to zostało przyjęte. Choć nawet jestem zdumiony, że i tak mało go gryzą.

Mało? Panie Ambasadorze, nawet w Partii Republikańskiej się zagotowało, ludzie piszą o zdradzie.

Tak. Ale myślałem, że reakcja będzie jeszcze ostrzejsza, że zdradził interesy USA. On jednak chce porozumienia z Rosją. Nie będzie naszego spokojnego otoczenia na Ukrainie, w Europie, jeśli będzie trwał konflikt między USA a Rosją. Dwa uzbrojone po zęby mocarstwa nie wróżą nic dobrego.


Jak Pan ocenia zachowanie Trumpa?



Z tym przehandlowaniem to bzdura. Nie dajmy się przehandlować, to nie jest średniowiecze. Ale kwestionowanie przywództwa Trumpa może być fatalne. Ja bym chciał mieć sojusznika mocnego, takiego, że jak będzie potrzeba, będziemy razem konie kraść. A nie, żeby w razie co okazało się, że on nie potrafi tego zrobić. Życzyłbym sobie równie silnego przywódcy w Ameryce jak mają Rosjanie.



Jaki scenariusz Pan przewiduje?

Gdybym był prezydentem USA to bym jak najcieplej z Rosjanami rozmawiał. Ale utrzymałbym wojska, żeby były elementem odstraszania, a nie elementem militarnym.

A gdybym był carem Rosji zaproponowałbym jeszcze jedno referendum w sprawie Krymu. Powiedziałbym: „Niech będzie pod kontrolą NATO, ONZ, każdy kto chce niech przyjedzie”.
Jestem święcie przekonany rezultatu.

Daj Boże, żeby to wyszło. Żeby zwyciężyli aktorzy, których widzieliśmy w Helsinkach, a nie publiczność, która ku mojemu największemu zdumieniu, tak się rozwścieczyła. Z wrogiem też można rozmawiać.

Stanisław Ciosek – polski polityk komunistyczny i dyplomata. Ambasadorem w Moskwie został jeszcze w czasach PRL, w 1989 roku. Po rozpadzie ZSRR nadal był przedstawicielem dyplomatycznym RP w Rosji – do 1996 roku. Był doradcą prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego ds. międzynarodowych i polityki wschodniej.