To on gościł Morawieckiego w stodole. "Krzysztof, daj mi dwa dni i jestem w stanie przyjąć premiera"
– Nie wyobrażam sobie silnej polskiej gospodarki bez silnego rolnictwa – przekonywał szef rządu na spotkaniu z rolnikami w Głogowie. Za plecami miał snopy siana, nad głową biało-czerwoną flagę, obok siebie ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, a przed sobą tłum odświętnie ubranych gospodarzy, którzy przyszli tu z nadzieją, że ich los się odmieni.
Wśród nich w czarnej koszulce był też Jacek Szarszewski, właściciel stodoły, w której przemawiał premier i minister rolnictwa. Z tym drugim zna się od lat. Spotkanie zorganizował w dwa dni.
Premier i deszcz
Premier i minister w niewielkiej wsi pod Toruniem zapowiedzieli ogromne wsparcie dla rolników. Zapewnili, że zrekompensują gospodarzom suszę. Zaapelowali też do gmin, by tworzyły wyceny strat. – Rozpoczniemy taki program cywilizacyjny, bardzo duży, bardzo ważny – deklarował Mateusz Morawiecki. Pierwszym jego etapem ma być – po prostu – "Plan dla wsi".
Premier wspomniał też o poprzednikach, którzy – według niego – nie zapewnili rolnikom wysokich marż na płody rolne. Później mikrofon przekazał ministrowi rolnictwa. Pytania zadawali też sami rolnicy.
– Rozmawiałem z rolnikami po spotkaniu z premierem. Odebrali to, co mówił, bardzo pozytywnie. Mają nadzieję, że pan premier naprawdę postawi na rolnictwo, które też jest ważną gałęzią naszej gospodarki – przyznaje wójt Obrowa, Andrzej Wieczyński.
– Była u nas wczoraj ulewa, akurat jak pan premier był. Ten deszcz pomoże na kukurydzę, buraki i po części na ziemniaki – przyznaje Wieczyński.
– Dlaczego akurat do Głogowa przyjechał premier i minister rolnictwa? – pytam wójta. – Nie wiem, skąd wybór tego miejsca. Ja tylko otrzymałem informację, że przyjedzie pan Morawiecki – odpowiada Wieczyński. Ale i dodaje, że minister Ardanowski pochodzi z pobliskiego Czernikowa i problemy rolników są mu dobrze znane i szczególnie bliskie.Największym problemem rolników jest chyba kłopot ze zbyciem produkcji rolnej. Okazuje się, że rolnikowi się płaci 50 groszy, a później w sklepie sprzedaje się za 7-8 złotych. To jest niesprawiedliwe. Musi być mechanizm prawny, żeby to trochę uregulować. Rolnicy na to narzekają. Przede wszystkim chodzi o opłacalność. Oni mają nadzieję, że coś się zmieni, że zostaną uporządkowane mechanizmy rynkowe.
Kolega ministra i jego stodoła
Szybko dowiaduję się we wsi, że przedstawicieli rządu w Głogowie gościł w swojej stodole jeden z bardziej zaradnych gospodarzy – Jacek Szarszewski.
Zajmuje się produkcją mleka. Ma 200 krów mlecznych i prawie 400 sztuk bydła. Gospodarstwo odziedziczył po ojcu, prowadzi je wspólnie z żoną i najmłodszym synem. – Jako najstarszy syn dostałem od taty 14 hektarów. I tak ciągnę od 1986 roku, teraz mamy około 50 hektarów. Ale jest coraz gorzej – mówi nam gospodarz.
Jakoś wiąże koniec z końcem. – Ale jesteśmy "skredytowani". I to mocno. Jeszcze ten nieszczęśliwy wypadek – nie zapłacono nam za mleko, bo zakład, do którego je dowoziliśmy, upadł – narzeka. Zaznacza, że spokojnie się nie śpi, kiedy ma się na głowie kredyty. Premier Mateusz Morawiecki w Głogowie. • YouTube / Kancelaria Premiera
Ma to szczęście, że jego sąsiadem jest Ardanowskim. – Minister mieszka jakieś osiem kilometrów ode mnie. Zawsze coś razem robiliśmy – przyznaje Szarszewski. I wystawia koledze laurkę: – W kujawsko-pomorskiem minister jest znany z uporu, dążenia do tego, by było lepiej. Po prostu jest Polakiem. To jest nasz minister, bo rolnik. Szedł drogą izb rolniczych, znał problemy wiejskie. Cały czas był związany z matką ziemią.Są pewne niedociągnięcia tamtego rządu i trzeba to usprawniać. Bardzo prosiłem premiera i ministra, żeby została stworzona Rządowa Komórka Ochrony Rolnika. Co z tego, że pięknie prowadzę gospodarstwo i mam efekty, utrzymuję rodzinę. Ale niestety firma, z którą współpracowałem, upadła.
Ale to nie Szarszewski zainicjował przyjazd premiera i ministra do Głogowa. – To było spontaniczne. Siedzieliśmy z Krzyśkiem i rozmawialiśmy. I mówię: "Krzysiek, jakby zorganizować takie spotkanie.." – opowiada.
Później usłyszał, że ma się przygotować, bo Morawiecki przyjedzie. – Mówię: "Krzysztof, daj mi dwa dni i jestem w stanie przyjąć premiera". Zresztą moje gospodarstwo się niczego nie wstydzi, mogę z każdym o wszystkim porozmawiać.
Uprzątnął trochę podwórze, bo to tam najpierw miał wystąpić premier. Ale pogoda pokrzyżowała plany, dlatego przenieśli się do magazynu. Pomogli sąsiedzi. Teraz powtarzają, że Jacek będzie w telewizji. Ale jemu nie zależało, żeby ustawiać się do zdjęć, a raczej na tym, by wszystko dobrze zorganizować.
Szarszewski cieszy się, że po spotkaniu z przedstawicielami rządu rolnicy byli zadowoleni. Już wcześniej powtarzał im, że premier i minister przyjechali, żeby im powiedzieć, "co się tam na górze dzieje". – Jakby chociaż połowa tych obietnic się spełniła, to byłoby dobrze – stwierdza gospodarz.Wie pani, żeby był porządek, prąd i by było się czego napić.Mnie nie jest potrzebne żeby w wieku 60 lat być na wizji i fonii. Ja chcę być Polakiem.
Ale już widzi, że wraz z nowym rządem lepiej się dzieje: – Przyszedł czas, że zaczynają ceny maszyn spadać. Inaczej zaczynają nas traktować, ale to dzięki takim ludziom jak premier Morawiecki, jak Krzysztof Ardanowski. Bo wcześniej to my my spaliśmy, czekaliśmy – uważa Szarszewski.
Choć pewnie nie wszyscy rolnicy podpisaliby się pod jego słowami. 15 lipca podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej w Kraśniku, premier został wygwizdany przez plantatorów i sadowników.
"Wy ludziom nie musicie dawać, tylko przestańcie im zabierać", "Żądamy ograniczenia importu owoców z zagranicy", "Za naszą pracę chcemy godnej zapłaty", "Niszczycie polskie rolnictwo" – napisali na transparentach protestujący.