Dramatyczna relacja Polaka, który w Grecji stracił żonę i syna. "Nie poinformowano nas o zagrożeniu"
– Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem. Wyszedłem z hotelu, patrzę, a już w powietrzu unoszą się płonące strzępy. Spytałem na recepcji, co się dzieje, a pracownik powiedział: "Nic, nic, nic". Mówię, że się pali. Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili – mówił na antenie TVP Info pan Jarosław, którego żona i syn zginęli w pożarze w Grecji.
– Nie było zorganizowanej ewakuacji. Wszyscy uciekali w popłochu. Pomocy żadnej nie było. Pomoc dopiero przyszła po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło – mówił.
Zasugerował żonie Beacie i synowi Kacprowi, żeby odpłynęli od brzegu łodzią z innymi turystami. – Żona z dzieckiem wsiadła do łodzi, ja nie zmieściłem się. Widziałem jak odpływają. Byłem szczęśliwy, że się uratują – przyznał. Niestety, łódź zatonęła a jego bliscy utonęli.
Przypomnijmy, że ogień, który rozprzestrzenia się nie tylko w regionie Attyki blisko Aten, ale też w innych częściach kraju, a zwłaszcza w Koryncie i na Krecie, zniszczył wiele budynków i wymusił ewakuację kilku miejscowości. Liczba ofiar pożarów wzrosła do co najmniej 74 osób.
Głos w sprawie gigantycznych pożarów w Grecji zabrał Andrzej Duda. Prezydent przesłał kondolencje po śmierci Polaków. Zapewnił też, że w tej sprawie pozostaje w kontakcie z greckimi władzami.
Źródło: "TVP Info"