Były prezydent aresztowany za złamanie konstytucji. Przeciwnicy Dudy zachwyceni, ale nie mają racji

Katarzyna Zuchowicz
Robert Koczarian, były prezydent Armenii, został aresztowany w piątek i już wyszedł za kaucją, ale wciąż nie milkną echa zarzutów, które mu postawiono. – Mam satysfakcję, że w Armenii aresztowano prezydenta za łamanie konstytucji. Trybunał Stanu jest nieuchronny dla Andrzeja Dudy – stwierdziła właśnie prof. Jadwiga Staniszkis. Wielu polskich internautów też chwyta się takich porównań. Choć mimo wszystko obie sytuacje porównywalne nie są.
Były prezydent Armenii Robert Koczarian został aresztowany na dwa miesiące. Postawiono mu zarzut łamania konstytucji. Fot. Wikipedia/CC BY-SA 3.0
Aresztowanie przywódcy, i to byłego, sprzed 10 lat, w dodatku mało w Polsce znanego kraju, jakim jest Armenia, wydaje się naprawdę niezwykłe. A jednak tym jednym zwrotem "łamanie konstytucji" mały kraj na Kaukazie szczególnie w ostatnich dniach przykuł uwagę nad Wisłą.


Robert Koczarian, prezydent Armenii w latach 1998-2008, został aresztowany 29 lipca. Usłyszał zarzut złamania konstytucji, a właściwie naruszenia porządku konstytucyjnego, a nawet, jak określił to w swojej analizie Ośrodek Studiów Wschodnich jeszcze mocniej – przedstawiono mu zarzut "zamachu na armeński porządek konstytucyjny".


– To jest precedens – mówi naTemat Wojciech Górecki, ekspert OSW, zajmujący się Kaukazem.

Sąd w Erywaniu debatował nad sprawą Koczariana 12 godzin. Media na Kaukazie twierdzą, że według prominentnych prawników i obrońców praw człowieka wszystko odbyło się zgodnie z prawem i zapisami konstytucji. Podobno przed sądem czekał tłum ludzi, który owacyjnie przyjął jego decyzję. Euforia była też w sieci, przeciwnicy Koczariana nazywali moment historycznym.

"Wyrażali swoją nadzieję, że wreszcie jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń we współczesnej historii Armenii może być w pełni zbadane" – pisze Karen Tovmasyan na stronie gruzińskiego portalu.

"Nie równajmy się do Armenii"
Były prezydent został oskarżony zgodnie z artykułem 300.1 kodeksu karnego o to, że w marcu 2008 roku wprowadził stan wyjątkowy, a potem użył siły przeciwko pokojowo protestującym manifestantom. Zginęło 10 osób, ponad 250 zostało rannych.

Wielu mieszkańców Armenii czekało na ten moment 10 lat. Choć wyszedł za kaucją, grozi mu nawet do 15 lat więzienia.

Sytuacja w tym kraju jest jednak bardziej skomplikowana niż – w kontekście łamania konstytucji – może być przez niektórych postrzegana z perspektywy Polski. – Uważam, że nie równajmy się do Armenii, choć bardzo dobrze jej życzę. I nie szukajmy analogii z Armenią, bo jest zbyt wiele rzeczy, które nas różnią. Szukajmy analogii z krajami europejskimi, gdzie rządzi prawo – mówi nam Paweł Zalewski, były europoseł i były szef sejmowej komisji spraw zagranicznych.


W 2008 roku, gdy doszło do stłumienia protestów, w Armenii odbyły się wybory prezydenckie. Startował w nich i wygrał namaszczony przez Koczariana Serż Sarkisjan. Opozycja skupiona wokół Lewona Ter-Petrosjana twierdziła wówczas, że wybory zostały sfałszowane. Na ulice wyszły tłumy, doszło do rozlewu krwi.

"Zarzut organizacji masowych zamieszek postanowiono wówczas m.in. obecnemu premierowi Nikolowi Paszynianowi" – czytamy w analizie OSW. W kwietniu 2018 roku Sarkisjan został obalony i dziś nie brakuje opinii, że Paszynian może się teraz mścić na poprzedniej władzy.
Analiza Ośrodka Studiów Wschodnich
fragment

"Celem Paszyniana jest obecnie rozliczenie polityków, którzy rządzili Armenią w ciągu ostatnich dwóch dekad, na czele z Serżem Sarkisjanem (różnego rodzaju zarzuty – o charakterze kryminalnym i skarbowym – postawiono już osobom z jego rodziny). O głębi planowanych rozliczeń świadczy postawienie zarzutów, z tego samego paragrafu, co Koczarianowi, również urzędującemu sekretarzowi generalnemu Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, generałowi Jurijowi Chaczaturowi". Czytaj więcej

– Moim zdaniem chodzi konsolidację zwolenników Paszyniana przed planowanymi wyborami i spełnienie obietnic, które zapowiadano w czasie ostatnich protestów. To gest wobec popierających protesty – mówi o aresztowaniu byłego prezydenta Wojciech Górecki.

"Nie przypomina sobie takiego przypadku"
Jakby nie było, na świecie nie było zbyt wielu przypadków, by prezydent obecny czy były, był sądzony na łamanie konstytucji. Paweł Zalewski nie potrafi przypomnieć sobie takiego przypadku w Europie. – W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ani w Hiszpanii, we Francji, w Niemczech, ani nawet we Włoszech, gdzie Berlusconi był sądzony, ale nie za złamanie konstytucji, nie przypominam sobie takiego przypadku – mówi.