Dorośnijcie, latanie nago po festiwalu nie jest fajne. Rzeczywistość może was kiedyś brutalnie zaskoczyć

Mateusz Marchwicki
Pol'and'rock dobiegł już końca. Większość uczestników wróciła już do domów, a po festiwalu zostały wspomnienia i zdjęcia. Właśnie, niektóre z fotografii już krążące w sieci mogą być kłopotliwe. I to bardziej niż mogłoby się wydawać. Nie tylko z tego roku, ale i poprzednich. Bo gdy zabawa się kończy, zdjęcia zostają. Na zawsze.
Pol'and'rock Festival już się skończył. Zostały wspomnienia dobrej zabawy i zdjęcia z niej. Nie wszystkimi jednak można się swobodnie pochwalić. Fot. Grzegorz Skowronek/Agencja Gazeta
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Tak samo jest z kostrzyńskim festiwalem, który w niedzielny wieczór dobiegł końca. Organizatorom pozostało posprzątać teren, a uczestnikom wspominać i wrócić do mniej imprezowej rzeczywistości.

Jednak nie wszystkie wspomnienia nadają się do rozpowszechniania i chwalenia się nimi na prawo i lewo. Z niewinnej i "wyzwolonej" zabawy mogą bowiem wyniknąć zupełnie poważne konsekwencje.

Gdy przeglądaliśmy w naszej bazie zdjęć fotografie z tegorocznej i poprzednich edycji festiwalu w oczy rzuciło się to, że naprawdę sporo z nich to... totalna golizna. Nie w majtkach, nie w kąpielówkach, ale nago nagusieńko jak pan Bóg stworzył.


Tam wolno więcej
Zarówno Woodstock, jak i Pol'and'rock to nie tylko dobra muzyka i świetne rozmowy w Akademii Sztuk Przepięknych, ale także bardzo swobodna atmosfera, namiotowe imprezy do białego rana (albo niekończące się w ogóle) i szaleństwa, na które na co dzień nie można sobie pozwolić.

I nie chodzi tu o mityczne już morze alkoholu, przemycane narkotyki i seks, które według przeciwników Jurka Owsiaka są tam powszechne i "deprawują młodzież", co nie jest do końca prawdą. Przekonują się o tym wszyscy ci, którzy choć raz na festiwalu byli.

Nie chodzi też o błotne kąpiele, które nieodłącznie kojarzą się z pobytem w Kostrzynie. W tym roku, oprócz festiwalowej tradycji, był to też sposób na ochłodę. Pogoda bowiem dopisała, chwilami nawet za bardzo.

Problemem mogą być zdjęcia, na których uczestnicy festiwalu zachowują się bardzo "swobodnie". A mówiąc wprost, można ich oglądać nago.

Nagość
Nie, nie są to zdjęcia wydobyte z czeluści dobrze pilnowanych, prywatnych archiwów. Zdjęcia spacerowiczów w "stroju Adama" dostępne są w agencjach zdjęciowych, z których korzystają nie tylko media, ale również o wiele mniej transparentni klienci. To tylko kwestia czasu, gdy w nie do końca legalny sposób trafią do sieci. I to z nierozpikselizowanymi szczegółami. Rozwiewamy wątpliwości: nie chodzi tu o strój plażowy, a o całkowite pozbycie się ubrań.
Fot. Grzegorz Skowronek/Agencja Gazeta
Są to oczywiście spontaniczne oznaki radości i niczym nieskrępowanej wolności. Ale nie tylko. Podczas Woodstoku, a teraz Pol'and'rocku organizowane są nawet biegi "naturystyczno-rozrywkowe". Wszystko jest zaplanowane, a ogłoszenie i zachęta do przyłączenia się pojawia się na Facebooku kilka dni przed rozpoczęciem imprezy.
Według organizatorów, w biegu może wziąć udział każdy (to raczej przebieżka niż wyścig), panie warunkowo mogą pobiec topless. Można też zakryć twarz i tatuaże, a wszystkie zachowania o charakterze erotycznym nie są tolerowane.

Ale o co chodzi?
Można byłoby powiedzieć, że nic wielkiego się nie dzieje – przecież to tylko zabawa. Nikt nikogo do biegania nago po festiwalowym polu nie zmusza, impreza tego typu to nie wizyta w kościele, a i sprawa nagości nie powinna wreszcie wzbudzać w Polsce powszechnego oburzenia.

Niestety rzeczywistość, szczególnie ta dotycząca zawodowej sfery życia, może szybko brutalnie ściągnąć na ziemię każdego festiwalowicza. Bo czy 20-latek biegający i szczęśliwy (a na zdjęciu nie zawsze trzeźwy) w ogóle myśli, że ze kilka lat może być menadżerem czy szefem w dużej firmie?
Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Najpierw wolność, potem problemy
Czasy, w których rekrutacja do jakiejkolwiek pracy ograniczała się wyłącznie do rozmowy kwalifikacyjnej i przyniesienia na nią niepogniecionego CV, to już przeszłość. Teraz standardem jest sprawdzanie przez rekrutera tego, jak kandydat lub kandydatka do pracy pokazują się w mediach społecznościowych.

Jak w rozmowie z naTemat mówi Mateusz Żydek, specjalista z agencji rekrutacyjnej Randstad, praktyka ta jest stosowana bardzo często. Wynika to z faktu, że duża część działań rekrutacyjnych przeniosła się do portali społecznościowych i to nie tylko tych poświęconych budowaniu kariery.

Jak przyznaje ekspert, rekruterzy korzystają głównie z LinkedIna i GoldenLine'a, bo tam najszybciej i najbardziej profesjonalnie można ocenić kandydata pod względem zawodowym. Jeśli jednak nie mamy tam konta, swoją uwagę przeniosą na Facebooka.

– Zawsze zalecamy też, by wyraźnie oddzielać w internecie treści zawodowe i prywatne. Wystarczy skorzystać z ustawień prywatności w mediach społecznościowych takich jak Facebook czy Instagram. Wtedy będziemy mieli dużą dozę pewności, że żadna nasza prywatna aktywność nie będzie miała wpływu na wyniki rekrutacji – mówi Mateusz Żydek.

Zdaniem eksperta, trzeba uważać też na posty dostępne dla wszystkich. – Jeśli rekruter będzie chciał zweryfikować kandydata w mediach społecznościowych, to niemal wyłącznie pod kątem jego doświadczenia zawodowego, raczej nie zajrzy więc do naszego profilu na Facebooku  – mówi.

– Dla pewności warto jednak unikać publikowania postów ogólnodostępnych, które mogłyby nas stawiać w niezbyt korzystnym świetle. Negatywnym sygnałem będą przede wszystkim wszelkie treści zabronione prawem – podsumowuje Żydek.

Pewnie, nawet jeśli komuś zapali się w głowie lampka ostrzegawcza, by takiego zdjęcia nie publikować, nie znaczy to, że one nigdy nie ujrzą światła dziennego.
Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Jednak opinii na ten temat jest tyle, ilu rekruterów. W rozmowie z portalem InnPoland.pl, Justyna Pytko, specjalistka od rekrutacji z agencji HR Contact przekonuje, że warto unikać kontrowersji (chyba, że branża do której się dobijamy akurat się w nich lubuje). Zdjęcia z elementami nagości i używkami raczej nie wchodzą więc w grę. Chyba że akceptuje to branża, w której chcemy pracować.

Nic już nie można
Czy to oznacza, że nie ma już miejsca na spontaniczność i trochę szaleństwa w wieku, w którym nie trzeba być jeszcze statecznym pracownikiem korporacji czy finansistką w eleganckim kostiumie?

Jest, ale zostawiając wszystkie ubrania w namiocie trzeba liczyć się z tym, że ktoś może zrobić nam zdjęcie. A ono w błyskawicznym tempie może trafić do sieci, czego w praktyce nie można zatrzymać.

Trzeba też założyć, że do pracy rekrutował nas będzie bardzo wymagający HR-owiec, który dokładnie nas wygoogluje. Wtedy jedno zdjęcie z festiwalu może przekreślić szansę na stanowisko. Warto też pójść za radą specjalistów i założyć konto na jednym z portali odpowiadających za zawodowy wizerunek. I sprawdzić ustawienia postów na Facebooku.

A na festiwalu bawić się zawsze tak samo, ale po prostu ze spodenkami na miejscu.

Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej