Wypędzali "ducha padaczki" na ulicy. Kim są ewangelizatorzy obśmiani przez internautów?

Bartosz Godziński
Film, na którym para ewangelizatorów wypędza ducha z mężczyzny chorego na padaczkę, od kilku dni krąży w internecie. Małżeństwo Kowalczyków nagrywa swoją uliczną posługę na YouTube, a ich kanał wywołuje ogromne kontrowersje. Sposób, w jaki chcą nawracać ludzi, jest bardzo agresywny, a w tym konkretnym przypadku - niebezpieczny.
Małżeństwo z Nowego Dworu Mazowieckiego ewangelizuje ludzi na ulicach i nagrywa z tego filmy Screen z YouTube / Tomasz & Sandra Kowalczyk
Sytuacja wydarzyła się w biały dzień. Młoda kobieta wykrzykiwała na ulicy opowieść o swoim życiu i Bogu. Wtem, tuż obok, przewrócił się mężczyzna - wprost na stoisko z truskawkami. Dostał ataku padaczki. Na pomoc rzuciła się strażniczka miejska i... kaznodziejka. Wymawiała inkantacje w obcym języku i stanowczo mówiła "Wynoś się duchu padaczki!", utrudniając pracę funkcjonariuszom.
Małżeństwo wypędza ducha epilepsji YouTube
Powód "duchowej" interwencji jest kuriozalny: – On chciał naszej pomocy. Później na nagraniu rozmawia z nami na ławce. Nie ze strażnikami, ale z nami. Bardzo się cieszył, że mu pomogliśmy – mówi w rozmowie z naTemat Sandra Kowalczyk. Na filmikach wygląda to jednak trochę inaczej...


Byli na dnie, ale objawił im się Jezus
O Kowalczykach można powiedzieć, że to "małżeństwo po przejściach". Jeszcze cztery lata temu mieszkali w Szwecji i bynajmniej nie prowadzili ulicznej ewangelizacji. Sandra, jak sama wspomina, była narkomanką, która zdradziła męża. Tomasz bił ją w ramach zemsty. Przez trzy lata.



– Wiedziałam, że Jezus już jest w moim życiu, ale nie potrafiłam skończyć z narkotykami. Walczyłam wewnątrz siebie. To było straszne. Pierwszy raz poczułam, że chce żyć, a moje życie do tej pory było puste i była złym człowiekiem. Krzyczałam, by Jezus mnie uratował – opowiada mi kobieta.
Sandra

Odeszłam z tego świata. Nie trafiłam do Czyśćca, ale do Otchłani. Nagle zobaczyłam światło, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Podniosłam się, zwymiotowałam i zaczęłam krzyczeć jak zarzynana świnia. To był nieludzki dźwięk. Nie krzyczałam tak nawet, gdy bił mnie mąż czy mój poprzedni partner.

– Wtedy zostałam uwolniona od alkoholu i narkotyków. Stałam się nowym człowiekiem. Narodziłam się na nowo – mówi mi przez telefon.
Sandra przemawia do więźniów w Braniewie. Ewangelizację przerywa im policja YouTube
Sandra ma obecnie 26, a Tomasz 39 lat - mieszkają pod Warszawą. Kobieta nie chciała zdradzić czym się zajmuje zawodowo - on wykonuje belki stropowe. Jeżdżą po kraju ze sprzętem do nagrywania i nagłaśniania kazań. Modlą się i próbują nawracać ludzi nie tylko na ulicach, ale i na plaży nad Bałtykiem. Chrzczą też ludzi w sadzawkach. Deklarują, że prowadzi ich Duch Święty...

Kaznodziejów na ulicach ci u nas dostatek
Ulicznych ewangelizatorów możemy spotkać w cieplejsze dni w całej Polsce. Przyciągają uwagę, bo są głośni - zwykle ich głos wzmacniany jest przez głośniki. Co o takiej działalności myślą sami duchowni? Zapytałem o to dominikanina, doktora politologii Jarosława Głodka.

Przyznaje, że czasem też się denerwuje, gdy zza okna słyszy rozstawionych z głośnikami ewangelizatorów śpiewających przed kościołem ojców paulinów. – Ale nawet jeśli ktoś nie lubi takiego publicznego wyrażania wiary, to na innych może to działać. Podobnie jest dla przykładu z hip-hopem. Jedni go lubią, drudzy nie. Czasem teksty raperów są wulgarne, czasem śmieszne, a czasem po prostu świetne - takie po prostu są. Nie wszystko musi się nam podobać – tłumaczy o. Głodek.
O. Jarosław Głodek

Czasami nawet negatywny odbiór może stać się okazją do refleksji, np. jak się widzi zakochanych całujących się namiętnie, to można albo się zgorszyć albo pomyśleć o swojej miłości: kiedy ja tak kochałem, że nie obchodziło mnie co o tym inni pomyślą?

Dominikanin opowiada się za różnorodnością. – Niech istnieje wolny rynek wyrażania swojej wrażliwości i przekonań w różny sposób. Prawda i tak się przebije i zweryfikuje. Wiara polega na tym, że każdy człowiek ma wystarczającą ilość tego czegoś, co potrzeba mu do oceny, czy gdzieś obecny jest Bóg, a gdzieś go nie rozpoznaję. Jeśli kogoś taka uliczna ewangelizacja zainteresuje, to się zatrzyma posłucha, jeśli nie - pójdzie dalej.

– Pluralizm jest pożyteczny. Nawet jeśli reakcja na ten przekaz jest negatywna, to pozwala odkryć kim ja jestem i na jakich częstotliwościach nadaje. Przez negacje pewnych rzeczy, odkrywam kim nie jestem, co nie jest moje, gdzie wyczuwam fałsz – podsumowuje o. Głodek.

Epileptycy uważają, że to niedopuszczalne
O ile zwykłych ewangelizatorów można akceptować, bądź też nie, o tyle zachowanie małżeństwa Kowalczyków było szalenie niebezpieczne. Nie dość, że utrudniali pracę strażnikom miejskim, to dodatkowo w świat poszedł przekaz rodem ze średniowiecza: epilepsja to nie choroba, a opętanie przez demona.



W Polsce z powodu padaczki cierpi ok. 400 tys. osób. Nie jest to choroba psychiczna, ani tym bardziej opętanie przez demona (chorowali na nią m. in. Dostojewski, Beethoven, Byron). Jak pomóc w trakcie ataku? Na pewno nie wolno nic wkładać takiej osobie między zęby, a więcej informacji znajdziemy pod tym adresem.