Ziobro publicznie starł się z posłanką Pawłowicz! Nie chciała w Sądzie Najwyższym jednego kandydata

Bartosz Świderski
Takiej wojenki na posiedzeniu KRS jeszcze nie było. Po przeciwnej stronie barykady stanęli minister Zbigniew Ziobro i posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. Poszło o zgłoszenie Kamila Zaradkiewicza do Sądu Najwyższego.
Krystyna Pawłowicz kontra Zbigniew Ziobro Fot. Aleksandra Koszczyk / AG
Kamil Zaradkiewicz został zarekomendowany przez Krajową Radę Sądownictwa na członka Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Przypomnijmy, że pracował on w Trybunale Konstytucyjnego przed czystką PiS. Potem opowiedział się po stronie rządzącej i znalazł się na dyrektorskiej posadzie w ministerstwie sprawiedliwości. Jego departament obsługuje komisję weryfikacyjną ds. reprywatyzacji.

Wydawało się, że jego kandydatura przejdzie gładko przez KRS. Sprzeciwiła się jednak Krystyna Pawłowicz. Wytknęła Zaradkiewiczowi, że prezentował w mediach "bardzo liberalny i marginalny pogląd" – kilka lat temu mówił, że z konstytucji wcale nie wynika, że małżeństwo to wyłącznie związek kobiety i mężczyzny.


– Ten jego pogląd jest radykalnie sprzeczny z poglądem w polskiej doktrynie prawnej. Jeśli ta osoba miałaby reprezentować tak bardzo odmienny od polskiej kultury prawnej pogląd na małżeństwo, nie powinna być sędzią w SN. Bardzo proszę, żeby na tę osobę nie głosować – apelowała posłanka PiS.

W obronie kandydata wystąpił Zbigniew Ziobro, który niespodziewanie zjawił się na posiedzeniu. Przekonywał, że zna Zaradkiewicza osobiście "jako osobę sumienną z komisji majątkowej". Co ciekawe, miał przy sobie stanowisko Zaradkiewicza.

– Wynika z niego, że nie podziela formułowanego w debacie prawniczej argumentu o rzekomej dyskryminacji osób tej samej płci oraz opowiada się za takim rozumieniem instytucji małżeństwa, jakie jest właściwe dominującemu poglądowi interpretatorów konstytucji, czyli że jest to związek między mężczyzną a kobietą – mówił Ziobro.

Pawłowicz odpowiedziała na to, że "pan Zaradkiewicz przyrzeknie wszystko na użytek tego konkursu, natomiast wcześniejsze słowa są nie do odwołania". Minister sprawiedliwości skwitował, że według niego ludzie "mogą się zmienić".