Nigdy wcześniej ludzie nie robili sobie tylu zdjęć z autem testowym. BMW i8 roadster rozpala umysły

Michał Mańkowski
Ten tekst mógłby być właściwie zbiorem anegdot, który przydarzyły się w ciągu 4 dni testu. Obcowanie z tym autem to w polskich realiach doświadczenie wręcz socjologiczne. Po pierwszych dziesięciu osobach, które zaczepiły nas, by porozmawiać o samochodzie, przestałem liczyć kolejne. Podobnie jak zdjęcia czy odwrócone głowy, które można liczyć w dziesiątkach i setkach. I tylko jedna osoba nas zwyzywała.
BMW i8 Roadster robi wrażenie wszędzie tam, gdzie się pojawi. Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Czy jest coś lepszego niż BMW i8? Przez długi czas nie było, a potem bawarski producent pokazał i8 roadster. Jeszcze ładniejszą, jeszcze ciekawszą, jeszcze seksowniejszą i jeszcze bardziej kosmiczną wersję hybrydowego modelu. W tym momencie po prostu nie ma lepszej możliwości wydania 700 tys. złotych, jeśli chcesz poczuć namiastkę "kosmosu".
Fot. Maciej Stanik / naTemat
I jeśli pisaliśmy, że na "zwykłe" BMW i8 w wersji coupe ludzie zwracają uwagę, zagadują i podpytują, to roadster robi pod tym względem totalną miazgę. To auto tak wyjątkowe, że po prostu nie można przejść przy nim obojętnie. Niezależnie od wieku, płci czy gustu. Reakcji jest tak dużo, że można by podzielić na kilka osobnych kategorii.
Niektórzy tylko się odwracają, inni mało nie skręcą sobie karku, przy okazji szukając na szybko telefonu, by zrobić zdjęcie lub nagrać krótkie wideo. Jeszcze inni... wybuchają szczerym śmiechem i pokazują "okejki". Kolejni wydają z siebie nieme "wow" (lub "o ku**a) i szturchają łokciami znajomych, którzy akurat patrzę w drugą stronę.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Najbardziej zachwycone są jednak dzieci, dla których i8 roadster to prawdziwa atrakcja. Tam "wow" nie jest nieme, to beztroski, pełen podniecenia okrzyk zachwytu.


Sporo ludzi zagaduje, nie tylko pytając, co to za auto, ale wchodząc także w szczegóły. Dla jednych wystarczy odpowiedź, ile to ma koni i jak szybko jedzie. Drudzy, ku mojemu zaskoczeniu, byli bardzo zainteresowani kwestiami hybrydowymi i elektrycznymi.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Zwłaszcza starsi mężczyźni. Do tej pory pamiętam pana grubo po 60-tce, który podszedł i na światłach dopytywał, jak dokładnie działa hybryda. Może to tylko autosugestia, ale w oku miał inżynierski błysk sprzed lat.

i8 jest magiczne, bo sprawia, że na świat od razu patrzy się w jaśniejszych barwach. Jest niemal jak różowe okulary, które zakłada się podczas jeżdżenia Rolls-Royce'm. Humor się poprawia, a kobiety – nawet te z mężczyznami – zaczynają patrzeć jakoś tak z przychylną ciekawością.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Generalnie 95 proc. reakcji to te jak najbardziej pozytywne. i8 przez swoją nietuzinkowość i rzadkość, w przeciwieństwie do droższej i bardziej znanej konkurencji, nie budzi zawiści. Niemiło było tylko raz, gdy w samym centrum Warszawy, stojąc na światłach na ul. Marszałkowskiej, wraz z fotografem zostaliśmy zwyzywani przez dwójkę młodych, lekko podpitych "Sebastianów".
Wraz z premierą roadstera, lifting przeszła też "standardowa" wersja i8-ki, ale w kontekście tego modelu teraz mówi się tylko o wersji bez dachu. Do tego stopnia, że gdy na warszawskich ulicach spotkaliśmy aktora Piotra Stramowskiego, który jechał... swoim i8 coupe, ten sam z siebie zagadał przez okno i stwierdził tylko, że "nooo, takiego to jeszcze nie widział".
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Paradoksalnie, jakiekolwiek i8 to na polskich ulicach widok rzadszy niż Porsche, Ferrari czy Lamborghini. Te pierwsze przyciągają zazdrosne spojrzenia, ale w Polsce już do nich przywykliśmy. Ferrari czy Lambo to nadal kosmos, ale też widywany częściej niż takie... no właśnie, takie co?

i8 to samochód tak nietuzinkowy, że niektórzy na początku nawet nie wiedzą, na jakie auto właśnie patrzą. A patrzą przecież na hybrydowy wynalazek bawarskiego producenta.
Fot. Maciej Stanik / Agencja Gazeta
Najpierw trochę technikaliów, bo ten hybrydowy roadster ma także nowości pod maską. Moc silnika elektrycznego zwiększono do 143 koni mechanicznych, a litowo-jonowe baterie mają większą pojemność. W praktyce oznacza to, że „na prundzie” możemy pojechać nieco dłużej. Do tej pory było to zaledwie 20 kilometrów, teraz komputer pokazuje zasięg nieco powyżej 50 kilometrów.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
To spora jakościowa zmiana, która choć nie jest duża, nie jest też symboliczna. W pewnym momencie na autostradzie dziękowałem Bogu, że awaryjnie zostało mi 35 kilometrów zasięgu na prądzie, bo nie dojechałbym chyba do najbliższej stacji. 50km w teorii pozwala też na całodzienną jazdę tylko na prądzie: praca, dom, szkoła i jakieś zakupy – wystarczy.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Ładować auto można z gniazdka lub w trakcie jazdy, włączając tryb sportowy. Wtedy system odzyskuje energię i sprawia, że zasięg e-silnika rośnie. W rzeczywistości jednak podczas jazdy maksymalnie udało mi się podładować go do 35km. Dalej szło już jakoś topornie.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Natomiast tradycyjny silnik spalinowy pozostał bez zmian, to 1,5-litrowy benzyniak o mocy 231KM, co łącznie daje nam tych koni 374. Poprawiono natomiast nieco sposób, w jaki ten silnik brzmi. Bo choć nie będzie tutaj rasowego ryku i burczenia na światłach (po prostu nie można tego zrobić), to odgłos docierający do uszu kierowcy jest całkiem przyjemny.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Ale to wszytko, te liczby, te zasięgi, schodzą na drugi plan, gdy na i8 roadster tylko spojrzymy. Uwielbiam to auto pod każdym względem, nie przeszkadza nawet fakt, że w środku nie jest tak kosmicznie jak można by się spodziewać przed wejściem (zaskoczeniem względem "normalnych" aut może być jedynie spora ilość włókna węglowego).
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Nie ma znaczenia, że wpadasz tam jak do piwnicy, a wychodzenie dla właścicieli z brzuszkiem będzie koszmarem. Albo że na parkingu musisz parkować zawsze na skrajnej pozycji lub tam gdzie są dwa miejsca, bo inaczej nie otworzysz drzwi.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Drzwi to w ogóle jeden z najbardziej kosmicznych i magicznych elementów tego samochodu. Pierwsze "wow" ludzie robią, gdy auto się pojawia. Gdy otwierają się drzwi (a właściwie to podnoszą), wtedy jest już "WOW". Zwłaszcza z ust dzieci. Tak zwane "lambo doors" (od Lamborghini) zawsze zrobią robotę. Dziwne tylko, że nie ma guzika, który je zamyka – trzeba po bożemu ciągnąć ręką.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Wygląd i otoczka, jaką gwarantuje ten samochód rekompensuje wszystko. Jego największą "wadą" jest to, że siedząc w środku nie widzisz, jak dobrze się prezentuje. Dopiero przejazd przy przeszklonym biurowcu przypomina ci się, co to za kocur.

To auto, które wygląda jak supersamochód, a kosztuje sporo mniej. Nie znaczy, że mało, ale gwarantuję wam, że jeśli spytacie 10 osób, ile on kosztuje, nikt nie trafi, że "jedynie" 700 tys. złotych. To chyba najtańsza droga do wejścia do grona "kosmicznych" samochodów.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Wersja cabrio zdecydowania zyskała pod względem wizualnym w porównaniu do coupe. Materiałowy dach opuszcza się zaledwie w 15 sekund i wtedy cieszymy się prawdziwą radością z jazdy. To auto dwuosobowe, z tyłu nie ma żadnej udawanej kanapy. Coupe niby ma dwa dodatkowe miejsca z tyłu, ale jechanie tam jest karkołomne (jest ciasno i nisko).
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
W przypadku roadstera za fotelami kierowcy i pasażera kryje się sporej wielkości wnęka na dodatkowe bagaże. Można ją podzielić na sekcje lub zrobić jedną sporą przestrzeń. Wejdą tam dwa plecaki, co ratuje sytuację, bo bagażnik jest tutaj malutki (jedna torba).
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
BMW i8 roadster pierwsze 100 km/h osiąga po 4,6 sekundy (coupe jest 0,2 szybsze). Wynik nie powalający na kolana, ale – jak to często bywa – w środku odczuwa się go zupełnie inaczej. Waga (auto jest zbudowane z ultralekkiego karbonu), pozycja za kierownicą, połączenie silnika spalinowego i hybrydowego sprawia, że nie masz poczucia, że czegokolwiek ci brak.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Prędkość maksymalna to ograniczone elektronicznie 250km/h, a komputer pokładowy po miejsko-autostradowej jeździe pokazywał średnie spalanie na poziomie 11l/100km. Generalnie i8-kę śmiało można nazwać ekonomicznym autem, które po pierwszej inwestycji rzędu 700 tys. złotych, nie pochłonie kroci na paliwo. No chyba że uzależni kierowcę od ciągłego jeżdżenia, a o to bardzo łatwo.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Ku mojemu zaskoczeniu, wielką satysfakcję sprawiało mi wolne turlanie się po mieście jedynie na silniku elektrycznym. Bez napinki, bez szarżowania. Po cichutku, powolutku z charakterystycznym i przyjemnym dla ucha odgłosem rozpędzającego się elektryka. W specjalnym trybie, który wykorzystuje maksymalne e-parametry, przyspieszając jednostajnie na samym prądzie możemy jechać nawet 123 km/h! Nie ma więc mowy o byciu zawalidrogą. Czekają was za to zdziwione spojrzenia, gdy podjeżdżacie niemal bezszelestnie.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
BMW i8 roadster to bez wątpienia jedno z najciekawszych aut dostępnych na rynku.Nie tylko ze względu na wygląd, ale i rozwiązania technologiczne. Trudno wskazać jego bezpośrednią konkurencję.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
Złapałem się na tym, że za każdym razem, gdy mam okazję z nim chwilę poobcować, po oddaniu odpalam rożne kalkulatory i liczę, co trzeba zrobić, by móc kupić sobie to auto. Pokochacie je od pierwszego spojrzenia i jeśli szukacie czegoś dającego radość z jazdy i samego faktu posiadania, i8 powinno wylądować na samej górze waszej listy życzeń. O ile tylko nie zależy wam na dyskrecji, bo to samochód tak krzykliwy, że nie ma mowy o świętym spokoju. Wiem już, do którego salonu bym poszedł, gdybym trafił "szóstkę" w Totka.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl