Pokój, łazienka i kuchnia na 8 metrach. Mikrokawalerki to smutny stan umysłu dużych miast
Harry'emu Potterowi pewnie nie przeszkadzałoby mieszkanie w niewielkiej mikrokawalerce. Dziesięć metrów z własną kuchnią i łazienką to i tak lepiej niż zakurzona komórka pod schodami. Z tą różnicą, że na "swoim" trzeba płacić. Z roku na rok coraz więcej. Oto historie mikrokawalerek, które wołają o pomstę do nieba.
Z Indeksu Cen Transakcyjnych Home Brokera i Open Finance jasno wynika, że ceny mieszkań w największych miastach Polski są najwyższe od 10 lat. Stawka za metr kwadratowy lokalu mieszkalnego w Warszawie pierwszy raz od lutego 2011 r. przekroczyła 8 tys. zł, a we Wrocławiu jest najwyższa od lipca 2008 r. (prawie 6,5 tys. zł).
Na taki stan rzeczy przekładają się wyższe koszty budowy (robocizna i materiały budowlane) oraz drożejące działki. Według NBP w Gdańsku grunty pod inwestycje deweloperskie zdrożały przez pół roku o ponad 30 proc. Na rynku najmu jest jednak trochę inaczej.
W mikrokawalerce jest wszystko, co potrzebne do życia. Poza przestrzenią.•Fot. Screen z otodom.pl
Mieszkam w pudełku po butach
Na prześmiewczym fanpage'u "Polska w dużych dawkach" pojawił się screenshot ogłoszenia wynajmu mikrokawalerki w Warszawie. "Słuchajcie, może nie jesteśmy potęgą technologiczną, naukową czy jakąś tam inną, ale pod pewnymi względami doganiamy taki Hongkong" – brzmiał opis zdjęcia, na którym widać oferowaną kawalerkę. Powierzchnia 8,5 m2.
– Mikrokawalerki zastępują stancje. Studenci coraz częściej preferują niewielkie mieszkanie niż pokój u kogoś obcego – twierdzi Krasoń. – Skoro jest popyt na mikroapartamenty, pojawia się podaż. Pamiętajmy jednak, że w Polsce nadal jest to bardzo mały ułamek rynku – dodaje.
Z tego, co widać na zdjęciach, poza przestrzenią w kawalerce brakuje również podstawowego AGD. Razem z opłatami mikromieszkanie kosztuje 800 zł/m-c. Tyle, ile trzeba zapłacić za najem pokoju w stolicy. Jednak co to za konkurencja, kiedy mikrokawalerka jest zlokalizowana na Targówku, daleko od centrum.
W przeludnionym Hong Kongu takie mikromieszkania to pewien standard. Otrzymały nawet adekwatną nazwę "shoebox apartment" - "pudełka po butach". I nie chodzi tu o myk z przyciąganiem amatorów minimalizmu. Podobnie jak w Warszawie, do zajmowania niewielkich lokali ludzi zmusza sytuacja na rynku nieruchomości. A dla zwykłego Kowalskiego "nie jest kolorowo".
Mikrokawalerki mają przyciągać ceną.•Fot. Screen z otodom.pl
Dwa gigantyczne bloki w centrum Warszawy. Typowa wielka, gierkowska płyta w okolicy ul. Królewskiej, ale już po odrestaurowaniu - klatki i portiernia odświeżone. Kilkanaście pięter i kilkanaście klatek. W jednym i drugim bloku zastosowano niecodzienną aranżację mieszkaniową w identycznym stylu.
Mianowicie, ktoś wykupił na własność komórki lokatorskie, które znajdowały się na piętrze, zazwyczaj naprzeciwko wind. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby owe pomieszczenia gospodarcze nie zostały przerobione na najzwyklejsze kawalerki. Zamontowano tam normalne drzwi, pociągnięto kanalizację i podłączono kuchnię.
Obie miały odpowiednio po 13-14 metrów kwadratowych. I o ile pokój w takim rozmiarze nie jest niczym złym, to trzeba pamiętać, że tutaj na tych kilkunastu metrach znajdowała się sypialnia, łazienka i kuchnia.
Mikrokawalerka w Katowicach.•Fot. Screen z otodom.pl
Znajomi mieszkali tam jakieś 5-6 lat temu. Ceny były atrakcyjniejsze w porównaniu do zwykłych kawalerek, ale co najmniej 1000 zł z lekkim hakiem. Na czasy studenckie, gdzie kluczowe są cena i lokalizacja, była to naprawdę niezła oferta.
Nie tylko Warszawa
Kolejna znajoma znalazła swoje mikromieszkanie w Bytomiu. W krajobrazie tworzonym przez bloki z płyty i coraz bardziej zrujnowane familoki, ogarnęła kamienicę zamienioną na kompleks mikrokawalerek i jednoosobowych pokojów. Taka forma przypomina hotel albo hostel, gdzie raczej przychodzi się tylko po to, żeby się wyspać.
– Nie mam tu za wiele miejsca, ale ogólnie jest spoko – mówi Paulina. – Na tych kilkunastu metrach mam wszystko, czego potrzeba mi do funkcjonowania. Może będzie trochę ciasno, ale w końcu mam za sobą 25-letnie doświadczenie w mieszkaniu w bloku. No i cena mnie przekonała - 800 zł ze wszystkimi mediami i nic więcej na głowie – dodaje.
Jeśli komuś bliżej do Sheldona Coopera niż Steve'a Stieflera, takie małe mieszkanko faktycznie powinno przełożyć się na oszczędności. Szkoda tylko, że młodzi ludzie muszą gnieść się w lokalach powierzchni więziennej celi, marząc o karierze w mieście.
Coś się zmieni?
Analitycy rynku nieruchomości są przekonani, że bańka musi w końcu pęknąć. Już teraz deweloperzy zaliczają mniejsze zainteresowanie kupnem mieszkań. W drugim kwartale 2018 roku deweloperzy nie notowali już tak wysokich wyników sprzedażowych.
– Wkrótce dojdziemy do końca – twierdzi Marcin Krasoń z Home Brokera. – Ceny nowych mieszkań idą w górę, co jest związane ze wzrostem kosztów wykonawstwa czy materiałów budowlanych. Część społeczeństwa już tych podwyżek nie akceptuje. To może być pierwszy sygnał, że trend może się odwrócić – podkreśla.
– Należy jednak podkreślić, że to nie będzie jakiś spektakularny kryzys, gdzie mieszkania w rok stanieją o 30 czy 40 proc. – kontynuuje Krasoń. – Dotychczasowy, systematyczny wzrost cen mieszkań o kilka procent w końcu zatrzyma się, a ceny zaczną spadać. Ciężko powiedzieć kiedy, ale jestem przekonany, że nastąpi to już wkrótce – zaznacza.
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej