"Codziennie masturbuję się w firmowej toalecie". Od teraz seksoholizm to oficjalnie... choroba

Michał Jośko
Niedawno Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała o poprawioną i rozszerzoną (po raz pierwszy od roku 1996) wersję nowej klasyfikacji chorób. W Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-11) uwzględniono nie tylko problemy tak nowoczesne, co niekontrolowany kontakt z grami wideo. Na liście zadebiutowała także przypadłość równie starą, co ludzkość: kompulsywne zachowania seksualne.
Uzależnienie od seksu to od teraz prawdziwa choroba. Fot. Public domain
Damian ma 43 lat. Mieszka w Poznaniu i pracuje w agencji nieruchomości. Jak opowiada, "tymi rzeczami" zaczął interesować się bardzo wcześnie. Pamięta pierwsze pismo pornograficzne, które znalazł w szufladzie wujka.

– Miałem wtedy jakieś 11 lat i, jak mi się dziś wydaje, już po przewertowaniu paru kartek wiedziałem, że znalazłem największą życiową pasję – opowiada człowiek, który od niedawna może oficjalnie mówić o sobie, że jest chory.

Jak podkreślają specjaliści, to przełomowy krok osób dotkniętych tym problemem hiperseksualności, czyli ciągłej, wyniszczającej i uporczywej potrzeby, związanej z życiem erotycznym. Nadmierne zainteresowanie erotyką i nadmierna aktywność seksualna (u kobiet określane czasami mianem nimfomani, u mężczyzn – satyryzmu), które do tej pory nie było traktowane wystarczająco poważnie, nareszcie trafiło do grupy złożonych zaburzeń określanych mianem "zaburzeń kontroli impulsów".


– Jeśli jakaś przypadłość na takich oficjalnych listach chorób nie figuruje, to nie uczy się o niej psychiatrów czy psychologów. Oni z kolei potem nie prowadzą diagnozy, aby to zjawisko wykrywać u pacjentów i nie wiedzą, jak skutecznie pomóc pacjentom z takim problemem – informuje za pośrednictwem PAP dr hab. Mateusz Gola.

To właśnie wieloletni projekt badawczy "Hiperseksulanosc.pl", prowadzony pod kierownictwem tego psychologa z Instytutu Psychologii PAN w Warszawie, w znacznym stopniu wpłynął na decyzję Światowej Organizacja Zdrowia. Z kolei owa decyzja może wpłynąć na życie naprawdę dużej grupy ludzi: z dotychczasowych badań wynika, że problem kompulsywnych zachowań seksualnych obejmuje 1,5 – 5 proc. społeczeństwa.
Hiperseksualizm to problem dotyczący coraz większej grupy kobietFot. 123rf
Na linii frontu
Z kolei Ewa jest 33-latką, która od ponad dekady mieszka w Warszawie. Szybko pnie się po szczeblach kariery w dużej korporacji z branży elektronicznej. Jak podkreśla, pomiędzy godziną 9. a 17. jest osobą w pełni skupioną na wykonywaniu obowiązków służbowych i nie widzi problemu w tym, że zdarzają się jej znikać w firmowej toalecie nawet kilkanaście razy dziennie. Odpala tam na smartfonie ostrą pornografię i masturbuje się.

– Po takim krótkim odstresowaniu się, wracam do pracy znacznie lepiej skupiona. Więc to chyba tylko z korzyścią dla wszystkich, prawda? Mam wysoki poziom libido, nie zmienię tego. Lubię seks; z mężczyznami, albo "we własnym zakresie”. W końcu trzeba mieć jakieś hobby – śmieje się Ewa, zaznaczając, że nigdy nie uważała swojego zachowania za problem.

Nawet pomimo pewnego szczegółu: Ewa jest nosicielką wirusa HIV. Nie chce rozmawiać o okolicznościach zachorowania. Zmienia temat, puentując go żartobliwym stwierdzeniem, że przecież "żołnierz na wojnie też ryzykuje, że umrze. No i jeśli chce się żyć pełnią życia, ryzyka nie da się wyeliminować w pełni”.

Równouprawnienie za rogiem
Choć na dziesięć osób z problem kompulsywnych zachowań seksualnych osiem to mężczyźni, specjaliści wyraźnie podkreślają, że jesteśmy świadkami dużych zmian, na które należy zwrócić uwagę. Coraz łatwiejszy – darmowy i anonimowy – dostęp do treści pornograficznych sprawia, że w grupie najmłodszych osób (przedział od 7 do 13 lat) problem uzależnienia od „ostrych treści” powoli przestaje być domeną chłopców.

Dla czterech z pięciu osób, które zgłaszają się do specjalisty w związku z hiperseksualnością, głównym problemem jest właśnie pornografia. W przypadku pozostałych mówimy o zachowaniach znacznie groźniejszych dla zdrowia, czyli ryzykownych zachowaniach seksualnych, w tym korzystaniu z płatnych usług seksualnych.

Co istotne, to właśnie kobiety są w większym niebezpieczeństwie: o ile u statystycznego pacjenta płci męskiej głównym problemem są zazwyczaj masturbacja i oglądanie pornografii, panie częściej decydują się na impulsywne, spontaniczne i ryzykowne kontakty seksualne w „realu”.

Seks nade wszystko
– Dla mnie seks jest czynnością automatyczną. Nie szukam w nim żadnej bliskości, nie myślę o dostarczeniu przyjemności drugiej osobie. O tym, że to elementy, które naturalnie powinny być związane z sferą erotyki, dowiedziałem się dopiero od mojego terapeuty – mówi Damian, którego życiorys wręcz książkowo pokazuje kolejny z problemów: nieumiejętność budowania relacji.

To seks jest wartością nadrzędną, towarem pierwszej potrzeby, dla którego można poświęcić absolutnie wszystko. Długie, poważne związki? Przecież tylko mogą utrudniać nieustanną wymianę partnerek. Rodzina? Jak opowiada Damian, jego małżeństwo skończyło się rozwodem po kolejnym przyłapaniu go na niewierności przez żonę. I choć w tym momencie z ręką na sercu mógłby przysiąc, że najważniejszym elementem jego życia jest synek, to w praktyce różnie to bywa. Choć z ubóstwianym sześciolatkiem ma kontakt ograniczony do dwóch weekendów w miesiącu, to zdarzają mu się sytuacje takie, jak ta niedawna: nie odebrał syna od byłej żony, bo w piątek wpadł w seksualno-alkoholowy "ciąg”.

Normalność na horyzoncie
Ochłonął, z potężnym kacem moralnym, dopiero w niedzielę. W poniedziałek zgłosił się na kolejną wizytę u terapeuty, wciąż wierząc, że z czasem uda się dojść do punktu, w którym będzie umiał żyć „normalnie”.

Na razie walczy o to, aby nie stracić pracy, w której ma poważne problemy z powodu regularnego zawalania obowiązków. Przyczyną są oczywiście umiłowanie seksu, procentów i nieskrępowanej zabawy.

Aha, jak dodaje na koniec: w międzyczasie intensywnie skupia się również na poderwaniu nowej koleżanki z firmy.