To "normalne", że na ulicach mijamy morderców na przepustkach z więzień. Tak działa system w Polsce

Piotr Rodzik
Polskę zmroziła historia Artura K., który w sobotę miał zabić swoją partnerkę i jej syna. Zrobił to na przepustce z więzienia, choć odsiadywał wyrok właśnie za zabójstwo. Co więcej, tylko od 2016 roku na przepustce był aż... 90 razy. Jak to w ogóle możliwe? Na wyjście z więzienia pozwalało mu prawo. Przepustki to etap readaptacji społecznej, a w określonych przypadkach mogą na nie pójść nawet osoby z tak ciężkimi wyrokami.
Artur K. miał zamordować swoją partnerkę i jej 3-letniego syna na przepustce. Fot. Facebook
To historia wyjęta z horroru. Artur K. wyszedł na przepustkę, spotkał się ze swoją partnerką i jej synem, a następnie miał ich zabić. Pomimo tego, że za dwa tygodnie planował z nią ślub.

Jak do tego w ogóle doszło? Zaczęło się od tego, że dzień przed podejrzewanym podwójnym zabójstwem zatrzymany nie powrócił z przepustki udzielonej w Oddziale Zewnętrznym Warszawa Bemowo. A co się stało później – to już wszyscy wiemy.


Niemniej jednak trzeba rzeczywiście przyznać, że historia Artura K. nie jest przypadkiem jednorazowym. I wcale nie chodzi tylko o rządy PO-PSL. W powojennej Polsce takich historii było znacznie więcej.


W 2006 roku (a więc wbrew temu, co chciał przekazać Jaki, w trakcie rządów PiS–LPR–Samoobrona) podobną dramatyczną historię napisała Elżbieta M., która odsiadywała wyrok za zabójstwo i spalenie mieszkanki Tarnowa. W marcu tamtego roku wyszła na przepustkę z więzienia i zjawiła się pod jedną z podstawówek w tym mieście. Tam namówiła 8-letnią Madzię, aby poszła z nią do pustego mieszkania. Udusiła ją gołymi rękoma.

Co więcej, martwe ciało chciała przewieźć na wózku przez miasto i zakopać w krzakach. Zatrzymali ją przypadkowi przechodnie.

Z kolei w 1980 roku Grzegorz P. wyszedł na przepustkę z więzienia, gdzie był osadzony za zabójstwo. Na przepustce zamordował lekarza więziennego oraz jego żonę.

Takie przypadki można mnożyć, tym bardziej, że trzeba do nich dopisać długą listę osób, które np. zabiły ponownie już po zakończeniu odsiadywania kary więzienia. Albo np. skazańców, którzy trafili do ośrodków o niewystarczającym rygorze i w efekcie zabili ponownie w więzieniu. Albo zabili w trakcie ucieczki z więzienia. W sumie w powojennej Polsce to kilkadziesiąt przypadków.
Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
Dał podstawy, żeby pozwolić mu na odrobinę wolności
Nie ma w tym żadnego przypadku – więźniowie po prostu korzystają z możliwości, które daje im polskie więziennictwo.

Kluczowa jest kwestia zakładu, w którym przebywa osadzony. Wyróżniamy w Polsce zakłady zamknięte, półotwarte oraz otwarte. W zakładach zamkniętych na przepustkę nikt nie ma szans – ale w dwóch pozostałych zakładach panują znacznie bardziej liberalne zasady.

Artur K. pod koniec odbywania kary przebywał w otwartym zakładzie karnym na wspomnianym Bemowie. Obecność w takim zakładzie pomimo wyroku za ciężkie przestępstwo skazany zawdzięczał swojemu dobremu sprawowaniu.

– Skazany nie sprawiał problemów wychowawczych, w izolacji więziennej funkcjonował prawidłowo, ukończył szkołę średnią, zdobył zawód, pracował, utrzymywał kontakt z rodziną, aktywnie uczestniczył w procesie resocjalizacji – mówi naTemat rzecznik Służby Więziennej podpułkownik Elżbieta Krakowska.

To właśnie takie sprawowanie utorowało mu drogę do zakładu otwartego o niższym rygorze. Na Bemowo trafił w 2016 roku i właśnie wtedy zaczął korzystać z przepustek. – Korzystał z zezwoleń i przepustek na opuszczenie zakładu karnego. Zgodnie z przeznaczeniem wykorzystał 90 zezwoleń na czasowe opuszczenie jednostki, z których zawsze terminowo wracał do więzienia. Zawsze też, zgodnie z nałożonym obowiązkiem, meldował się wtedy we wskazanym komisariacie policji – mówi podpułkownik Krakowska.

To pewnie przypadek, ale 6 sierpnia – czyli tuż przed tragedią – sporządzono na wniosek administracji zakładu sprawozdanie dotyczące skazanego na podstawie wywiadu środowiskowego, który przeprowadził kurator sądowy.

– Z wywiadu wynika, że Artur K. wielokrotnie przebywał na przepustkach. Podczas pobytów poza więzieniem w czasie przepustek przebywał w miejscu zamieszkania. Zastrzeżeń do jego zachowania nie mieli rodzice, sąsiedzi czy dzielnicowy. W wywiadzie środowiskowym ustalono, że nie ma przeciwwskazań do udzielania dalszych przepustek Arturowi K. – tak treść sprawozdania relacjonuje rzeczniczka SW.

Tak działa system
Artur K. mógł wychodzić z więzienia, bo był to dla niego etap przygotowania do ostatecznego opuszczenia zakładu.

– Przepustki mają na celu przygotowanie do powrotu do społeczeństwa, są jednym z ostatniego etapu readaptacji społecznej. Udzielane są, zgodnie z przepisami, nie wcześniej niż po połowie odbycia tej części kary, która umożliwia udzielenie warunkowego przedterminowego zwolnienia – tłumaczy podpułkownik Krakowska.
Elżbieta Krakowska
rzecznik prasowa Służby Więziennej

Decyzje o udzieleniu przepustki uwarunkowane są poprawną postawą w zakładzie karnym, pozytywną opinią środowiskową, sformułowaniem prognozy kryminologiczno-społecznej, czyli przypuszczenia, że taka osoba nie naruszy porządku prawnego po opuszczeniu murów więzienia.

Przepustek każdorazowo udzielają – w przypadku każdego osadzonego – dyrektorzy odpowiednich jednostek (aresztów śledczych czy zakładów karnych) w oparciu o przepisy Kodeksu Karnego Wykonawczego z 1997 roku. Z kolei decyzję o pierwszej przepustce danego więźnia w każdej kategorii poprzedza decyzja komisji penitencjarnej. Przy wydaniu każdej kolejnej zasięga się opinii kierowników działów: ewidencji, ochrony i penitencjarnego.

Czy to działa? Właściwie prawie zawsze tak. Więźniowie, którzy są zakwalifikowani do wyjścia na przepustkę, właściwie zawsze karnie wracają do aresztu. – Rocznie udzielanych jest ok. 150 tys. różnego rodzaju przepustek., np. w 2017 r. – 146 261. W 188 przypadkach, osoba, której udzielono przepustki nie powróciła z niej w wyznaczonym terminie. Stanowi to odsetek na poziomie 0,76 %. Zdarzenia, związane z naruszeniem porządku prawnego podczas ich realizowania zdarzają się niezwykle rzadko – twierdzi rzeczniczka SW.

Oni są na ulicach
Efekt jest jednak taki, że osoby, które odsiadują wyroki za poważne przestępstwa, często mijają nas na ulicach.

Dość powiedzieć, że zgodnie z przepisami więźniowie z zakładów otwartych mogą wychodzić na przepustki nawet co miesiąc, w sumie nawet na 28 dni w roku.

Art. 92 Kodeksu Karnego Wykonawczego:

W zakładzie karnym typu otwartego:

(...)

9) skazanym można udzielać przepustek z zakładu karnego, nie częściej niż raz w miesiącu, łącznie na okres nieprzekraczający 28 dni w roku;

Do tego dochodzą nagrody. Zgodnie z art. 137 Kodeksu Karnego Wykonawczego więźniowie, którzy wyróżniają się dobrym zachowaniem w czasie kary, mogą opuścić zakład karny bez dozoru na okres nawet 14 dni.

Art. 137 i 138 Kodeksu Karnego Wykonawczego:

Skazanemu wyróżniającemu się dobrym zachowaniem w czasie odbywania kary mogą być przyznawane nagrody. Nagroda może być również przyznana skazanemu w celu zachęcenia go do poprawy zachowania.

Art. 138. § 1. Nagrodami są:

(...)

8) zezwolenie na opuszczenie zakładu karnego bez dozoru, na okres nieprzekraczający jednorazowo 14 dni;

Tak właśnie miał zachowywać się Artur K.