"Dla mnie to nie ksiądz". Kaszubi mają dość proboszcza, który traktuje parafię niczym folwark

Daria Różańska
– To nie jest pierwszy przypadek, drugi czy czwarty. To się dzieje od lat, nie od wczoraj. Ksiądz sobie robi, co chce – słyszymy na Kaszubach o proboszczu z Gowidlina. O księdzu Leszku Knucie zrobiło się głośno po tym, jak lokalny dziennikarz opisał sobotnią sytuację, gdy duchowny nie wpuścił rodziny zmarłego do kaplicy. Ci modlili się więc wokół otwartej trumny przed wejściem na cmentarz.
Wojciech Drewka na łamach "Expressu Kaszubskiego" opisał historię z Gowidlina, gdzie ksiądz nie wpuścił rodziny zmarłego do kaplicy. Ci modlili się więc wokół otwartej trumny przed bramą wejściową na cmentarz. Fot. Wojciech Drewka / "Express Kaszubski"
Otwarta trumna na cmentarzu
Jest sobota. Ludzie ubrani w czerni stoją skupieni wokół otwartej trumny z nieboszczykiem w środku. Odmawiają różaniec. Tę niecodzienną sytuację i żałobników przed cmentarną bramą na zdjęciu uchwycił dziennikarz "Expressu Kaszubskiego" Wojciech Drewka.

– Pracownicy zakładu pogrzebowego widząc, że idzie ksiądz, szybko zamknęli trumnę. On chyba nawet nie pozwolił im jej otworzyć. Oni pewnie ze względu na nas to zrobili, żebyśmy mogli się z wujkiem pożegnać i na spokojnie różaniec odmówić – opowiada nam osoba z rodziny zmarłego. Woli pozostać anonimowa.


Do kaplicy, która w tym czasie stała pusta, wejść nie mogli. Zabronił im proboszcz z kaszubskiego Gowidlina – Leszek Knut. – Twierdził, że wujek nie chodził do kościoła i nie przyjmował kolędy – dodaje oburzona kobieta.

Na nic się zdały tłumaczenia rodziny, że mężczyzna był chory i nie do końca wszystkiego świadomy. – Myśmy mówili księdzu, że wujek nie był zdrowy na umyśle. Na co usłyszeliśmy: "Świadom czy nieświadom – do kościoła się chodzi, a księdza na kolędę przyjmuje". Tak ordynarnie to powiedział – relacjonuje.
Gowidlino. Ksiądz nie wpuścił rodziny do kaplicy, modlili się więc nad otwartą trumną przy wejściu na cmentarz.Fot. Wojciech Drewka / "Express Kaszubski"
Dzień wcześniej po mszy proboszcz szybko wyszedł z kościoła. W tym czasie rodzina zmarłego odmawiała jeszcze różaniec. – Zgasił światło i sobie poszedł. Kuzyn poprosił, żeby je zapalić. A wikariusz powiedział: "Dajcie spokój, on nie pozwolił światła palić" – opowiada kobieta. Siedzili po ciemku.

Rodzina zmarłego mężczyzny nie chce podawać nazwiska. Boją się, że ktoś spali im dom. Powtarzają, że Rada Parafialna stoi murem za proboszczem. – My już jesteśmy szykanowani, że poskarżyliśmy się do redaktora, właśnie przez tę radę – słyszę.

Lista z nazwiskami

Jak się okazuje, to tylko jedna z wielu historii z udziałem księdza Leszka Knuta w roli głównej.

– On zrobił w kościele taką tablicę ogłoszeń i zapisywał, kto i ile daje. A ludzie ze względu na to chodzili i sprawdzali. Teraz jak był pogrzeb i przyjechał redaktor, to wszystkie te ogłoszenia zostały zerwane – słyszymy od mieszkańców.

O tym w 2006 roku pisali lokalni dziennikarze. Z ich relacji wynika, że ludzie we wsi żyli tylko tą listą, dawali na Kościół, żeby później nie było wstydu. – Jak ktoś ofiarował mniej, komentują, że to czy tamto sobie kupił, a księdzu żałuje – mówili wówczas mieszkańcy wsi dziennikarzom "Kuriera Kaszubskiego".

"Kilka dni temu napisał do nas parafianin, który poinformował o kłopotach związanych z zachowaniem księdza oraz problemach wynikających z jego problemów z alkoholem" – pisał w swoim tekście Wojciech Drewka z "Expressu Kaszubskiego".

– Jak ksiądz prowadząc mszę może być pod wpływem alkoholu? Potrafił zatoczyć się o dywan. A później mówiono, że silne tabletki bierze. My wiemy, jakie to silne tabletki – słyszę od jednego z rozmówców.

Pijak – nie pochowam

– Dla mnie to nie jest ksiądz. To jest tragedia. Wybierać sobie, kogo będę chował, kogo nie będę chował? Ocena ostateczna należy do Boga, nie do księdza. A argument, że ktoś alkohol spożywał czy nie... – ucina Damian Roda. I dodaje: – Ksiądz też alkohol spożywał, jest po odwyku alkoholowym.

Rodzina Damiana Rody też miała problem z pogrzebem wujka w Gowidlinie. – Dzwoniłem w piątek wielokrotnie do księdza, ale nie odbierał. Udaliśmy się do proboszcza. Udało nam się go złapać, bo akurat po wieczornej mszy państwo młodzi spisywali cały protokół, kiedy wyszli, to my weszliśmy do księdza – opowiada nam mężczyzna.

Ale nic nie udało się ustalić. – Myśmy chcieli tylko godnie pochować wujka, nic innego. Nikomu krzywdy nie zrobił, to że nadużywał alkoholu.. Potem ksiądz się w końcu zgodził na to, żeby pochować wujka na miejscowym cmentarzu. Ale powiedział też, że on nie odprawi mszy, bo go nie widział w kościele – opowiada Damian Roda.

Na co Roda odpowiedział duchownemu, że 12 lipca w 18. rocznicę śmierci jego ojca wszyscy byli na mszy świętej w jego intencji. – Tylko, że ksiądz był akurat wtedy na odwyku alkoholowym, więc jak mógł widzieć mojego wujka w kościele? – dodaje. I podkreśla, że tak w Gowidlinie jest od lat.

Ale nie wszyscy parafianie w taki sposób postrzegają proboszcza Knuta. – Ja nie mam żadnych problemów z proboszczem. Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Wszyscy mnie wpuszczają do kościoła, kaplice mi otwierają…Mnie się bardzo dobrze z proboszczem współpracuje – mówi nam Jolanta Dyszer, sołtys Gowidlina.

Dodaje, że trzeba zwrócić uwagę na choroby, które przebył proboszcz. – Mówię o różnych jego chorobach, np. o zakrzepicy – ucina i tłumaczy, że musi wracać do pracy w sklepie. Wiele osób we wsi nie chce rozmawiać na temat proboszcza. – Ja ogólnie tego księdza nie znam za dobrze. Ale jego zachowanie nie jest dobre – mówi nam jeden z lokalnych przedsiębiorców.

Biskup z nim rozmawiał...
Wielokrotnie bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować się z księdzem Leszkiem Knutem. Mieszkańcy wsi powtarzają, że proboszcz uciekł przed dziennikarzami, którzy zjechali się do Gowidlina.

Co z zachowaniem duchownego zamierza zrobić biskup? – Biskup pelpiński rozmawiał z księdzem proboszczem z Gowidilina. Sprawa jest wyjaśniania z troską o duchowe dobro wiernych – powiedział nam tylko ksiądz prałat dr Ireneusz Smagliński, rzecznik prasowy biskupa.