Rusza proces Sebastiana K. Prokuratura zastanawiająco rezygnuje z części świadków

Paweł Kalisz
Dziś rusza proces Sebastiana K. Prokuratura widzi w nim sprawcę głośnego wypadku limuzyny wiozącej premier Beatę Szydło, do którego doszło w Oświęcimiu. On sam twierdzi, że jest niewinny, a limuzyna jechała bez oznaczeń typowych dla pojazdów uprzywilejowanych.
Prokuratura powołała 70 świadków w procesie przeciwko Sebastianowi K. Nie ma wśród nich strażaków i ratowników, którzy mogliby opowiedzieć o szczegółach wypadku limuzyny wiozącej premier Beatę Szydło. Fot. screen ze strony YouTube.com/ Info Brzeszcze Portal Informacyjny
Przypadek Sebastiana K.
22-letni kierowca fiata może mówić o prawdziwym pechu. Sebastian K. miał nieszczęście uczestniczyć w wypadku, w którym rany odniosła premier Beata Szydo i jej ochroniarz. Limuzyna wioząca premier uderzyła w drzewo po tym, jak oficer BOR nieumiejętnie wyprzedzał skręcające w lewo seicento Sebastiana K.

W tym miejscu relacje obu stron się rozchodzą. Ochrona premier twierdzi, że wszystkie samochody kolumny rządowej jechały na sygnale, więc każdy z samochodów należało traktować jako uprzywilejowany. Co innego mówią świadkowie. Według nich samochody nie jechały na sygnale, a limuzyna Szydło nawet nie miała świecącego się "koguta" na dachu.


Prokuratura twierdzi, że Sebastian K. nie zachował należytej ostrożności przy manewrze skręcania w lewo. Sęk w tym, że kolumna rządowa przekroczyła podwójną ciągłą i wyprzedzała go już na skrzyżowaniu. Pierwszy zespół prokuratorów zrezygnował z przypisania winy za wypadek Sebastianowi K. Szybko powołano kolejny i sprawa ruszyła z miejsca.

Zadziwiające jest to, że do dziś nie sposób poznać kluczowych szczegółów zdarzenia. Nie wiadomo, z jaką prędkością jechała limuzyna Szydło. Komputer nie zarejestrował informacji, czy był włączona sygnalizacja świetlna i dźwiękowa. Nie udało się odszyfrować danych zapisanych w "czarnej skrzynce", typowym urządzeniu montowanym w autach dla VIP-ów.

Nie wszyscy świadkowie istotni?
Prokuratura przesłuchała przeszło setkę świadków, którzy widzieli przejazd kolumny rządowej, byli świadkami wypadku lub jego uczestnikami, lub też przyjechali na miejsce zdarzenia wkrótce po tym, jak samochód wiozący premier uderzył w drzewo.

Co ciekawe, na potrzeby procesu powołała około 70 osób, ale nie ma wśród nich strażaków i ratowników, którzy mogliby powiedzieć coś na temat obrażeń premier czy uszkodzenia samochodu. A te zeznania mogą być kluczowe przy ustalaniu, z jaką na prawdę prędkością jechał samochód Beaty Szydło i obalić wersję oskarżyciela.

Wyznaczono już datę przesłuchania Beaty Szydło. Była premier ma się stawić w sądzie 16 października.

Ten proces z pewnością przyciągnie uwagę opinii publicznej. Pokazuje, jak ważne są niezależne sądy i niezawiśli sędziowie, którzy na równi traktują przedstawicieli władzy i zwykłego przysłowiowego Kowalskiego. W przypadku Sebastiana K. władza już wydała wyrok. Pytanie, jakie będzie orzeczenie sądu.