Wojna o świnie. Na wsi apelują o pomoc, bo smród nie daje im żyć. Sołtys grozi sądem: "To ludzka zawiść"

Katarzyna Zuchowicz
Można uznać, że to pewien absurd, iż mieszkańcy wsi aż tak się burzą. Ale smród, jak twierdzą, jest nie do zniesienia. Nie mogą wietrzyć domów, strach otworzyć okno. "Zwracaliśmy się do wszystkich i nikt nie reaguje. Pomóżcie bo jesteśmy naprawdę sami" – napisał do nas jeden z mieszkańców Siedliska. To wieś koło Trzcianki, którą kilka miesięcy temu odwiedził Jarosław Kaczyński. A tutejszy radny chce powiększyć swoją hodowlę świń.
Siedlisko w gminie Trzcianka. Mieszkańcy protestują przeciwko rozbudowie chlewni, której właścicielem jest sołtys i radny Mariusz Łuczak. Fot. Screen/Facebook
Historia, jakich być może w Polsce znajdziemy wiele, bo wszędzie tam, gdzie jest smród, tam ludzie zaraz protestują. Tu rzecz dotyczy chlewni i ma drugie dno, bo inwestor rolnik jednocześnie jest sołtysem, radnym, a nawet wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej w Trzciance i według części mieszkańców rodzi to kontrowersje.

"Za całą sprawą stoi jeden radny, który sobie kpi z prawa, omamił radę miejską i robi swój prywatny folwark w powiecie" – napisał do nas mieszkaniec Siedliska.

"Żyć się przez niego nie da"
Siedlisko to nieduża wieś w województwie wielkopolskim, niedaleko Trzcianki, którą w kwietniu odwiedził prezes Jarosław Kaczyński. Nomen omen, właśnie tu prezes PiS mówił o nieprzyjemnym zapachu, który czuł, gdy przejeżdżał przez miejscowość Kaczory.


– To parę kilometrów stąd. Do nas ich zapach nie dochodzi. Mamy swój. I żyć się przez niego nie da – mówi nam jeden z mieszkańców.

– Okna w domu nie można otworzyć, tak czuć ten odór – wtóruje inny. Na Facebooku piszą, że walczą o swoje zdrowie.
Mieszkanka Siedliska
Asta24.pl

"W tej chwili działają już u nas chlewnie, które praktycznie dają nam kolokwialnie mówiąc w kość. Mieliśmy gehennę przez kilka miesięcy ostatnich i nie będziemy walczyć z tym co jest ale absolutnie nie zgadzamy się na więcej". Czytaj więcej

W rejonie jest parę chlewni, są również w środku wsi. Ale oburzenie mieszkańców wywołał pomysł rozbudowy jednej z nich, która znajduje się na obrzeżach, na terenie po byłym PGR. To własność sołtysa i radnego gminnego jednocześnie. Hodowla liczy ponad tysiąc świń (cztery kilometry dalej jest druga, znacznie większa), ale Mariusz Łuczak bardzo chce ją powiększyć.

Jak tłumaczy w rozmowie z naTemat, sprowadza prosięta z Danii, a chce mieć swoje. O powiększenie walczy od kilku lat, bo UE daje na to pieniądze. Niedawno Rada Miasta przychyliła się jego prośbie, powstał plan zagospodarowania, zaakceptowany odpowiednią uchwałą i wybuchła burza. Tak wielka, że mieszkańcy Siedliska wyszli z protestem na ulice. A potem sprawa przybrała nieoczekiwany obrót, ale o tym za chwilę.

"Radny pokazuje, kto rządzi"
"My mieszkańcy Siedliska wyszliśmy na ulice ale w radzie nic się nie dzieje bez wiedzy radnego który jednocześnie jest inwestorem i wszystko robi, by gmina uchwalała jego plan" – napisał do nas mieszkaniec. Również kilka dni temu, na sesji Rady Miasta, pod adresem radnego i sołtysa padły niepochlebne słowa. Mieszkańcy są oburzeni. "Radny Łuczak pokazuje kto rządzi w gminie" – komentują na Facebooku.

– Zaufaliśmy mu i cóż... Pan radny, sołtys, wykorzystał swoje stanowisko, usypiając czujność mieszkańców wsi i powstał miejscowy plan, tylko dla jego gospodarstwa na produkcję świń na 3 tysiące sztuk. A teraz na 6 tys. – słychać na nagraniu z sesji Rady Miasta. Za plan zapłaciło miasto.
– A ja powiedziałem na radzie: to proszę wskazać miejsce, nam rolnikom, gdzie mamy hodowlę świń prowadzić. Może być 10, 20 kilometrów dalej, tylko doprowadźcie nam drogę i media – opowiada nam Mariusz Łuczak.

To problem pewnie niejednej, współczesnej wsi. Gdzie hodować świnie, skoro obok żyć się nie da? I jak żyć, gdy wokół czuć coś, co wcale przyjemne nie jest?

"Mówią, że śmierdziuch jestem"
Słuchając obu stron, każdy ma swoje racje. Widać też, że w okolicy z powodu tych świń naprawdę się kotłuje.

Mariusz Łuczak przekonuje, że radnym jest od ośmiu lat i gdyby miał wykorzystać swoją pozycję, mógł to zrobić już dawno: – Ja idę według przepisów. O plan zacząłem się starać już w 2009 roku. Zrobiłem go, teraz jest robiony raport środowiskowy, a wszyscy protestują. Piszą do urzędu. Mówią, że śmierdziuch jestem, że mam wynosić się do Poznania. Przyjechałem stamtąd w latach 90. Zaczynałem od zera.

Twierdzi, że zapach od świń jest gorszy w wiosce, a ci którzy protestują mieszkają od niego z półtora kilometra, a i tak wszystko przypisują jemu. Przeciwko tamtym chlewniom nikt nic nie ma. – To ludzka zawiść i nienawiść. Proszę przyjechać i zobaczyć, czy jest aż taki smród – zachęca.

Na takie argumenty ktoś mu odpowiada w sieci: "My tu walczymy o nasze zdrowie i normalne życie i nikt nikomu niczego na pewno Panu nie zazdrości !!! To właśnie Pan się powinien tłumaczyć czemu władze idą Panu na rękę i pozwalają niszczyć nam życie !!!!!".
Fot. Screen/Facebook
Rozmawiamy parę minut o tych protestach i widać, że sołtys-radny ma żal i jest mu przykro, że mieszkańcy nie pamiętają o innych rzeczach, które zrobił. Działa charytatywnie. To dzięki niemu działa tu WOŚP. – A dlaczego nikt pani nie powie, że ja sponsoruję dzieci niepełnosprawne? Nigdy się nie odwrócę, jak jest jakaś impreza. Spaliła się rodzina. Moja córka przyjęła całą, nawet z psami. Burmistrz objechał wszystkich, nikt ręki nie wyciągnął. Była rodzina, którą zalało. Na drugi dzień zawiozłem dwie przyczepy zboża za darmo – opowiada w emocjach.

Burmistrz przygotował plan
W każdym razie Rada Miasta faktycznie przychyliła się do jego wniosku. Witold Putyrski, który kieruje referatem gospodarki przestrzennej i infrastruktury komunalnej w Urzędzie Miasta Trzcianka tłumaczy nam zawiłości tej sprawy.

Inwestor, czyli sołtys, od 2015 roku ma miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który umożliwia mu hodowlę zwierząt w ilości 3 tys. sztuk. – Po wejściu tego planu w życie, pan Łuczak zwrócił się, za pomocą biura prawnego, do Rady Miejskiej o zwiększenie liczby zwierząt. Powołał się na zaprzestanie naruszenia jego interesu prawnego. Według opinii i radców prawnych urzędu takie naruszenie nie nastąpiło – mówi naTemat.


I teraz nastąpił nagły zwrot akcji. Niektórzy ewidentnie przypisują go przedwyborczym emocjom. Inni sile protestujących mieszkańców. Burmistrz Trzcianki obiecał im bowiem, że... złoży wniosek, który ma pozwolić na zatrzymanie inwestycji.

– Pan burmistrz publicznie złożył obietnicę, że przygotuje projekty uchwały, która spowoduje wycofanie wcześniejszej uchwały. Ilośc osób, która protestowała, przekonała burmistrza, że oprócz interesów inwestora i w pewnym sensie gminy, koszty społeczne byłyby niewspółmiernie wysokie – słyszymy.

Mówiąc dosadnie gumka myszka wymaże to, co wcześniej zostało zapisane. Sołtys-radny nie powiększy hodowli, mieszkańcy nie poczują dodatkowych zapachów. Sesja Rady Miasta zaplanowana jest na 18 października. Wszystko teraz zależy od nich.

Witold Putyrski: – Z punktu widzenia burmistrza nowy projekt uchwały zostanie Radzie przedstawiony, ale Rada musi go przegłosować. Biorąc pod uwagę atmosferę wokół tego planu, nie sądzę, żeby był większy opór. Ale póki co mówimy tylko o projekcie uchwały.

– Pójdę do sądu, co mam zrobić. Tyle pieniędzy w to włożyłem – zapowiada sołtys Łuczak.