"Pokrzyżowaliśmy szyki PiS". Żona Borysa Budki odpiera zarzuty o nepotyzm na listach wyborczych

Jarosław Karpiński
Dwaj wiceszefowie gliwickiej Platformy Obywatelskiej zrezygnowali z członkostwa w partii po tym, gdy tuż przed rejestracją list wyborczych zarząd zmienił ich kształt, usuwając część kandydatów. Nad rezygnacją z funkcji zastanawia się też przewodniczący gliwickiej Platformy. Zbuntowani działacze zarzucają m.in. posłowi PO Borysowi Budce nepotyzm, bo na nowych listach znalazło się nazwisko jego żony. O kulisach awantury naTemat rozmawia z Katarzyną Kuczyńską-Budką.
Katarzyna Kuczyńska-Budka i poseł Borys Budka Fot: Katarzyna Kuczyńska-Budka/Facebook
Kolejni działacze odchodzą albo zapowiadają rozstania z gliwicką PO. A wszystko przez to, że zarząd Platformy w regionie zmienił kształt list wyborczych. Pani znalazła się w centrum tego politycznego cyklonu, bo została pani do listy dopisana.

Katarzyna Kuczyńska-Budka: Przede wszystkim ja nie zastąpiłam żadnej z tych osób, które zostały usunięte z list wyborczych. Ale potwierdzam, że startuję z drugiego miejsca Koalicji Obywatelskiej do rady miasta Gliwice.

Odchodzący radni PO mówią w kontekście nowych list o nepotyzmie Budków.

Nie ma mowy o żadnym nepotyzmie. Sytuacja jest prosta. Pokrzyżowaliśmy po prostu szyki PiS. Plan był prosty. Radny PO, który pierwszy rzucił legitymacją, chciał wprowadzić na listy Koalicji Obywatelskiej ludzi ze stowarzyszenia, z którego dwie osoby kandydują z list PiS.


Po wyborach wszyscy razem mieli założyć osobny klub, który storpedowałby istniejącą koalicję z urzędującym i starającym się o reelekcję prezydentem Gliwic Zygmuntem Frankiewiczem. Koalicja Obywatelska ma takie porozumienie z panem Frankiewiczem.

Skąd pani wie o tym spisku?

Pojawił się słaby punkt. Nie udało się utrzymać tego planu w tajemnicy. Dyskutowano o planie stworzenia nowego klubu w radzie miasta na forach społecznościowych. Gdy sprawa wyszła na jaw, Koalicji Obywatelskiej nie pozostało nic innego jak rozstać się z nimi.

Jeśli ktoś w imię nienawiści do urzędującego prezydenta jest gotowy zniszczyć mozolnie budowaną koalicję, to z koalicją na pewno nie jest mu po drodze. Tu nie chodzi tylko o Gliwice. Ceną są wartości, na których opiera się samorząd, a które niszczą rządzący.

Czyli zmiany na listach miały zablokować rokosz w klubie Koalicji Obywatelskiej w przyszłości?



Czy w lokalnej PO może dojść do rozłamu?

Nie wiem, co pan ma na myśli mówiąc o rozłamie? W poniedziałek mieliśmy klub PO, na którym byłam ja, był mój mąż i kilkanaście innych osób. Znamienne jest to, że choć PO w Gliwicach liczy ponad 100 osób, to czynnych i zaangażowanych w pracę na co dzień jest kilkanaście. I prawie wszystkie krytykowały to co zrobili i chcieli zrobić radni.

Pani pracuje w śląskim urzędzie marszałkowskim, a więc nieco na zapleczu polityki. Teraz chce się pani aktywnie zaangażować politycznie. Czy to wynika z potrzeby chwili, czy myślała o tym pani już wcześniej?

Wyobrażałam sobie, że skoro od 15 lat pracuję w samorządzie i dobrze znam region to dobrym miejscem dla mnie będzie sejmik województwa. I taką jednogłośną rekomendację ze strony gliwickiego koła PO dostałam. Gdy okazało się jednak, że jest potrzeba zasilenia list Koalicji Obywatelskiej osobami, które będą wspierać tą koalicję, zdecydowałam się na kandydowanie do rady miasta.

Co więcej przekonywał mnie do tego mój szef, którym jest marszałek województwa i jednocześnie szef regionu PO. Społeczne i obywatelskie projekty, które prowadzę w województwie idealnie wpisują się w to co warto zrobić w Gliwicach.