Nigdy nie byłem wiernym fanem marki, ale CLS zmienił wszystko. To pierwszy Mercedes, którego naprawdę chciałbym mieć
Jest długi, brutalnie luksusowy, piękny i wzbudza pożądanie. Do "setki" rozpędza się w pięc sekund, ale nie zapomina o komforcie pasażerów. Mercedes CLS to auto na tyle dobre, że łatwo wystawić mu laurkę - i dlatego w tym teście momentami będę się czepiał wręcz na siłę. Co nie zmienia faktu, że chciałbym go mieć.
Fot. naTemat
Jaki on jest ładny
Mój redakcyjny kolega stwierdził, że względem poprzedniej generacji ten samochód nie zmienił się aż nadto. Ale on nosi soczewki, więc musicie mu wybaczyć. Ten samochód jest piękny i basta.
Fot. naTemat
Sam przód w dużej mierze jest "mercedesowy". Charakterystyczne drapieżne światła, które nie zawsze współgrają z bardziej stonowanymi modelami marki, są tutaj całkowicie adekwatne.
Fot. naTemat
Przyczepić się ewentualnie można jeszcze do tyłu. Nie to, żeby był brzydki, ale jest jakiś taki... trochę nijaki. Jakby zabrakło pomysłu po tych fajerwerkach kilka metrów do przodu.
Fot. naTemat
Uwagę zwraca także wyjątkowe zamiłowanie twórców auta do włókna węglowego. Szkoda tylko, że taki dodatek kosztuje 14 tysięcy złotych. I jeszcze jeden bardzo miły akcent: testowany egzemplarz miał już najechane grubo ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów. Jak na auto - mało. Jak na auto prasowe - dużo.
Fot. naTemat
Dalej nie przekonuje mnie za to mercedesowski system multimedialny. Jest skomplikowany, nieintuicyjny, a obsługa cyfrowych zegarów za pomocą dwóch małych touchpadów umieszczonych na kierownicy to po prostu udręka.
Fot. naTemat
Jeździ zawsze tak jak chcesz
Testowany model to CLS 400d. Pod tą enigmatyczną nazwą oczywiście nie kryje się czterolitrowy diesel. Tak naprawdę to nowa jednostka o pojemności 2,9 litra, mocy 340 KM i 700 Nm. Prawdę mówiąc jeździ tak dobrze, że jak dla mnie mógłby się nazywać i 600d. Serio. Albo i 700d.
Fot. naTemat
Z drugiej strony jeśli bardziej żywiołowo wciśniemy pedał gazu (zwłaszcza w trybie sportowym), przekładnia chętnie zrzuca biegi, a silnik całkiem przyjemnie warczy. Jak na diesla oczywiście. Samo przyspieszenie do stu kilometrów na godzinę zajmuje mu pięć sekund i bynajmniej później auto nie dostaje zadyszki.
Fot. naTemat
A już najzabawniejsze w tym wszystkim jest spalanie. Ten dwutonowy kolos na autostradzie zadowoli się ośmioma litrami oleju. Na drodze ekspresowej można z kolei zejść poniżej... sześciu litrów. Na drodze krajowej w razie płynnej jazdy można zobaczyć nawet czwórkę z przodu.
Fot. naTemat
Na uwagę zasługuje też zawieszenie pneumatyczne. W trybie komfortowym jest tak komfortowe, jak powinno być w Mercedesie. Ale po wybraniu bardziej sportowych trybów jest odczuwalnie twardsze, co nie zawsze ma miejsce w innych modelach marki. Dlatego CLS jeździ dokładnie tak, jak chcecie. Zawsze i w każdych warunkach. Całość w ryzach trzyma napęd 4Matic.
Fot. naTemat
Ten samochód w zasadzie jest tak dobry, że... mógłbym go mieć. Gdybym oczywiście miał budżet, bo to inna historia, ale po prostu Mercedes nigdy nie był moją preferowaną marką. Nie chodzi o to, że to złe auta. To zwyczajnie kwestia gustu. Ale CLS mnie złamał. Nie mam przecież 1,9 metra wzrostu, a obsługi tych beznadziejnych gładzików można się nauczyć po miesiącu, a potem przez lata jeździć bez nerwów.
Nowy CLS jest autem wyjątkowo udanym, które zdecydowanie zaskakuje swoimi właściwościami jezdnymi i pięknym wyglądem. W tym aucie naprawdę właściwie wszystko działa poza tymi kilkoma minusami, które wynotowałem wcześniej.
Fot. naTemat
To wszystko składa się na obraz bardzo udanego auta. Ale takie udane auta z gwiazdą na masce kosztują, co pewnie dla nikogo nie jest niespodzianką, ale w końcu czas powiedzieć coś i o tym.
Fot. naTemat
Nie to, żeby nie było warto.
Mercedes CLS 400d na plus i minus:
+ Jest piękny
+ Silnik jest zaskakująco żwawy i oszczędny
+ Powszechne uczucie Premium przez duże P
+ Komfort niedostępny w wielu innych markach
- System multimedialny irytuje
- Nie dla wysokich kierowców
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat