Wszedł do saudyjskiego konsulatu i ślad po nim zaginął. Miał być torturowany, zamordowany, poćwiartowany...
59-letni Jamal Khashoggi od roku mieszkał w USA i w "Washington Post" krytykował saudyjski reżim. Ostatni raz widziany był w Turcji, gdy 2 października pojawił się w saudyjskim konsulacie w Stambule. Nagranie z monitoringu, na którym widać jak wchodzi do środka, zdobyła jedna z tureckich gazet. Khashoggi nigdy miał jednak stamtąd nie wyjść. Media już otwarcie grzmią, że został zamordowany.
Media donoszą, że było ich 15, przylecieli rano, dwoma prywatnymi samolotami. Na nagraniach ma być słychać głos Khashoggiego i innych mężczyzn, mówiących po arabsku.
Za spiskiem miał stać książę
Arabia Saudyjska zaprzecza, jakoby miała cokolwiek wspólnego ze zniknięciem dziennikarza. Twierdzi, że Khashoggi opuścił budynek konsulatu 2 października. Wyszedł stamtąd, kiedy załatwił sprawę dokumentów związanych ze ślubem, który planował. Saudyjczycy nie przedstawili jednak żadnych dowodów, że tak się stało.
Portal Middle East Eye donosi, że według jego ustaleń dziennikarz został wyciągnięty z jednego pomieszczenia przez dwóch mężczyzn i potem zamordowany w drugim. Według niego tureccy urzędnicy mają wiedzieć kiedy i gdzie, nawet w którym pomieszczeniu. Mają też rozważać przekopanie ogrodu wokół konsulatu, by sprawdzić, czy nie zakopano tam jego ciała. Choć według innych doniesień ciało miało zostać poćwiartowane, włożone do pudeł i wywiezione ciężarówką.
Wiadomo, że Khashoggi pierwszy raz pojawił się w saudyjskim konsulacie 28 września. Usłyszał jednak, że dokumenty potwierdzające, że jest rozwiedziony, po które się zgłosił, nie będą gotowe tego samego dnia. Były gotowe 2 października, spotkanie wyznaczono na godzinę 13.30. Według doniesień mediów, pół godziny wcześniej pracownicy konsulaty wyszli na lunch i mieli już z niego nie wrócić – na resztę dnia dostali wolne.
Bał się aresztowania
Khashoggi jest bardzo znanym saudyjskim dziennikarzem, pracował dla najważniejszych mediów w kraju. Doradzał też rodzinie królewskiej. Z powodu swoich niezależnych poglądów popadł w niełaskę, dwa razy wyjeżdżał z kraju. DO USA przyjechał w 2017 roku, zaczął pisać dla "Washington Post". W pierwszym felietonie napisał, dlaczego wyjechał z kraju – bał się aresztowania.
Oczy mediów na całym świecie skierowane są teraz na Turcję, Arabię Saudyjską i USA. Sprawa bardzo szybko może mieć mieć dyplomatyczny ciąg dalszy. Jeśli wszystkie szokujące doniesienia okażą się prawdą.