"Wróbel dziwnie się patrzy", "gaz strzela jak pistolet". Z tym dzwonią ludzie na straż miejską

Adam Nowiński
Gdyby istniał ranking najbardziej absurdalnych spraw, z którymi dzwonią ludzie do polskich służb, to z pewnością mamy tutaj kandydatury na czołowe lokaty. Zapytaliśmy strażników miejskich o przypadki zgłoszeń, z którymi spotykają się w swojej pracy. Czytając niektóre z nich przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Zobaczcie sami!
Niektóre ze zgłoszeń na straż miejską mogą szokować, ale przeważnie jest wiele takich, które po prostu śmieszą. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
W naszym kraju "życzliwych" nie brakuje. Oczywiście zawsze są anonimowi. Wychodzi na to, że najbardziej upodobali sobie telefon alarmowy straży miejskiej. To, z czym wydzwaniają, przekracza często ludzkie pojęcie. Poprosiliśmy więc strażników, żeby przesłali nam kilka przykładów. Jedne są dziwne, inne zaskakujące, ale przeważnie bezpodstawne i śmieszne.

– W okresie panowania ptasiej grypy zadzwonił do nas pan, który poinformował, że na gałęzi siedzi wróbel, który dziwnie się zachowuje i dziwnie się na niego patrzy – mówi nam Jolanta Głowacka ze Straży Miejskiej w Płocku.


– Takich przykładów jest mnóstwo i nie wszystkie oczywiście nadają się do publikacji, ale na przykład dzwoni do nas pani z ul. Padlewskiego z informacją, że u niej w mieszkaniu jak gotuje coś na kuchence, to gaz wydaje taki dźwięk, jakby ktoś strzelał z pistoletu. Pani prosi o podjęcie interwencji w gazowni – opowiada rzeczniczka z Płocka.
Strażnicy miejscy realizują szerokie spektrum spraw: od śmiecenia po zakłócanie ciszy nocnej.Fot. SM w Szczecinie
Nie ma takiej kategorii jak absurdalne
Strażnicy nie mogą zignorować żadnego zgłoszenia. Wiesza się na nich psy, bo wlepiają mandaty za złe parkowanie, czy za śmiecenie, ale ktoś musi pilnować porządku i zasad w miastach. I chociaż są takim "piorunochronem nienawiści", to wydaje się, że także pierwszą linią frontu z ludzką głupotą.

– W naszej pracy staramy się nie określać zgłoszeń od mieszkańców w kategoriach "absurdalne" – komentuje naTemat Joanna Wojtach z SM w Szczecinie. – Każdy zgłaszający się do nas z konkretnym problemem, zapytaniem uważa, że należy się mu pomóc, bo jego zgłoszenie jest najważniejsze. I tak staramy się do tego podchodzić – dodaje i podaje przykłady interwencji.
Joanna Wojtach
rzeczniczka Straży Miejskiej w Płocku

• Z "kategorii” uprzejmie informuję (donoszę), że: sąsiad pali plastiki w piecu, pies sąsiadki załatwia się na mój balkon, samochód sąsiada zastawia wjazd do mojej posesji – takich zgłoszeń jest najwięcej.

• I kategoria zgłoszeń… zadziwiających: odbieramy telefony od osób nietrzeźwych, którzy dzwonią żeby sobie pokrzyczeć, a po alkoholu wiadomo ma się więcej odwagi i animuszu. Zgłoszenia typu: bocian od miesiąca siedzi w gnieździe, w parku codziennie odbywają przemarsze wojsk carskich (sic!) i nie mogę spać, bo strasznie tupią; neon świeci mi w oczy i nie mogę zasnąć; jastrząb porwał mi psa Yorka, potrzebuję namiar na łowczego miejskiego itd.


– To ostanie było akurat od pani, która wcześniej straciła podobnego spa w tragicznych okolicznościach, bo zabił go mrożony indyk, który wypadł z górnej półki zamrażarki na podłogę i zmiażdżył psa. Ale są też i takie zgłoszenia i musimy na nie reagować – dodaje Joanna Wojtach.

W Olsztynie i Wrocławiu podobnie
Strażnicy starają się często odsiewać niektóre zgłoszenia już w momencie telefonu od anonimowego zgłaszającego. Czasami jednak się nie da, co widać chociażby w treściach zgłoszeń na straż miejską w Olsztynie.

– Strażnicy pojechali na miejsce do zaniepokojonego przechodnia, który dostrzegł bociana z jedną nogą – opowiada Jarosław Lipiński, komendant SM w Olsztynie. – Okazało się, że bocian po prostu stał na jednej nodze, co w jego przypadku to normalna sprawa. Tak samo było z wezwaniem do konia sąsiada, który dziwnie się zachowuje, bo nie śpi w nocy tylko stoi, co też jest normalne dla tego zwierzęcia, on w takiej pozycji odpoczywa – stwierdza Lipiński.

Podobne przypadki ze zwierzętami zgłaszają osoby we Wrocławiu. – Pada komunikat: podjedź na ulicę Wielką tam jakiś ptak nie może zejść z drzewa – mówi nam Waldemar Forysiak z SM we Wrocławiu. – Na miejscu zastaliśmy dwie niedowidzące, starsze kobiety, obie w okularach. Stoją przy wysokiej topoli i obserwują kawałek czarnej folii, który przyczepił się do czubka drzewa i powiewał na wietrze. Strażnik dobre 10 minut przekonywał je, że to nie ptak – stwierdza.

Warszawa "zagłębiem" wyjątkowych... interwencji
Ale takim skupiskiem najbardziej absurdalnych zgłoszeń i akcji straży miejskiej jest jednak stolica. Dzieją się tu rzeczy dziwne, śmieszne, przerażające i nietypowe: od publicznej projekcji filmu porno, pytona królewskiego, po śpiącego pod płonącą kołdrą człowieka. W porównaniu z pozostałymi przypadkami z innych miast – tu wyjątkowe są nie tylko zgłoszenia, ale i interwencje.

– Jesienią 2016 roku do saloniku jednej z firm telekomunikacyjnych wezwano patrol straży miejskiej – zaczyna opowieść rzecznik prasowy stołecznej SM. – Była to niedziela, więc salon był nieczynny. W zamkniętym pomieszczeniu pozostał włączony telewizor – nie wyświetlał jednak reklam sieci telefonii, a film pornograficzny – relacjonuje strażnik.

Ale takich nietypowych przypadków było więcej. W 2017 roku w Pruszkowie strażnik interweniował w sprawie dwójki bezdomnych. Para poprosiła go, żeby został świadkiem na ich ślubie. Zgodził się.

Strażnicy miejscy z Mokotowa otrzymali zgłoszenie, że w okolicach ulicy Puławskiej biega naga kobieta. Funkcjonariusze zjawili się na miejscu, gdzie zastali kobietę rozrzucającą wokół siebie różne przedmioty, między innymi portfel, okulary i koc...

Sąsiad na sąsiada
Ale z niektórych zgłoszeń, które trafiają do straży miejskiej, wynika jednak smutna prawda o wielu ludziach – są zawistni. Do strażników dzwonią osoby, które chcą się odegrać na sąsiedzie lub mieć z tego po prostu czystą satysfakcję. Są też zgłoszenia wymierzone w straż miejską.

– Przykre, śmieszne i tragiczne jest czasami to, że ludzie zgłaszają sąsiada, a potem obserwują jak strażnicy podejmują interwencję. Robią im zdjęcia, wrzucają do sieci i piszą, że powinni zająć się czymś pożytecznym, a nie "gnębieniem" ludzi. Czasami po prostu brak na to słów – podsumowuje Jolanta Głowacka, rzeczniczka SM w Płocku.