"Ktoś zawiózł mnie do szamana". Kayah twierdzi, że to afrykański kapłan wyleczył ją z białaczki

Mateusz Marchwicki
Wiadomość o białaczce często brzmi jak wyrok śmierci. W podobnej sytuacji znalazła się Kayah, która dowiedziała się, że nie kwalifikuje się do przeszczepu. Wtedy postanowiła skorzystać z niekonwencjonalnych metod leczenia i udała się do... Senegalu.
Dziwne sposoby na wyleczenie białaczki... Fot. Krzysztof Hadrian/Agencja Gazeta
O nietypowym postępowaniu wobec białaczki, Kayah opowiedziała na łamach miesięcznika dla kobiet "Uroda życia".

– Podejrzewano u mnie ten typ choroby, który nie nadaje się do przeszczepu. To było 13 lat temu, Roch już chodził do szkoły. Tak bardzo cierpiałam, że nie mogłam patrzeć na kwiaty w doniczkach, bo myślałam: dlaczego one rosną, rozkwitają, a ja mam umrzeć? – powiedziała w wywiadzie.

Jak wyjawiła wokalistka, dalsza diagnoza nie dawała większych szans na wyleczenie.

– Zrobiono mi specjalistyczne badania. Wczesne wyniki nie dawały nadziei. Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała metod niekonwencjonalnych. Ktoś namówił mnie na kontakt z szeptuchą, ktoś inny zawiózł do Senegalu, do szamana… Nie umiem powiedzieć, co się stało. W każdym razie nie umarłam. Po kilku miesiącach wyniki krwi się poprawiły – wspomina Kayah.


Trudno ocenić skuteczność działania senegalskiego szamana. Wszystkim chorym na ten nowotwór (i nie tylko ten) zalecamy jednak udanie się do prawdziwego lekarza i rozpoczęcie konwencjonalnego i sprawdzonego leczenia.

źródło: se.pl