Obserwowali, jak przebiegały wybory samorządowe. Teraz chcą, by w komisjach zatrudniono "kolejkowego"

Jarosław Karpiński
Dlaczego wyborcy musieli stać w długich kolejkach, a liczenie głosów trwało kilka dni? Jakie były największe problemy i jakie wnioski można wysnuć z samego przebiegu wyborów samorządowych? Rozmawiamy o tym z Karolem Bijośem z fundacji "Odpowiedzialna polityka”, który wraz z grupą współpracowników na bieżąco monitorował przebieg głosowania.
Kolejka do urn wyborczych na warszawskim Służewiu Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Czy to normalne żeby w dużym kraju w środku Europy liczenie głosów w wyborach trwało kilka dni? Zresztą z wyborów na wybory niewiele się pod tym względem zmienia.

Karol Bijoś z fundacji "Odpowiedzialna polityka”, koordynator projektu "Obserwatorzy w działaniu”:

– To jest przede wszystkim kwestia trudności wyborów samorządowych. Mamy cztery różne rodzaje wyborów w jednym momencie. To jest dużo i to są skomplikowane elekcje z różnymi metodami przydzielania głosów w różnych gminach. Do tego dochodzą czasami sytuacje, w których w jednej obwodowej komisji wyborczej mamy kilka okręgów więc siłą rzeczy protokołów jest więcej. Do tego mieliśmy nowelizację kodeksu wyborczego, która całkowicie zmieniła realia przeprowadzania procesu wyborczego, do którego przywykły dotychczas obwodowe komisje wyborcze.


Obserwowaliście przebieg tych wyborów, jak to wyglądało?



Jakie wnioski wyciągacie z tej obserwacji? W trakcie wyborów bardzo wiele osób narzekało na kolejki, na brak miejsc siedzących. Wystarczyło by frekwencja podskoczyła o kilka procent i zrobił się tłok w lokalach wyborczych.



Pojawił się też problem z rejestracją głosujących przez internet, szwankował system ePUAP i wiele osób w dniu wyborów zorientowało się, że nie może oddać głosu.

Mamy taki postulat żeby stworzyć centralny rejestr wyborców, by uniknąć takich sytuacji że jeden urząd gminy musiał się komunikować z innym urzędem gminy i sprawdzał, czy ktoś się gdzieś nie przerejestrował. Ale mamy wrażenie, że problemy z systemem nie były celowe, a wynikały z nieumiejętnego zarządzania systemem. 

Cztery lata temu pojawiło się bardzo wiele zarzutów dotyczących domniemanych fałszerstw wyborczych. Po tych wyborach nie słychać takich głosów.

Do nas też nie dotarły takie sygnały. Cieszymy się ponieważ wielu obywateli i polityków alarmowało po wyborach w 2014 roku jak i w tym roku, że może dochodzić do jakichś oszustw. Przy okazji dramatycznie obniżało to poziom zaufania do samego procesu wyborczego. W sytuacji,  w której mamy nowe, trudne prawo wyborcze, i dużą polaryzację społeczeństwa, takie deklaracje napędzają jedynie dalsze obawy względem uczciwości wyborów. Dlatego prowadząc obserwacje ostatnich wyborów bardzo podkreślaliśmy naszą apolityczność i bezpartyjność oraz zasadę wiarygodnej obserwacji bez udowadniania wcześniej postawionej "tezy".