"Cezary P. w kokainę zaopatrywał dzieci polityków". Autor książki o "dilerze gwiazd" zdradza szczegóły śledztwa

Daria Różańska
– Wielu klientów "dilera gwiazd", jak np. Filip W., kandydat na posła PiS i ministra, doskonale znało niektóre dziewczyny z Dubaju. Dlatego też akurat on chętnie ze mną rozmawiał. Mieliśmy wspólne "znajome" – mówi nam dziennikarz śledczy Piotr Krysiak. W książce "Diler gwiazd" ujawnia kulisy pracy Cezarego P. Podaje też listę osób, którym ten dostarczał kokainę.
Piotr Krysiak jest autorem książki "Diler gwiazd". Fot. Piotr M'Deck Zięba
Ten Krysiak chyba zatrudnił ghostwritera, bo w takim tempie pisze książki – pomyślałam, kiedy po pół roku zobaczyłam, że na rynku pojawił się "Diler gwiazd", choć "Dziewczyny z Dubaju" wciąż w księgarniach zajmują miejsce na półkach z hasłem "nowości".

To na początku miała być zupełnie inna książka. I faktycznie, kiedy wychodził "Diler gwiazd", to "Dziewczyny z Dubaju" były w Empiku na 18. miejscu. Kiedy jest się dobrze zorganizowanym, to można to wszystko jakoś pogodzić i szybko pisać.

Choć teraz z pewnością potrzebuję dłuższej przerwy, żeby nadrobić zaległości w czytaniu i spaniu. Ale nie wiem, czy to się uda, bo ostro pracujemy nad scenariuszem do "Dziewczyn z Dubaju". Jest szansa, że film pod koniec przyszłego roku wejdzie do kin.


Wróćmy jednak do książki. "Diler gwiazd" powstał na podstawie stenogramów rozmów Cezarego P. z klientami, którym dostarczał kokainę.

Pisanie tej książki nie było trudną rzeczą. Najtrudniej było dotrzeć do wszystkich materiałów i do klientów dilera gwiazd. Ta pozycja trochę nawiązuje do mojej poprzedniej książki.

A to dlatego, że wielu klientów "dilera gwiazd", jak np. Filip W., kandydat na posła PiS i ministra, doskonale znało niektóre dziewczyny z Dubaju. Dlatego też chętnie ze mną rozmawiał. Mieliśmy wspólne "znajome".
W książce "Diler gwiazd" Piotr Krysiak pisze o Cezarym P., który przez blisko dziesięć lat zaopatrywał w kokainę m.in. celebrytów, dziennikarzy, pracowników agencji reklamowych.Fot. Materiały reklamowe

Bulwarówki od kilku lat rozpisują się na temat Cezarego P. i próbują dotrzeć do słynnego już notesu dilera gwiazd. Trafiłeś na ten kajet?


Ja też bardzo chciałem dotrzeć do notesu, ale okazuje się, że w ogóle go nie ma. Jest jedna, tudzież dwie kartki, które są wypełnione pseudonimami. Podane zostały na nich też kwoty długów – najwyższa to powyżej tysiąca złotych. A jak wiemy, tylko Filip W. był dłużny Cezaremu P. aż sto tysięcy złotych, drugiemu dilerowi – ponad 30 tysięcy złotych.

Okazuje się więc, że były to notatki jednego z dilerów, ale nie dilera gwiazd. Ten notes jest bajką. Nie było żadnego notesu, ale długie podsłuchy Cezarego P.

Policja Cezarego P. podsłuchiwała prawie przez rok, od 2015 roku, choć na rynku działał od 2010.

Pamiętajmy, że wcześniej był inny diler – Piotr S., który również był podsłuchiwany. To z nim zatrzymano Filipa W. I po przesłuchaniu Filipa policjanci znaleźli dojście do Cezarego P., który handlował w Warszawie od około 7-9 lat.

Ktoś go wprowadził na rynek, czy sam szukał i przekonywał do siebie klientów?

Chodził po klubach, fajnych i modnych miejscach, "zdobywał" celebrytów. Jeden drugiemu przekazywał kontakt do niego. Cezary też czasami znikał – np. na dwa miesiące. Był alkoholikiem.

Z ustaleń policji wynika też, że Cezary P. w to środowisko wszedł już kilkanaście lat temu. A to dzięki swoim byłym kolegom z podwórka. On stracił robotę w MPO, nadarzyła się okazja i go wciągnęło. Wszyscy znali Czarka.

Cezary P. – pseudonim "Syncio" – był bardzo niepozorny. Ojciec, mąż, mieszkaniec warszawskiej Woli, który teoretycznie zarabiał 2 tys. zł, ale i jeździł czarnym mercedesem ML o wartości 200 tysięcy złotych. Czego jeszcze się o nim dowiedziałeś?

Wydawałoby się, że Cezary P. jest zwyczajnie trochę głupi. Który diler jeździ po Warszawie i sprzedaje narkotyki z czarnego i zawsze wypolerowanego mercedesa ML? Ci, którzy od niego kupowali byli święcie przekonani, że on jest "poustawiany" z policją, że ma wszystko pod kontrolą.

Mówisz, że Cezary P. był mało roztropny, chociaż ważył słowa i nigdy nie mówił wprost, po co i z czym przyjeżdża. Szukał przeróżnych słów, które zastępowały mu "kokainę": kotlety, flaki.

Były też "szampany" – kiedy ktoś zamawiał towar za 300 złotych i "moety" – jeśli była to kokaina za 500 złotych. Ale mówili też o oponach, zaproszeniach VIP itd.

I faktycznie przez ten czas, kiedy był nagrywany nigdy nie pada słowo "kokaina", "narkotyki". Pod tym względem on był bardzo dobrze zorganizowany, chociaż czytając te podsłuchane rozmowy wiesz, że ta konspiracja była nieudolna.

No tak: jedna z klientek chciała np., żeby Cezary P. zapakował jej "szampana" (tańszą kokainę – red.) do opakowania po Apapie.

Cezary też się wykazał inwencją twórczą i niezwykłymi zdolnościami manualnymi, bo powiedział, że spakuje jej tego szampana do koperty na listy.

Jedna z tancerek z "Tańca z gwiazdami" raz mówiła, że uczyła tańczyć Cezarego P. Innym razem tłumaczyła, że kupowała od niego kotlety. Problem w tym, że kupowała je na dwa lata przed otwarciem baru, więc nie wiem, gdzie on jej te kotlety smażył. W mercedesie czy w sklepie, którego żona była właścicielką?

Syn jednej z gwiazd wyjaśniał na przykład, że zamawiał u Cezarego P. alkohol. Ale później okazało się, że sklep monopolowy znajduje się 150 metrów od jego domu. Prokurator zapytał więc tego mężczyzny, dlaczego sam nie chodził po ten alkohol. Odpowiedział, że nie chciał zostawiać samych znajomych w domu. Szczerze mówiąc – to wszystko się kupy nie trzyma.

Jedyną osobą, która faktycznie przyznała się do tego, że była klientem Cezarego P., jest niedoszły poseł PiS. Reszta się wypiera?

Jest jeszcze muzyk Filip S. i on tez po kilku przesłuchaniach się przyznał, a także były menadżer jednej ze znanych polskich wokalistek. To m.in. on powiedział, że Cezary P. w noc poprzedzającą wypadek, w którym znany muzyk Darek K. zabił 63-letnią kobietę, kilka razy do niego jeździł.

Najlepszym klientem Cezarego P. był niedoszły poseł PiS Filip W.?

Filip przez około 6-8 lat kupił od Cezarego P. 2,5 kilograma kokainy. Był jego zaufanym człowiekiem, winien mu był 100 tys. zł. Składali sobie życzenia na święta.

W końcu to normalne jeśli znasz się z kimś prawie 10 lat, to głupio byłoby mu nie złożyć życzeń. Filip miał jednak jaja i nie szedł w żadne kotlety czy moety tylko przyznał się, że ma problem, że jest uzależniony. Dziś – jak mówi – jest czysty.

Oprócz niedoszłego polityka PiS, to na liście klientów dilera gwiazd znaleźli się: były senator PO, syn byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i byłej wiceprezydent Warszawy czy syn byłego premiera polskiego rządu. Każdy z nich zaprzecza, że kupował kokainę. Nie ma tam wielkich nazwisk np. czynnych polityków polskiego rządu. Istnieje jeszcze inna lista?

Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Pewne jest, że jest więcej znanych osób, które biorą kokainę. Umówmy się, że Cezary P. nie jest i nigdy nie był jedynym dilerem gwiazd. Poza tym, jego ktoś wsypał. Była to osoba, która bardzo mocno współpracowała z prokuraturą czy policją. A to dlatego, żeby nie podzielić losu Cezarego P.

W aktach sprawy występuje inna postać, która również kilka lat handlowała narkotykami, sprzedawała je celebrytom i politykom. Ta osoba była podsłuchiwana, a większość dowodów została ukryta. Dysponuje nimi prokurator, istnieje niewiele stenogramów z podsłuchów. Ale nie ma wszystkich materiałów.

Można zadać sobie pytanie, czy pozostali celebryci znajdują się w tych "schowanych aktach". Poza tym, od wpadki Cezarego P., celebryci wyciągnęli wnioski i zmawiali sobie narkotyki przez współpracowników lub inne zaufane osoby.

Gwoździem do trumny Cezarego P. był proces Dariusza K., który śmiertelnie potrącił kobietę? Gdyby nie ta sytuacja, to ten nadal by działał?

Trudno przewidzieć, bo w tym świecie prędzej czy później przychodzi ten moment, kiedy wpadasz. Rzadko ktoś sam z siebie rezygnuje z dilowania. To wciąga jak sutenerstwo. Liczba klientów Cezarego P. rosła z godziny na godzinę, z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc.

Warto podkreślić, że sprawą Cezarego P. zajmował się sam CBŚ. Oni od czasu wypadku Darka K. postanowili złapać dilera, który zaopatruje gwiazdy. W momencie, kiedy trafili na Cezarego P., który miał też towar o zawartości nawet powyżej 85 proc. kokainy, to chcieli namierzyć jego dostawcę. To było ich priorytetem.

Ale to im się nie udało.

Mimo wielu akcji prowokacji to się nie udało. Przecież wyselekcjonowani policjanci pod przykryciem od Cezarego P. kupili 50 gram kokainy.

Funkcjonariusze stawiali podstawione osoby – kobiety. Cezary P. odnosił się do nich z szacunkiem, rzadko im odmawiał. Przy pierwszym telefonie było już: "Cześć, kochanie". A jak dziewczyna mu się podobała, to zaczynał ją adorować. Przyjeżdżał do niej z najdalszego zakątka Warszawy. Tak było z Anną G.

Czyja obecność na liście dilera gwiazd była dla Ciebie największym zaskoczeniem?

Na liście jest nawet ponad 300 osób, do niektórych z nich nie było nawet kontaktów. To były czasy, kiedy istniały karty prepaid i te numery już nie funkcjonują. Wśród tych osób znalazłem między innymi dzieci swoich znajomych.

Najbardziej zaskoczyła mnie jednak obecność synów byłego prezesa TK i byłego premiera. Zwłaszcza tego pierwszego, a to dlatego, że to środowisko jest bardziej konserwatywne.

Czyli Cezary P. zaopatrywał całą Warszawę?

Tak i to od 9 lat. Miał ogromne szczęście, że wcześniej nie wpadł. Dwa lata rozbijał się mercedesem ML. Rzucał się przecież w oczy, zwłaszcza, jak kręcił się po głównych ulicach miasta między 19:00 a 6:00 rano.

Wśród jego klientów byli członkowie zarządów spółek skarbu państwa, biznesmeni, dziennikarze, pracownicy agencji PR czy banków. Od prezesów spółek po bezrobotnych i innych taksówkarzy. Dzisiaj większość z nich się do tego nie przyznaje.

Dlatego mam szacunek do Filipa W., bo się przyznał, wziął wszystko na klatę, sporo stracił. A dziś ma odwagę stanąć i wprost ostrzec innych. Jeden ze specjalistów od toksykologii powiedział mi, że dziś nie pyta się, czy bierzesz, ale co bierzesz. I to się zaczyna już w gimnazjum.

Kokaina to wyższa półka i trochę wyznacznik statusu społecznego?

Tak, dlatego też biorą ją artyści, prezesi dużych spółek, biznesmeni i dzieci bogatych rodziców. Ich na to stać. Dla nich 5 tysięcy złotych w jedną noc to żaden wydatek. Za bardzo tego nawet nie odczują.