To o tym księdzu TVP kręci film "Klecha". Zagadka jego śmierci pozostaje do dziś niewyjaśniona
Wiele osób myśli, że TVP i PiS przygotowuje odpowiedź na "Kler", bo chce ocieplić wizerunek księży i pokazać trudny los duchowieństwa w Polsce. Prawda jest jednak inna - zdjęcia do "Klechy" rozpoczęły się w sierpniu 2017 roku i trwały 50 dni. Łatwo obliczyć, że produkcja ruszyła dużo wcześniej i nie wynikała z popularności filmu Wojtka Smarzowskiego.
Męczennik komunizmu
Ks. Kotlarz był przez długi czas na celowniku Służby Bezpieczeństwa. Powodem były wygłaszane przez niego patriotyczne kazania. Domagał się w nich szacunku dla człowieka i jego pracy, piętnował kłamstwo i niesprawiedliwość. Błogosławił też protestujących robotników z Radomia, a bezpieka wszystko nagrywała.
Historyk przyznał, że to był właściwie wyrok na ks. Kotlarza. Zaraz potem zaczęły się najścia na plebanię w Pelagowie i dotkliwe pobicia, które nieoficjalnie doprowadziły do jego śmierci. Ksiądz zmarł 18 sierpnia 1976 roku. Miał 48 lat. Oficjalnie odpowiadali za to "nieznani sprawcy". Miało to miejsce po stłumieniu robotniczego protestu przez ZOMO i MO w Radomiu.Gdy 11 lipca, podczas kazania, ks. Kotlarz powiedział, że błogosławił protestujących robotników w Radomiu, a jego kazanie nagrywały służby, nazajutrz został wezwany na przesłuchanie. Z tej rozmowy sporządzono pisemny raport i opatrzono go ręczną adnotacją, by jego całość przekazać płk. Płatkowi.
Czytaj więcej
Pułkownik Zenon Płatek był jednym z oskarżonych w śledztwie dotyczącym zabójstwa ks. Jana Popiełuszki. Był szefem grupy "D" dezinformacji, w IV Departamencie SB. Zajmował się rozpracowaniem Kościoła. "Klecha" to kryptonim akt operacyjnych przeciwko księżom, które są dostępne w archiwach IPN. W filmie w postać szefa spec oddziału wciela się Piotr Fronczewski.
Kotlarz nazywany był przez ówczesne władze "radomskim bandytą", ale represje nie przeszkodziły mu w odprawianiu kazań. Trzy dni przed śmiercią zasłabł w czasie nabożeństwa i z okrzykiem: "Matko, ratuj!", stracił przytomność. Trafił do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej w Krychnowicach, gdzie był kapelanem. Komunistyczna władza zakazała pochowania księdza na radomskim cmentarzu. Pogrzeb odbył się w rodzinnych Koniemłotach.
Wcześniej zwierzył się ordynatorowi szpitala, że był bity i nachodzony. "Obrażeń na jego twarzy lekarz Marian Piotrowski nie widział, ale ze sposobu poruszania się, siadania, osłabienia organizmu i ogólnego zachowania wynikało, że bardzo cierpi" – możemy przeczytać w dokumentacji prokuratorskiej. Przyczyną śmierci w dokumentacji medycznej było "obustronne, krwotoczne zapalenie płuc".
"Nie stwierdzono jednak żadnych śladów na ciele, które mogłyby powstać w wyniku pobicia. Albo zatem ślady wcześniej zanikły, albo też księdza bito tak, że tych śladów nie było widać. Fakt bicia nie budzi bowiem żadnych wątpliwości" – stwierdził Szczepan Kowalik.
Nawet radomscy księża ukrywali przed opinią publiczną prawdę o śmierci. Chcieli uniknąć starć na uroczystościach pogrzebowych. Tłumaczyli, że był... "słabego zdrowia".Pamiętam, jak ks. dr Tadeusz Borowski, wieloletni duszpasterz akademicki z Radomia, mówił tuż po pogrzebie, że kiedy odwiedził leżącego na łożu śmierci Ks. Romana w szpitalu, ten nie chciał potwierdzić, że ktoś przyczynił się do odebraniu mu zdrowia. Być może ksiądz Roman wiedział, że każde jego słowo jest podsłuchiwane przez funkcjonariuszy SB. Inni świadkowie ostatnich dni życia ks. Romana podkreślali, że obawiał się ludzi, przychodzących na plebanię, bał się, że znów idą go bić.
"Z pewnością jest to prawda, jeżeli spojrzy się tylko na ostatnie tygodnie życia tego Kapłana, maltretowanego i bestialsko bitego przez nieznanych sprawców" – pisał Jan Rejczak z Klubu Inteligencji Katolickiej w Radomiu.
Śledztwo umorzono, nigdy nie znaleziono winnych zbrodni. Akcja zacierania śladów była szeroko zakrojona po jego śmierci również wśród księży. Postać księdza niezłomnego zostanie odświeżona 1 marca 2019 roku - wtedy premierę będzie mieć film "Klecha" od TVP.