Smutne święto i trudne pytanie. Racewicz poszła z synem uczcić pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej

Paweł Kalisz
Joanna Racewicz 1 listopada nie poszła na grób męża, który jako oficer BOR zginął na pokładzie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Zamiast tego poszła z synem na plac Piłsudskiego przed pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. Tam musiała odpowiadać na trudne pytania zadawane przez syna.
Joanna Racewicz musiała przy okazji wizyty na placu Piłsudskiego odpowiadać na trudne pytana swojego syna. Fot. Instagram.com / Joanna Racewicz
"Pamiętasz, Mamiś, takie zdjęcie, gdy Tata wsiada ostatni? Myślisz, że chciał się wycofać?" – to dwa pytania, na które musiała odpowiedzieć Joanna Racewicz. Dziennikarka Polsatu poszła z synem przed pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. Jej mąż Paweł Janeczek zginął osiem lat temu na pokładzie prezydenckiego samolotu.
Jednak najtrudniejsze pytanie było dopiero przed nią. Najtrudniejsze i chyba najbardziej bolesne. "Myślisz, że można tęsknić za kimś, kogo się nie pamięta?" – zapytał syn, który w chwili śmierci Pawła Janeczka miał zaledwie 2 lata. Dziś ma 10, ojca zna głównie ze starych fotografii i opowieści.


Racewicz na Instagramie napisała też do wszystkich, którzy ją krytykują za "przekraczanie granic". "Dziś nie pojedziemy na Powązki. Właśnie po to i dlatego, żeby zachować prywatność" – wyjaśniła.