Laski dynamitu w gorsecie, rewolwer w fartuchu. Aleksandra Piłsudska to "rebel girl" w spódnicy
Bo nie chciała być tylko czyjąś córką, żoną i matką, której głos zniknie na kartach historii.
– Ola, zwyczajna polska inteligentka, przyjechała do Warszawy z Suwałk i zawędrowała aż do Belwederu jako pierwsza dama. Jest symbolem kobiet tamtych czasów i ich walki o niepodległość. A wniosły one w tę walkę o wolność bardzo dużo pracy, siły, uczyć i patriotyzmu – sprawa polska była dla nich niezwykle ważna. I mimo to nigdzie tych kobiet nie ma: ani na pomnikach, ani w podręcznikach – mówi Katarzyna Drogi, autorka książki "Kobieta, którą pokochał Marszałek.Opowieść o Oli Piłsudskiej".
Na przekórPowinniśmy się chwalić takimi kobietami, jak Aleksanda Piłsudska i inne bojowniczki o niepodległość. Powinniśmy wiedzieć, że nasze prababki albo już nawet praprababki należały do szalonego pokolenia niezwykłych kobiet: odważnych, z fantazją, z których wiele zakładało mundury czy przebierało się za mężczyzn, by walczyć.
19-letnia Szczerbińska w 1901 roku przyjechała do Warszawy. W Suwałkach nie było za dużo do roboty dla tak ambitnej dziewczyny.
– Aleksandra miała dwa główne ideały: walczyć o wolność kraju i być kobietą niezależną. Fakt, że ona samo się utrzymywała, był w ówczesnych czasach bez precedensu. Jej ciotka powtarzała jej, że kobiety, które pracują, muszą być bardzo szpetne, skoro żaden mężczyzna nie chce ich utrzymywać. Ale ona nie słuchała: nie była ani szpetna, ani głupia, wytyczała po prostu nowe tory dla dziewcząt – opowiada Katarzyna Droga.
Aleksandra ukończyła gimnazjum, kursy handlowe, chodziła na wykłady na Uniwersytecie Latającym.
Aleksandra, swoista „rebel girl” (spokojnie mogłaby być jedną z bohaterek „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”), w 1904 r. wstąpiła do frakcji bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Stała się pełnoprawną żołnierką. Później będzie również członkinią tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej i oddziału wywiadowczo-kurierskiego w Legionach Polskich.
Szczerbińska nosiła spódnicę, a pod nią broń – byłą bowiem świetnym strzelcem. Inne kobiety, które posłuszne były idei siedzącej przy kominku Matki Polki, mogły patrzeć na nią jak na wariatkę, dziwoląga, nie-kobietę. Piłsudskiej bliżej było jednak do walczącej Emilii Plater i miała te wszystkie konwenanse gdzieś.
Dlatego, kiedy PPS zlecono napad na carski pociąg pod Bezdanami, była wniebowzięta.
Dynamit w gorsecie
Pieniądze trzeba było bowiem przewieźć z Galicji do zaboru rosyjskiego przez pilnie strzeżoną granicę. Szczegółowe kontrole i rewizje były wtedy na porządku dziennym. Jeden błąd i zsyłka na Syberię była jak w banku.
Działaczki PPS, w tym Szczerbińska, podzieliły się więc 300 tysiącami rublami (które zostały przeznaczone na niepodległościowe działania) i jak gdyby nigdy nic przeszmuglowały jej przez granicę. Ryzykowały wszystko, ale i tak chwała za akcję pod Bazdanami dostała się głównie walczącym mężczyznom.
Aleksandra była zresztą doświadczoną szmuglerką. Raz przemyciła stos polskich książek, raz kilkadziesiąt rewolwerów, innym razem… 40 kg ładunków wybuchowych. Wszystko poupychane po walizkach, kufrach, fałdach sukien, przymocowane do gorsetów czy pończoch.
Złapanie przez żołnierzy to jedno (Szczerbińska była na nią zawsze gotowa i nie wychodziła z domu bez trucizny – cyjanku potasu), ale przytwierdzenie do swojego ciała lasek dynamitu to drugie. Mogła przecież wysadzić się w powietrze. Zresztą wiezienie rewolwerów też było niebezpieczne: raz przestrzeliła sobie na wylot stopę.
Z obozu na akcję
Szczerbińska była zuchwała i wyjątkowo odważna, ale też nigdy się nie poddawała. Dlatego przetrwała więzienie, którego niestety nie uniknęła. W 1907 r. carska policja zatrzymała ją w Warszawie i osadziła na Pawiaku. Szybko jednak została wypuszczona.
Koszmar obozu nie zniechęcił jej do walki. Wręcz przeciwnie. Kiedy Szczerbińska wyszła na wolność rok później, od razu przefarbowała włosy i ruszyła do Kijowa z bagażem pełnym broni.
Walczyła, ale nie zawsze w terenie. W pewnym momencie tylko ona wiedziała, gdzie są arsenały broni, organizowała szkolenia, w czasie I wojny światowej była komendantką kobiecego wywiadu, bez którego wojsko Piłsudskiego wcale nie odniosłoby aż takich sukcesów.
Polskie agentki wywiadu szpiegowały, nawiązywały kontakty, obserwowały, przesyłały wiadomości i je odszyfrowywały. Wiedziały, gdzie są oddziały zaborców i ile liczą żołnierzy. Były niezastąpione.
Podobno była świetną liderką.
Wąsy na drugim planie
Najpierw walka, potem mężczyzna. Tak było w życiu Szczerbińskiej, tak też będzie i w tym tekście, w którym sumiasty wąsy muszą zejść na dalszy plan.
Aleksandra Szczerbińska poznała Józefa Piłsudskiego w 1906 r. Ona miała 24 lata, on – 39 lat. Do tego miał żonę Marię (z domu Juszkiewicz).
– Wtedy patrzyłam na niego jak na przywódcę, a nie mężczyznę, w którym mogłabym się zakochać. Miłość przyszła później – napisała w swoich pamiętnikach, cytowanych przez Jerzego Chociłowskiego w książce „Niezwykłe kobiety”.
Charyzmatyczny przywódca i rebel girls zakochali się w sobie, ale na drodze do bycia razem stanęły im sakramenty. Bo Maria (która też była kobietą niezwykłą: wojowniczką o niepodległość i silną osobą, o której mówi się, że ukształtowała Piłsudskiego) nie chciała dać Piłsudskiemu rozwodu.
„Przez kilka lat wspólnego życia nie zaznaliśmy szczęścia i spokoju. Mieliśmy ciągłą pracę, częstą biedę i niepewność jutra” – żaliła się Szczerbińska w pamiętnikach.
Piłsudski zostawił w końcu Marię i – co jak na tamte czasy było aktem społecznej rebelii – przez 15 lat był z Olą w związku partnerskim. Urodziły im się nawet wtedy córki: Wanda w 1918 r. i dwa lata później Jadwiga.
Aleksandra ryzykowała sporo. Partnerski związek, nieślubne dzieci? Na początku XX wieku?!
– Aleksandra była kobietą bardzo wrażliwą, a zarazem bardzo silną. Zawsze szła za głosem serca. Potrafiła stawić czoła konwenansom i schematom świata zastanego. Nie godziła się na to, że Polska nie miała niepodległości, więc o nią walczyła, nie godziła się na to, że kobiety nie mogą studiować – poszła na studia, pokochała mężczyznę, który był żonaty – była z nim bez ślubu – opowiada autorka książki "Kobieta, którą pokochał Marszałek. Opowieść o Oli Piłsudskiej".
I dodaje: – Będąc w związku partnerskim, poniosła ogromny trud. W tej epoce było to bowiem niecodzienne.
– To była miłość rewolucjonistów, którzy nie wiedzieli, czy za moment nie zginą. Takie sytuacje historyczne rozluźniają jednak obyczajowość – mówi Droga.
Para wzięła ślub dopiero 25 października 1920 roku, tuż po śmierci Marii. Piłsudski, który był wtedy naczelnikiem Polski, nie pojawił się na jej pogrzebie.Oli było ciężko, chociażby dlatego, że starzy przyjaciele Piłsudskiego bardzo lubili i cenili pierwszą żonę Piłsudskiego, Marię. Ona i Józef robili jednak to, co uważali za stosowne. Nie martwili się opinią otoczenia.
Gospodyni z bronią w fartuchu
Ola była z Józefem aż do jego śmierci w 1935 roku. Wytrzymali ze sobą, co samo w sobie było wyczynem – oboje słynęli bowiem z trudnych charakterów. Oprócz tego dla Oli trudne było również życie z przywódcą, najważniejszą osobą w państwie.
– Kiedy rodziła swoją pierwszą córkę, Wandę, Piłsudski był w więzieniu. Mieszkała wtedy na Pradze, musiała sama (pomagała jej tylko przyjaciółka) przejść przez ciążę, poród i wychować niemowlę. Ta kobieta po zaledwie dziewięciu dniach po porodzie poszła do pracy! Wzięła zawiniątko i poszła do fabryki, a dyrektor zgodził się, żeby Wanda znajdowała się niedaleko biura. Aleksandra biegała od biurka do dziecka – opowiada Katarzyna Droga.
Potem wszystko się unormowało, Aleksandra została w 1918 r. pierwszą damą. Jednak czy dla tej wiecznej bojowniczki takie "normalne życie" nie było nudne?
– Poświęciła się również pomocy mężowi – była jego sekretarką. On nocami dyktował jej swoje dzieła, ona pisała – mówi Droga.Kiedy Piłsudska była w konspiracji, była Aleksandrą walczącą, potem była Aleksandrą zakochaną, a – kiedy była w Sulejówku – była Aleksandrą panią domu. Myślę, że po koszmarze walki i więzienia w domu i wśród rodziny nareszcie poczuła się szczęśliwa. W Sulejówku Aleksandra nie była jednak zwyczajną panią domu - zawsze nosiła w kieszeni fartucha broń.
Miłość miłością, ale Piłsudski nie był Aleksandrze wierny. W 1930 r. miał romans z lekarką Eugenią Lewicką. Piłsudska, która została postawiona w tej samej sytuacji, co wcześniej Maria, przeżyła załamanie, ale wzięła się w garść i kazała mężowi zerwać kontakt z kochanką.
Tak też się stało. Marszałek wrócił do żony, a Lewicka… popełniła samobójstwo.
Parasolki kontra marszałek
Wiemy już, że i Józef, i Ola wygrali walkę i o niepodległość, i o miłość.
Ale była jeszcze walka Oli o prawa kobiet. Bo Piłsudska – jak sama nazywała się w swoich pamiętnikach – była „zaciętą feministką”. A miała o co walczyć w okresie, kiedy formowało się państwo polskie.
– Delegacje kobiet szły więc do m.in. Romana Dmowskiego, Ignacego Daszyńskiego, Jędrzeja Moraczewskiego i właśnie Józefa Piłsudskiego. Przekonywały, że nie może być niepodległej Polski bez niepodległych Polek – dodaje Dzido.
I podkreśla, że było to działanie na zasadzie lobbingu. Bo w tym 1917 roku okazało się jednak, że Józef Piłsudski w ogóle nie planował dać kobietom praw do głosowania. Uważał bowiem, że „mentalność kobiety z natury jest konserwatywna i łatwo jest na nią wpływać”.
Wiercenie dziur w brzuchu marszałkowi
Aleksandra Piłsudska nie należała do żadnych organizacji sufrażystek, jak Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich, ale chciała równouprawnienia. A tak się złożyło, że kobietom mógł jej dać właśnie jej partner.
– Rozumiała, że nie może być nowej Polski bez aktywnych kobiet. Nie ma wątpliwości, że miała duży wpływ na Józefa Piłsudskiego – na pewno wielokrotnie rozmawiała z nim o tym, że Polki muszą mieć równe prawa. Dzięki niej Piłsudski na pewno wiele zrozumiał – podkreśla Dzido.
Obrazowo opisuje to Sylwia Chutnik, pisarka i autorka spektaklu „Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim”. Jak podkreśla w swoim felietonie na stronie internetowej „Polityki”, Ola nie musiała się o to bić, „wystarczyło wiercić dziurę w brzuchu mężowi”.
Także Dzido uważa, że Piłsudska również przyczyniła się do tego, że kobiety otrzymały pełne prawa wyborcze 28 listopada 1918 r. na skutek dekretu Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, a już w styczniu poszły do urn wyborczych.A Marszałek patrzyłby przed siebie i pykał fajeczkę wśród sumiastych wąsów. Dumałby. „Niby baby się nieźle biją, jak przyjdzie co do czego. Dobra, zgadzam się, bo mi tu żona truć będzie głowę bez końca«. I tak to jakoś poszło.
– To, że formalnie nie była sufrażystką, nie miało znaczenia. Była ambasadorką sprawy, koleżanką sufrażystek, aktywną działaczką na rzecz sprawy kobiet – zaznacza.
Zawsze w gotowości
Piłsudska nie osiadła na laurach nawet w Belwederze.
Jednak niebawem Piłsudska musiała opuścić kraj, który tak kochała i dla którego tyle zrobiła. Kiedy w 1939 r. (cztery lata po śmierci marszałka) wybuchła II wojna światowa, Piłsudska wzięła córki i przedostała się do Londynu.Nie lubiła pokazywać się na salonach, żyła bardzo skromnie. Wraz z koleżankami była bardzo aktywne charytatywnie – chciała dawać wędkę, a nie rybę. Chociażby jej przyjaciółką była dziewczyna wyciągnięta z proletariatu, która dzięki Piłsudskiej została pokojówką. Zresztą Aleksandra niechętnie jechała do Belwederu, najchętniej spędzała czas w Sulejówku, w swoim Milusinie. Ale Piłsudscy byli ludźmi uzależnionymi od historii. Aleksandra niewiele mogła więc w tej sprawie zrobić.
Autorka biografii Piłsudskiej dodaje: – Jeden pokój wynajmowała, żeby utrzymać siebie i córkę na studiach. Szyła, sprzątała, gotowała sama. Nie chciała przyjąć żadnej pomocy. W Londynie Piłsudska pisała również artykuły, wspomnienia, organizowano jej odczyty, potem wychowywała wnuki. Kiedy rząd na emigracji przyznał jej pensję jako wdowie po Piłsudskim, odrzuciła ją.
Piłsudska nigdy już nie wyszła za mąż, do końca pozostała wierna Józefowi. – Podobno kochał się w niej hrabia Krasicki, ale Aleksandra go odrzuciła. Do końca życia nostalgicznie ją wspominał i sam nigdy się już nie ożenił – zdradza Droga.Aleksandra była sercem emigracji. Spajała Polaków, kultywowała pamięć o kraju. Piłsudska, tak jak i inni Polacy w Londynie, do końca wierzyła, że wróci do kraju. Ale to nigdy nie nastąpiło.
Aleksandra Piłsudska zmarła 31 marca 1963 roku, a w 1992 r. jej prochy przywieziono z Anglii do Polski i pochowano na Powązkach.
Wróciła do kraju.
Warto pamiętać o Aleksandrze Szczerbińskiej. Takich kobiet w historii potrzebujemy.
Niech wąsy Józefa Piłsudskiego nam jej nie przesłaniają.