Morawiecki bierze sprawy w swoje ręce. Jego człowiek może pokierować KNF

Ola Gersz
Afera KNF wywołała polityczny kryzys. Mimo że Marek Chrzanowski podał się do dymisji, nie rozwiązuje to wszystkich problemów premiera. Teraz nieoficjalnie mówi się, że to człowiek z najbliższego otoczenia Mateusza Morawieckiego może pokierować komisją.
To Rafał Antczak może pokierować KNF. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Ujawnione przez "Gazetę Wyborczą" nagranie wywołało panikę w polskim rządzie. Skompromitowany szef KNF złożył swoją rezygnację, premier Mateusz Morawiecki zwołał nadzwyczajne spotkanie, a aferę KNF już zalicza się do największych skandali za czasów rządów PiS.

Teraz pozostaje pytanie, kto zastąpi Chrzanowskiego i pokieruje Komisją Nadzoru Finansowego. Według "GW" premier ma już swój typ – w kancelarii premiera mówi się nieoficjalnie, że będzie to związany z PKO Bankiem Polskim ekonomista Rafał Antczak.




– Pierwszy (aspekt – red.) to taki, że trudno będzie udowodnić, iż ktoś komuś obiecywał 40 mln zł. Taka propozycja wprost nie pada, ktoś coś napisał na kartce (tak twierdzi Czarnecki – red.), ale nie wiadomo co – mówi gazecie jeden z ważnych polityków PIS.

W tej sytuacji na bohaterów wyszliby współpracownik Andrzeja Dudy Zdzisław Sokal i wiceminister finansów Piotr Nowak. – Banki, które mają kłopoty, nacjonalizuje się, żeby nie wywrócił się cały system bankowy kraju – tłumaczy rozmówca "GW".

Polityk PiS dodaje też drugi aspekt. – To działanie Chrzanowskiego, który donosi na swoich kolegów, próbuje im przeciwdziałać, łamie regulamin i zdrowy rozsądek. A to wszystko w rozmowie z szefem instytucji kontrolowanej – mówi.

Przypomnijmy, że Marek Chrzanowski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, miał zaoferować przychylność dla Getin Noble Banku w zamian za mniej więcej 40 mln zł.

Chrzanowski miał w sumie złożyć Czarneckiemu kilka propozycji. W odpowiedzi bankier miał zatrudnić wskazanego przez Chrzanowskiego prawnika. Wynagrodzenie miało być powiązane z wynikiem banku, czyli wynosić wspomnianą wyżej kwotę.

Źródło: Gazeta Wyborcza