Ruszył proces ws. wypadku Kurskiego. "Filip chciał siusiu. Nie chciałem, by się zmoczył"

Rafał Badowski
Ruszył proces ws. wypadku limuzyny Jacka Kurskiego. Prezes TVP wracał wtedy z rodziną z festiwalu w Opolu. Jego kierowca tłumaczył, że małoletni Filip, który jechał wtedy z nimi autem, "chciał siusiu", dlatego szofer musiał się zatrzymać.
Ruszył proces ws. wypadku limuzyny Jacka Kurskiego. fot. Marcin Stępień/Agencja Gazeta
Do wypadku doszło 18 września na trasie pomiędzy Bierdzanami a Lasowicami Wielkimi. Kierowca Kurskiego stanął na poboczu. Kiedy włączał się do ruchu, doszło do kolizji z oplem Grzegorza W. Zdaniem policjantów, którzy przybyli na miejsce kolizji, to kierowca Jacka Kurskiego ponosi winę za wypadek, gdyż nie zachował należytej ostrożności.

Funkcjonariusze chcieli go ukarać mandatem, ale szofer Kurskiego go nie przyjął. Początkowo chciał go przyjąć, ale to Jacek Kurski przekonał go, że jeśli nie czuje się winny, niech tego nie robi. Sprawa trafiła do sądu. Na początku komisariat w Ozimku wystąpił do sądu, by ukarać wyłącznie kierowcę Kurskiego Grzegorza K. Jednak biegli wydali opinię, że winni są obaj kierowcy. Na sali rozpraw pojawił się więc także Grzegorz W.


We wtorek sąd przesłuchał kobietę, która mogła być świadkiem zdarzenia, a także dwóch policjantów. A potem – jak podaje Radio Opole – odroczył rozprawę do 29 stycznia. Wtedy ma zostać przesłuchany w roli świadka Jacek Kurski oraz biegli.

O wypadku Kurskiego pisał "Fakt". Z relacji tabloidu wynika, że Kurski "wybiegł z auta i uciekł do lasu". Podobno nie chciał, by ktokolwiek go rozpoznał. Kurski między drzewami skrył się i obserwował drogę. – Czekał na drugi samochód, który nadjechał po kilkunastu minutach – relacjonował informator "Faktu".

źródło: Wirtualna Polska