Czekają na nich druty kolczaste, tysiące żołnierzy i okrzyki: "Wynoście się". Ameryka żyje "inwazją" imigrantów
Można było odnieść wrażenie, że Ameryka szykowała się na jakiś Armagedon. Prezydent USA wysłał na granicę z Meksykiem niemal 6 tysięcy żołnierzy, kazał budować zasieki z drutów kolczastych w Kalifornii i Arizonie, ostrzegał przed inwazją imigrantów z Ameryki Środkowej. W mediach pojawiły się zdjęcia żołnierzy, jak siedzą i czekają, i nic. A gdy wreszcie imigranci przybyli, wielu Amerykanów zaczęło pytać, po co wydano na tę mobilizację tyle pieniędzy.
Karawaną imigrantów, która zmierza w kierunku USA, żyją media po obu stronach granicy. To trochę takie deja vu tego, co działo się w Europie w najgorętszym czasie w 2015 roku, choć nie na taką skalę. Widać te same emocje, słychać tę samą retorykę. Ale skala przygotowań na tę "inwazję"po amerykańskiej stronie zupełnie niepodobna.
Mnóstwo ludzi już wytyka, że tu władze nie mówią o pomocy humanitarnej dla uciekinierów z Hondurasu czy Gwatemali, ale głównie o tym, jak ich powstrzymać. "Ponad 300 milionów imigrantów przekroczyło amerykańską granicę w ciągu ostatnich 250 lat. Rodzina Trumpa też wśród nich była", "Bóg wstydziłby się za nas, że nie chcemy pomóc tym ludziom" - punktują internauci. Choć nie brak takich, którzy biją brawo Trumpowi i krzyczą, że może wreszcie dotrze do imigrantów, że nie są w Ameryce mile widziani.
Na innych nagraniach widać, jak żołnierze siedzą w bazie i czekają w nieskończoność. Rzucono ich m.in. do Teksasu, kawał drogi od Tijuany, dokąd przybywają imigranci. Siedzą w namiotach, patrzą w smartfony i – jak słychać na nagraniu – nie mają nic do roboty. Na wszelki wypadek przygotowano też punkt medyczny, ale i on niczym się nie zajmuje, bo tu nic się nie dzieje.
Donald Trump obawiał się, że chyba wszyscy szturmem zaczną forsować granicę i uciekać do USA. Dlatego zarządził, że nie wpuści na teren kraju nikogo, kto nie przejdzie przez legalny punkt graniczny, by poprosić o azyl. W ubiegłym tygodniu wydał rozporządzenie, że przez 90 dni imigranci nie będą mogli przekroczyć granicy, by ubiegać się o azyl.
Sekretarz obrony, który udał się na południe, tak tłumaczył to dziennikarzom: - Moja mama była imigrantką, opowiadała mi jak trudno było dostać się do Ameryki. Dlatego, uwierzcie mi, my chcemy legalnej imigracji. Ale wobec nielegalnej zamierzamy stosować prawo.
Ci, którzy wędrują z Hondurasu, Gwatemali czy Salwadoru, uciekają głównie przed biedą, ale też prześladowaniami. Pierwsza grupa, która dotarła do Tijuany to przedstawiciele środowisk LGBT. • CBS This Morning
Nie wiadomo, co przyniosą najbliższe dni, jak rozwinie się sytuacja na granicy. Ale dotychczas wizja Trumpa o "inwazji" się nie spełniła. "Cierpliwie czekają w kolejce na punkcie granicznym, by poprosić o azyl w USA. Poza tym ruch odbywa się normalnie" - donosił "New York Times".