Pies w strasznym stanie, a ludzie bronią księdza. "Dobry, kupował mu kiełbasę. Nigdy na niego nie żałował"

Katarzyna Zuchowicz
Max, pies proboszcza spod Namysłowa, był w strasznym stanie. – Zdjęcia i film, które dostaliśmy w anonimowym zgłoszeniu nie oddają tego, co zobaczyłyśmy na miejscu. Fetor gnijącej nogi był niesamowity. Stan Maksa jest tragiczny – mówi nam inspektorka, która pojechała na plebanię księdza. O historii Maksa głośno już na całą Polskę. Ale takie traktowanie psów na parafiach wcale nie jest odosobnione. A także to, jak parafianie bronią potem księdza.
Max był na parafii w Głuszynie. Interweniowała fundacja Oleśnickie Bidy. Fot. Screen/Facebook/Oleśnickie Bidy
Fundacja Oleśnickie Bidy, która interweniowała u proboszcza i opisała całe zdarzenie na Facebooku, już zaczęła dostawać sygnały od oburzonych mieszkańców. – Ktoś do mnie zadzwonił i przekonywał, że to dobry ksiądz z parafii. Był zbulwersowany, że go oczerniamy – mówi nam wolontariuszka fundacji. W jednym komentarzu na FB też przeczytała, że ksiądz był dobry, bo kupował psu kiełbasę.


Absolutnie nie chcemy generalizować i rzucać cienia na wszystkich księży i parafie w Polsce. Ale wstrząsające jest to, że do takich zdarzeń również dochodzi właśnie tu. Gdzie wszyscy, po chrześcijańsku, powinni przecież być wyczuleni na cierpienie.


– Da wielu mieszkańców miast i wsi ksiądz jest przykładem. Ale księża nie chcą mówić o zwierzętach. Już dawno próbowaliśmy zwrócić się do nich z prośbą, aby z ambony powiedzieli, by ludzi dbali o zwierzęta gospodarskie. Że one też marzną zimą, też odczuwają, mają podstawowe potrzeby, jak buda czy dostęp do wody. Nigdy nie było odzewu z ich strony. A interwencje, które mieliśmy na parafiach tylko potwierdzają, że pod tym kątem na niektórych dzieje się źle – mówi naTemat Paulina Boba z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Sama najbardziej zapamiętała interwencję wiele lat temu, o której też głośno było w Polsce: – Ksiądz w Krakowie zabił budę dechami, żeby pies w czasie mszy nie szczekał. I ten pies tak potrafił siedzieć w tej budzie przez parę godzin.

Przy innej interwencji w ubiegłym roku w Więciórce pod Myślenicami, która w sądzie ciągnie się do dziś, KTOZ spotkało się z ostrą reakcją mieszkańców.



"W sobotę ma mieć operację"
Anonimowe zgłoszenie postawiło też na nogi fundację Oleśnickie Bidy. Była to pierwsza interwencja tej fundacji u księdza. Nigdy wcześniej nie mieli takiego przypadku.



Informacja przyniosła ogromny odzew na portalach i w mediach społecznościowych. Mnóstwo ludzi deklaruje pomoc. Ale internauci piszą też, że to ksiądz proboszcz powinien pokryć wszystkie koszty związane z leczeniem. "Dlaczego nie płaci za leczenie?", "Nie rozumiem jak człowiek w szczególności ksiądz może dopuścić do takiego stanu!!!" – piszą. Próbowaliśmy skontaktować się z proboszczem, ale bezskutecznie.

"Leżał wycieńczony koło kościoła"
Interwencje na parafiach nie zdarzają się nagminnie, ale przecież nie powinno być ich wcale. I właśnie one szokują najbardziej. – Pies był w kojcu bez budy. Ksiądz stwierdził, że przez bramkę nie da się jej wnieść, więc buda stała przed kojcem. Dopiero nasi inspektorzy ściągnęli bramkę i wnieśli budę do środka – wspomina jedną z nich Paulina Boba.

Latem tego roku na alarm biła Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE. Z powodu Atosa, psa proboszcza, który w jednej z podlubelskich wsi leżał wycieńczony obok kościoła. "Nie podnosi się, oddycha z trudem, przerzedzona skołtuniona i zalepiona brudem sierść miejscami odkrywa zaczerwienienia na brzuchu, kłębią się tam liczne pasożyty. Pies jest słaby, osowiały" – alarmowała. Okazało się, że pies należał do poprzedniego proboszcza, który o niego dbał. Nowy – już trochę mniej.

Fundacja Oleśnickie Bidy zapowiada, że skieruje sprawę do sądu.