To podobno idealny samochód do lansu. Nie zmienia to faktu, że przefrunie przez półmetrowe błoto
39 lat i niezliczona ilość liftingów. Choć pewnie mało kto sobie zdaje z tego sprawę, to w istocie jeszcze zeszłoroczny model Mercedesa klasy G miał bardzo dużo wspólnego z oryginałem z 1979 roku. Teraz w końcu sprawdziliśmy nową generację tego kultowego auta. Mercedes po latatach oczekiwania wiernych fanów zrobił z Gelendy auto na miarę XXI wieku - a jednocześnie udało się nic nie stracić z charakteru oryginału.
Fot. naTemat
Takimi porównaniami można sypać z rękawa bez końca. A mimo to poczciwa Gelenda przez cały ten okres była w zasadzie podobna. Auto przechodziło kolejne liftingi i właśnie taka była kochana. Niepraktyczna, fatalna w prowadzeniu, spartańska. Ale jakże urokliwa.
Fot. naTemat
Nie pomylisz jej z żadnym autem
Dlatego Gelenda dalej wygląda jak Gelenda. Osoby niezainteresowane motoryzacją pewnie nawet nie zauważą różnicy pomiędzy nowym modelem a poprzednim (po ostatnim liftingu).
Fot. naTemat
Sam samochód w ogóle nie zmienił swoich proporcji, choć trochę się rozrósł. Prześwit jest jeszcze większy niż w oryginale, a sam pojazd ma niemal dwa metry. Do garażu podziemnego w swoim bloku zjeżdżałem za pierwszym razem z sercem na ramieniu.
Fot. naTemat
Aż trudno uwierzyć, że z oryginału naprawdę zaczerpnięto tutaj zaledwie pięć elementów: hak, spryskiwacze reflektorów, pokrywę koła zapasowego, przycisk otwierania drzwi i daszki przeciwsłoneczne. Cała reszta jest zupełnie nowa - choć przecież wydaje się, że znamy to auto od lat.
Fot. naTemat
Nawet sam dźwięk ryglowania zamków jest po prostu nieporównywalny do niczego (poza innymi G-klasami) na rynku. Głośny, przypominający karabin maszynowy. Kto nie wie, może w pierwszej chwili się przestraszyć.
Fot. naTemat
Tyle na zewnątrz i jak już siądziecie w fotelu. A jak spojrzycie przed siebie... Pierwsze chwile wewnątrz tego kolosa są zawsze takie same - sprawdziłem to i na sobie, i na kilku innych osobach. Z powodu kuriozalnie wysokiej pozycji za kierownicą (i ogólnej wysokości tego auta) ogarnia cię śmiech. W tym potworze siedzi się naprawdę niebywale wysoko. W warszawskich korkach zaobserwowałem, że właściwie tak wysoko, jak kierowcy autobusów niskopodłogowych.
Ten śmiech szybko przeradza się w wyzwanie. Wystarczy odpalić silnik, żeby usłyszeć stonowany, acz bardzo charakterny dźwięk widlastego silnika V8 o mocy 422 koni mechanicznych i 610 Nm momentu obrotowego. Motor w modelu G500 pracuje gładko, ale bardzo rasowo. Jednocześnie nikt od niego nie ogłuchnie nawet przy otwartych szybach - bardziej brutalne doznania zarezerwowano dla wersji AMG.
Fot. naTemat
Oryginał, jak wiemy, był stworzony głównie dla celów wojskowych, ale szybko stał się ulubieńcem szejków, raperów i wszelkiej maści osób, które chciały się pokazać. Był jeżdżącą na czterech kołach (choć były i wersje wyposażone w większą ilość osi) apoteozą hedonizmu.
Fot. naTemat
Do tańca i do różańca
Teraz jest inaczej. Nowa Gelenda na asfalcie (nie oszukujmy się, większość tam spędzi swój żywot) jest samochodem, który wreszcie nie zawodzi swojego właściciela.
Fot. naTemat
W zasadzie nie czuć, że dalej jest to samochód zbudowany na ramie, zresztą o połowie sztywniejszej niż w oryginale. Ta pomaga w terenie, a nie przeszkadza za bardzo na drogach publicznych. Przeprojektowane zawieszenie po prostu pozwala na więcej radości z jazdy po twardych nawierzchniach. Nawet jeżeli nie ma tu pneumatyki - według Mercedesa samochód z takim zawieszeniem nie sprawdziłby się w terenie na dłuższą metę.
Fot. naTemat
Dowód? Wystarczy rozpędzić ten samochód do prędkości około 120 kilometrów na godzinę. Opór powietrza jest wtedy już tak duży, że w środku można można się przenieść zmysłami nad morze. Szumi tak, jakby się leżało na brzegu Bałtyku. W jesiennym dniu z wysoką falą.
Fot. naTemat
Co jednak ważne, nic tutaj nie odbyło się kosztem właściwości jezdnych w terenie. Na piaszczystych (i to takich mocno sypkich) bezdrożach, które wybrałem do testu, szybko dało się poczuć, że najsłabszym elementem Gelendy w teście były... niekoniecznie terenowe opony. I nawet pomimo tej przeszkody nie byłem w stanie sprawdzić, kiedy ten samochód się poddaje.
Fot. naTemat
Za te czary odpowiadają trzy przyciski na środku kokpitu, które służą do blokady każdej z osi i skrzyni rozdzielczej. Trzy dyferencjały są teraz sterowane elektronicznie, ale to nie jest nowoczesny SUV, który jeździ w terenie tylko dzięki nowoczesnej technice. Gelenda jest solidnie oparta na mechanice. Jak prawdziwa terenówka.
Fot. naTemat
Zresztą, imponujące są same liczby. Kąt natarcia: 31 stopni. Zejścia: 30 stopni. Rampowy: 26 stopni. Głębokość brodzenia to 766 milimetrów. Będzie wam naprawdę trudno o sytuację, kiedy będzie musiał was ratować traktor.
Żeby było zabawniej, te terenowe popisy uskutecznia się w absolutnym luksusie. Wnętrze G-klasy jest właściwie żywcem przeniesione z... klasy S. Są tutaj te same gigantyczne ekrany czy fotele z funkcją chłodzenia czy masażu.
Fot. naTemat
Bardziej niepraktycznie się nie da
Warto też dodać, że w środku wreszcie jest zwyczajnie wygodnie i przestronnie. Także na kanapie z tyłu. Ale nie dajcie się zwieść - pomimo tego luksusu we wnętrzu Gelenda jest dalej taka jak oryginał, czyli po prostu... niepraktyczna. Bagażnik jak na rozmiary tego auta jest po prostu mały. Po złożeniu kanapy podłoga nie będzie równa.
Fot. naTemat
W trakcie "normalnej" jazdy po mieście jest już "lepiej", czyli sporo ponad dwadzieścia litrów. W trasie zejdziecie z kolei poniżej tych dwudziestu litrów, ale niewiele. Na szczęście bak w tym samochodzie jest wielkości wanny.
Fot. naTemat
Mercedes G500 na plus i minus:
+ Doskonałe auto w teren...
+ ... Albo do lansu po asfalcie
+ Duch oryginału jest tutaj obecny
+ Luksusowe wnętrze
+ Mocny, czterolitrowy silnik
- Spalanie to jednak szaleństwo
- Skromny bagażnik
Fot. naTemat