Dziennikarz ujawnił zaskakujące pogłoski. To wyjaśniałoby, skąd afera z listem od Mosbacher

Paweł Kalisz
Redaktor Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej" twierdzi, że w sejmowych kuluarach krąży plotka, iż PiS celowo wszedł w konflikt z ambasador USA Georgette Mosbacher, żeby przykryć niesmak swoich wyborców po ustępstwach na rzecz Brukseli. Opublikowanie listu miało przekonać elektorat, że polska dyplomacja wstała z kolan, a kraj jest suwerenny.
Czy PiS rozpętał aferę z listem Mosbacher, by przykryć niesmak swoich wyborców po ustępstwach wobec Unii Europejskiej w sprawie Sądu Najwyższego? Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta / @BGoduslawski / Twitter
"PiS wszedł w konflikt z ambasador USA w Warszawie wyłącznie po to, by zrobić wrażenie na własnym elektoracie. Ale widząc konsekwencje, zarządził odwrót" – napisał Michał Szułdrzyński z dziennika "Rzeczpospolita". Jednocześnie jednak twierdzi, że osobiście nie wierzy w tę plotkę. I wyjaśnia przyczyny tego braku wiary, choć faktem jest, że krąży ona po Sejmie.

Szułdrzyński dowodzi, że gdyby plotka okazała się prawdą, dowodziłaby skrajnej nieodpowiedzialności PiS. Jednak nie można wykluczyć, że tkwi w niej ziarno prawdy. "Prawicowi publicyści zaczęli się prześcigać w obrażaniu Mosbacher. Ważni politycy PiS dezawuowali ambasador jako osobę o niewielkim doświadczeniu w dyplomacji" – wymienia dziennikarz.


PiS być może chciało pokazać, że Polska jest suwerenna i nie ugina nóg przed nikim, nawet USA. Tylko moment wydaje się nietrafiony. "Pójście na zwarcie z USA akurat w chwili, gdy Rosja po raz kolejny eskaluje konflikt z Ukrainą, prowadząc do zachwiania stabilności w całym regionie, to po prostu pomysł niemądry" – twierdzi Szułdrzyński, wciąż nieprzekonany do prawdziwości zasłyszanej plotki.

źródło: rp.pl