"Zamieszki? To taka ich kultura". Politolog odpowiada prawicy, która kpi z dantejskich scen w Paryżu
Chaos na ulicach Paryża, płonące samochody, bitwa z policją, snajperzy na dachach, blisko 400 osób w areszcie – tak w skrócie wyglądał weekend w stolicy Francji. W całym kraju przeciwko podwyżce cen paliw protestowało ponad 60 tysięcy ludzi. Masowa akcja, mimo swojej gwałtowności, dała niektórym Polakom do myślenia. Jedni porównują je do protestów w obronie konstytucji i się śmieją. Inni pytają: "Czy Polska też się obudzi?".
"Protesty we Francji odbywają się nagminnie"
Marcin Zaborowski, dziś politolog w Visegrad Insight, tłumaczy nam, co miał na myśli. – Kwestia strajkowania i protestowania we Francji ma nawet w tym kraju swoje określenie: "kultura strajków". One odbywają się nagminnie, przybierają masowy charakter. Każda osoba, która mieszkała we Francji, wie, że Paryż jest do tego przyzwyczajony. Tu po prostu jest kultura ulicznych protestów – mówi naTemat.
Podkreśla, że wszystkie protesty we Francji od lat mają charakter totalnie socjalny: – W żadnym aspekcie nie mają charakteru walki o demokrację, konstytucję, prawa obywatelskie. Teraz chodzi o podwyżki cen paliw. Totalnie nie rozumiem, jak można porównywać strajk i protest we Francji z protestami w Polsce tak, jak robili to prawicowi publicyści. Nie mówiąc o tym, że gdyby w Polsce działo się to, co we Francji, to Komisja Europejska by interweniowała.
"Francuzi społecznie bardziej aktywni"
W Polsce były masowe protesty w 2015 roku i 2016 roku. Były marsze KOD, Czarne Protesty, obrona sądów, wielkie demonstracje przed Pałacem Prezydenckim i Sejmem. A potem zapał minął, choć niezadowolenie wciąż jest demonstrowane, zwłaszcza w sieci. Dlaczego, patrząc z francuskiej perspektywy, tak się dzieje? Nawet protesty grup zawodowych – na przykład nauczycieli – nie są wcale liczne, a już na pewno nie można ich nazwać masowymi.
Marcin Zaborowski uważa, że jeśli chodzi o niezadowolenie z polityki społecznej, w Polsce brak jest związków zawodowych, które pociągnęłyby tłum. A jedyny, największy, czyli "Solidarność" jest tak naprawdę prorządowy.
To bardziej ogólna uwaga do francuskich strajków, bo w przypadku obecnego protestu ludzie jednak skrzyknęli się głównie przez Facebooka. Tak, jak w Polsce, na początku KOD.We Francji związki zawodowe są potężne. U nas ewidentnie, mimo doświadczenia Solidarności, kultura protestów socjalnych jest w Polsce dużo słabsza, bo i związki zawodowe są dużo słabsze. Dlatego protesty społeczne należą do rzadkości.
– Myślę, że w Polsce nie ma protestów społecznych, bo ludzie są skoncentrowani na własnym dobrobycie i własnych interesach. Każdy ciągnie w swoją stronę. Ludzie myślą bardziej o sobie, o swojej rodzinie niż o interesie grupowym. A Francuzi w w ogóle są politycznie i społecznie bardzo aktywni – już na poziomie dzielnicowym, współpracy sąsiadów. Partycypacja w wyborach wynosi 80-90 procent. Jest większa świadomość i wola do uczestnictwa w czymś, co jest zbiorowe – tłumaczy politolog.
Miliony ludzie uczestniczy w strajku"
Słyszę, że we Francji to normalne, że ludzie potrafią się zmobilizować. Wciąż żywa jest pamięć o rewolucji francuskiej, nawet uczestnicy obecnego protestu się na nią powołują: – Ulica we Francji ma swój głos. To jest politycznie rozpoznawalne, że jest prezydent, jest premier i parlament, ale jak ulica wyjdzie i coś powie, to prawie jest jak czwarta władza. Trzeba ją wziąć pod uwagę.
Z powodu tej ulicy we Francji trudno jest wprowadzać reformy bolesne dla społeczeństwa. Przekonał się o tym zarówno prezydent Sarkozy, Hollande, a także Chirac w latach 90. Ten ostatni, z powodu protestów, zwolnił premiera Alaina Juppe.
Marcin Zaborowski: – Wszystkie rządy od lat 90., które próbowały wprowadzać reformy, po potężnych protestach potem się z nich wycofywały.
Na przykład Nikolas Sarkozy w ostatnich miesiącach swoich rządów przeżył trzy ogólnokrajowe strajki generalne. W jednym z nich miało wziąć udział nawet blisko 3 miliony ludzi. Tak francuskie związki zawodowe protestowały przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Wkrótce potem z Francji zaczęły napływać informacje, że Sarkozy zaczyna ustępować.
Wielu Polaków, patrząc na Francję, ale też inne kraje, nie potrafi tego zrozumieć. Niektórzy przypominają jeszcze Grecję, nawet Bułgarię i Rumunię, w których niezadowolenie z powodu działań rządu cały czas potrafi wyciągnąć tysiące ludzi na ulice. A u nas już nie.
"Chuligani podpinają się pod protest"
Zaznacza, że "żółte kamizelki" nie mają z nimi nic wspólnego, choć właśnie takie obrazy poszły w świat.