Mówiły na niego "Picuś”. Kim są siostry prałata Jankowskiego, które bronią go przed zarzutami o pedofilię?

Jarosław Karpiński
Ciekawy zwrot akcji nastąpił w sprawie księdza Jankowskiego i oskarżeń o pedofilię. Kolejny rozdział tej historii chcą pisać siostry zmarłego prałata, które planują pozwać "Gazetę Wyborczą" za tekst o "sekretach" parafii im. Świętej Brygidy. Kim są bliscy potępianego dzisiaj kapłana?
Irena Jankowska, siostra bliźniaczka nieżyjącego prałata Jankowskiego odsłania poświęconą mu tablicę w Starogardzie Gdańskim Fot: Elżbietanki.eu
Mało kto dobrze znał rodzinę prałata. Korzenie i losy najbliższych ks. Jankowskiego owiane są do tej pory aurą tajemnicy. Wiadomo, że duchowny wychował się w rodzinie wielodzietnej - miał siedem sióstr. Żyją trzy, w tym siostra bliźniaczka Irena. To już starsze panie.

Rodzina szykuje pozew
Grzegorz Pellowski, znany gdański piekarz, przyjaciel Jankowskiego i inicjator budowy jego pomnika (tego który ma być rozebrany) powiedział naTemat, że za pozwem szykowanym przeciwko "GW” stoi Andrzej Sagan, prezes Weinhaus Jakob Gerhardt-Polonia, a prywatnie zięć jednej z sióstr prałata - Urszuli, która mieszka w Gdańsku (nosi nazwisko po mężu)


Ten nie chciał jednak z nami rozmawiać. Poradził, by skontaktować się z nim za kilka dni. – Wtedy będzie wszystko wiadomo – uciął Sagan, który był kiedyś ministrantem w św. Brygidzie.

Wiadomo, że rodzina i znajomi księdza Jankowskiego będą go próbować oczyścić z zarzutów.

– On sam nie żyje więc nie może się bronić. A prawie wszyscy teraz skaczą na jego trumnie. Osoby, które dobrze znały prywatnie prałata deklarują więc pomoc, bo są oburzone nagonką na księdza. Dzwoni do mnie wielu kolegów, ostatnio np. Jurek Hall, brat Aleksandra, z którym wychowywaliśmy się na jednym podwórku i nikt nie wierzy tej kobiecie (Barbara Borowiecka - przyp. red.], która oczerniła prałata – relacjonuje w rozmowie z naTemat Pellowski.

On sam zna jednak tylko dwie z żyjących sióstr Jankowskiego. Inny bliski przyjaciel byłego kapelana "Solidarności" Jerzy Borowczak, obecny poseł PO także mial kontakt tylko z dwoma siostrami. – Trzeciej nigdy nie widziałem. Może się urwał kontakt między nimi, nie wiem. Na plebanii w św. Brygidzie do swojej śmierci mieszkała tylko mama księdza, którą się opiekował – opowiada naTemat Borowczak.

Jak podają oficjalne biografie księdza, pochodzący z Lubawy ojciec Jankowskiego - Antoni, tuż po wybuchu wojny został osadzony w obozie koncentracyjnym Stutthof, a po zwolnieniu został wcielony do Wehrmachtu i w 1943 r., gdy Henryk Jankowski miał siedem lat, zginął na froncie wschodnim.

Prałat miał siedem sióstr
Z kolei - jak podaje Wikipedia - matka, Jadwiga z domu Jeschwitz, pochodziła z zamożnej gdańskiej rodziny kupieckiej i słabo znała język polski, dlatego w domu Henryka rozmawiało się w języku niemieckim.

Wiadomo, że Jankowski urodził się 18 grudnia 1936 roku w Starogardzie Gdańskim i tam ukończył gimnazjum. W latach 50. starał się o przyjęcie do szkoły oficerskiej. Bezskutecznie - uwadze władz wojskowych nie uszło, że ojciec przyszłego prałata zginął w mundurze Wehrmachtu.

Jankowski był ministrantem m.in. w kościele św. Wojciecha oraz w kościele św. Mateusza w Starogardzie. Maturę zdał w liceum wieczorowym, później pracował w urzędzie skarbowym w dziale egzekucji. W Starogardzie mieszka nadal jego siostra bliźniaczka.
Siostra bliźniaczka prałata deklarowała w mediach, że różnili się w poglądach z bratemFot: Elżbietanki. eu
Sam prałat tak pisał o swojej rodzinie: "Mój ojciec był kupcem, podobnie jak i wszyscy bracia. Był bardzo antyniemiecki. Za to aresztowano go już 1 września w nocy. Kiedy wybuchła wojna, ojciec już siedział w Victoria Schule w Gdańsku, później w Stutthofie. Tylko dzięki mojej matce, która miała gdańskie obywatelstwo (prowadziła zakład kosmetyczny i jej klientkami były żony gestapowców), udało się wyciągnąć ojca ze Stutthofu”.

I dalej: „W 1941 roku w czasie inwazji niemieckiej na Związek Radziecki zabrano z Pomorza wszystkich Polaków. Dano im tzw. trzecią grupę, która później też przeznaczona była do likwidacji. Ojciec już nie wrócił. Zginął gdzieś w Związku Radzieckim, zabity przez artylerię niemiecką, która za blisko strzelała i rozbiła swój własny front" (za "Gazetą Wyborczą", 2004 rok)

W mediach publicznie wypowiadała się kilka razy siostra bliźniaczka prałata Jankowskiego. Irena Jankowska urodziła się 18 grudnia 1935 r., o 6 godzin wcześniej od brata. Ale nie widać było między nimi podobieństwa. Po wyjściu za mąż nie zmieniła nazwiska. Deklarowała także publicznie, że nie zgadza się z poglądami oskarżanego często o antysemityzm brata.

Bliźniaczka prałata pozdrawia Michnika
– Cóż, nie we wszystkim się zgadzamy i nie zawsze rozumiemy nawzajem. Moje poglądy są bardziej lewicowe, brata - prawicowe. A w ogóle jestem wierną czytelniczką "Gazety Wyborczej", bardzo ją lubię i czytam od pierwszego numeru – mówiła Jankowska w jednej z nielicznych publicznych rozmów i to dla "GW” w 2001 roku. Przesyłała nawet pozdrowienia dla Adama Michnika.

Wypowiadała się także po śmierci brata. – Umarł cichutko i bardzo spokojnie. Po prostu zasnął i już się nie obudził – mówiła "Super Expressowi” Jankowska.

– Zabiła go cukrzyca. Henryk dbał o wszystkich, ale nigdy o siebie. Jadł za dużo słodyczy, ale do jego śmierci przyczyniła się też "słodycz życia". Teraz ci, którzy się od niego odwrócili, gdy najbardziej ich potrzebował, opowiadają, jaki był dla nich ważny i chcą go przepraszać. To przykre. Ale on już wcześniej wybaczył wszystkim to, co mu zrobili złego – tłumaczyła.

Opowiadała, że Henryk miał ciężko w dzieciństwie, bo był jedynym chłopcem w rodzinie. – Najbardziej lubił się bawić w wojsko. Ale zawsze ciągnęło go do kościoła – wspominała.

– Od małego był ministrantem. W rodzinnym Starogardzie Gdańskim budził księży na poranną mszę. Gdy był post, nie jadł słodyczy, chociaż je uwielbiał. Czasem podkradałyśmy mu z siostrami cukierki, ale on zawsze wiedział, która z nas je zabrała – wyjawiła siostra księdza Jankowskiego.

Zdradziła też, że siostry nazywały go "Picuś”. – Ten pseudonim wziął się od tego, że nasza wspólna koleżanka przyszła do nas kiedyś z małym kotkiem. Henryk wtedy się roześmiał, przytulił kociaka do piersi i zapytał – A, co ty masz za "Picusia"? I odtąd tak go nazywaliśmy – opowiadała w "Super Expressie” po pogrzebie brata.