On pierwszy alarmował w sprawie SKOK-ów. Proponował, by nazwać je imieniem aferzysty

Jarosław Karpiński
Był jednym z pierwszych polityków, któremu zaświeciła się czerwona lampka. Już 25 lat temu alarmował w sprawie SKOK-ów i krytykował pierwszy projekt ustawy w tej sprawie. – Tam, gdzie są pieniądze, zaufanie to tylko jedna kwestia. Tą drugą, fundamentalną sprawą musi być solidne zabezpieczenie prawne. Żeby nie było pokus i żeby nikt takim pokusom nie ulegał – mówi w rozmowie z naTemat Jerzy Wenderlich, wiceszef SLD, wieloletni poseł i były wicemarszałek Sejmu.
Jerzy Wenderlich już w 1994 roku ostrzegał, że oszczędności Polaków w SKOKach będą zagrożone Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Już w połowie lat 90 ostrzegał pan w Sejmie przed SKOK-ami. Argumentował pan, że pieniądze Polaków nie będą w nich bezpieczne, a podczas procedowania nad pierwszą ustawą o SKOK kpił pan apelując do posłów, by projekt ustawy nosił nazwę "SKOK im. Lecha Grobelnego”. Przypomnijmy, że wcześniej wspomniany Lech Grobelny założył Bezpieczną Kasę Oszczędności, która oferowała klientom gigantyczne oprocentowanie, a potem upadła zostawiając ich bez grosza.

Jerzy Wenderlich: Po latach bardziej niż wieszczem czuję się kasandrą i myślę, że za to, co z tego mojego krakania wyniknęło, powinienem być wbijany na pal (śmiech). Bo po tamtym czasie okazało się, że tych para banków czy quasi kas bankowych namnożyło się. Podobnie jak cwaniaków, którzy w tych para bankach siedzieli po to, żeby nie dostosowywać reguł do profesjonalnej gry bankowej, ale po to, żeby później doprowadzić do strat wielu ludzi i oszczędności ich życia.


Oczywiście tamtej swojej wypowiedzi nie pamiętam, bo w mojej karierze parlamentarnej pojawiło się tysiące ustaw. Ale gdy naTemat mi ją przypomina, to myślę, że po prostu logika podpowiadała mi tenor tamtego mojego wystąpienia.

Wielu innych posłów nie miało obiekcji przed ustawą o SKOKach.

Tak, ale gdy ktoś wtedy mówił, że nie można krakać przy wprowadzaniu tej ustawy, bo znajduje się tam przecież formuła zaufania człowieka do człowieka, odpowiadałem, że tam, gdzie są pieniądze, zaufanie to tylko jedna kwestia. Tą drugą, fundamentalna sprawą musi być solidne zabezpieczenie prawne. Żeby nie było pokus i żeby nikt takim pokusom nie ulegał. To było główną przesłanką do tego, żebym budował swoje zastrzeżenia do tej ustawy. System bankowy później się usprawniał, ale zostawiono w tym prawie jakieś furtki dla oszustów skoro tyle podejrzanych, nieuczciwych historii miało miejsce.

Przez te wszystkie lata wokół SKOK-ów powstały układy polityczno-biznesowo-rodzinne. Kasy miały, jak mówi Wojciech Kwaśniak, swój parasol polityczny. Pan to obserwował?

To nie była branża, którą ja się zajmowałem, bo nie jestem specjalistą od bankowości. Ale jeśli od tylu lat mówi się o jakimś parasolu ochronnym nad tymi dziwacznymi strukturami, to myślę, że wysiłkiem wszystkich, którzy uważają się za uczciwych, powinno być przywrócenie właściwej roli parasola. Żeby chronił przed deszczem, a nie przed kontrolą społeczną i działaniem zgodnie z literą prawa.

A jako wicemarszalek Sejmu obserwował pan jakieś lobbystyczne zabiegi posłów w sprawie SKOK-ów?

Na pochyłe drzewo każda koza skacze. Mógłbym sobie zapewne coś przypomnieć. Ważniejsze jednak, że skoro w SKOK-ach "skrzeczy” już tak długo i tak mocno - by bez politycznego języka wziąć te straszne sprawy za uzdę, oczywiście kodeksowo i tylko kodeksowo.

A co pan sądzi o komentarzach polityków PiS na temat Wojciecha Kwaśniaka, który przykręcił kiedyś SKOK-om śrubę i ma przez to cały czas problemy. Minister Ziobro mówi, że do zamachu na byłego wiceszefa KNF doszło, bo KNF "rozzuchwalała przestępców”, a senator Bierecki, że "bandyta nie zawsze bije tego dobrego”. Na dodatek prokuratura stawia Kwaśniakowi zarzuty.

W badaniu afery KNF i SKOK Wołomin widzę za dużo ruchów politycznych. Nie wiem czy w dzisiejszej strukturze władzy jest szansa żeby te afery wyjaśniono przy pomocy niezależnego wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że nie ma ku temu warunków politycznych. Zresztą nawet ci, którzy chcieliby te sprawy wyjaśniać boją się o stabilizację swojego życia, o to, że dzisiaj nie wystarczy być kompetentnym. Odwaga ponownie nie jest już byle jakim towarem. Ma cenę, może i taką jak w najgorszych dawnych czasach.

Wiele lat temu ostrzegał pan też przez Rydzykiem, który obecnie kręci rządem PiS?

Tak, dziś odważnych w sprawie Rydzyka jest na pęczki. Ale 18 lat temu widząc, że Rydzyk nie zachowuje się jak godny zaufania ksiądz i pasterz swoich owieczek, napisałem do niego trzy otwarte listy. Narobiło się trochę hałasu wokół niego, ale wtedy obecni posłowie PO, którzy są teraz tak krytyczni wobec niego, wygrażali mi palcami. Gdyby wtedy szukano praworządności bez względu na to, czy ktoś nosi sutannę, czy nie - wielu skandali moglibyśmy po drodze uniknąć.

Kościół stoi dziś pod pręgierzem, ale wiele występków jego przedstawicieli czeka jeszcze na osądzenie. Mam nadzieję, że pojawią się odpowiednie warunki by to zrobić. PiS wygrał z pomocą kościoła i Rydzyka. Paradoksalnie, teraz PiS przegrać może nie tylko przez swoje grzechy, ale przez grzechy redemptorysty i jego innych kolegów w sutannach.