"Każdego dnia walczę o życie". Jacek opowiada o codziennym zmaganiu z depresją
Najgorszy jest poranek, choć wiele zależy od dnia. Czasami wstaję bez problemu i wszystko normalnie funkcjonuje. A 5 minut później łapię doła - wystarczy, że ktoś powie mi coś nieprzyjemnego. Innym razem trudno jest w ogóle wstać z łóżka. Automatycznie i bez wyraźnego powodu lecą mi z oczu łzy – opowiada Jacek Petynia. Z depresją zmaga się już od 2,5 roku.
Koniec końców, zmusza się do wstania z łóżka. Od roku ma stałą pracę, jest operatorem wózka widłowego. Pracuje dwuzmianowo - od godz. 6 do 14 lub od 10 do 18.
To nie jest lenistwo
– Bardzo szybko się tam męczę. Mam wrażenie, że pracuję dwa razy wolniej niż moi koledzy. Czasami muszę się bardzo skupić, żeby nie popełnić żadnego błędu. Ale ta koncentracja tylko nasila złe myśli. Zaczynam się łapać na tym, że zastanawiam się czemu mi w życiu nie wychodzi, że ludziom dookoła wszystko przychodzi dużo łatwiej. Oni pracują przecież normalnie, nie sprawia im to takiego wysiłku – opowiada.
Dodaje, że przez osoby ze swojego środowiska bywa oceniany bardzo różnie.
– Słyszę o sobie, że jestem wariatem i leniem. Nie wiedzą, jaką walkę ze sobą muszę toczyć każdego dnia. Radzą mi, że mam się "wziąć w garść" bo przede mną jeszcze całe życie. A moim zdaniem, ja każdego dnia walczę o życie. W przypadku osoby z depresją wystarczy czasami jedno nieostrożne, raniące zdanie, by ze sobą skończyła – opowiada.
Ale nie zawsze tak było. – W depresję wpadłem przez jedno zdarzenie. Prowadziłem akademię małego strażaka. Zdobywałem fundusze, załatwiałem dzieciom wyjazdy na wakacje. Wielu to się nie podobało. Zostałem oskarżony o relację z jedną z podopiecznych. Miała 18 lat, była opiekunką. Tłumaczyłem, że to nigdy nie miało miejsca. Usłyszałem że mnie zniszczą – wspomina Jacek.
Zaopiekujcie się moimi rodzicami
Pewnego dnia nie wytrzymał. – Wyszedłem z chaty i napisałem smsa do sąsiadki, że ma się zaopiekować rodzicami, bo już nigdy więcej mnie nie zobaczą. Automatycznie wezwano strażaków i policję - wszystkie jednostki w okolicy. Szukało mnie w lesie 500 osób. Poszedłem właśnie do lasu i próbowałem się tam powiesić na ambonie. Reanimowano mnie przez 15 minut.
Jacek opowiada, że winowajcy ostatecznie się przyznali i wycofali oskarżenia dotyczące rzekomych relacji z podopieczną. Sprawą nieprawdziwych oskarżeń zajmuje się prokurator. Jednak po tej całej historii Jacek bardzo zmienił nastawienie do ludzi.
– Mam problem z zaufaniem innym. Wpadłem w depresję, boję się wychodzić z domo – mówi.
Wspomina, że kiedyś jego życie było znacznie łatwiejsze. – Dzisiaj nie mam już z niczego frajdy. Wszystko robię na siłę. Kiedyś lubiłem wychodzić domu, teraz nie mam już ochoty. Najchętniej tylko bym jadł i spał – dodaje.
Stroni od ludzi
Po wyjściu z pracy zostaje mu kilka godzin wolnego czasu na sprawy prywatne. Opowiada, że najchętniej (i najczęściej) spędza je zamknięty we własnych czterech kątach.
– Po 8-godzinnej zmianie czuję się mocno zmęczony. Jeżeli wychodzę z domu, biorę samochód i ruszam do lasu. Lubię posiedzieć w ciszy na łonie natury, to mnie uspokaja. Nie lubię, gdy ktoś mi wtedy towarzyszy – wyjaśnia.
Podobnie jego życie wygląda w weekendy. – Kiedy jest impreza, nie chce wychodzić z domu. Czasami jeżdżę w kółko samochodem, jeżeli z kimś się spotykam, to tylko z kilkoma zaprzyjaźnionymi osobami. Do niedawna było jednak jeszcze gorzej. Przez pewien czas byłem w szpitalu psychiatrycznym, a po wyjściu przez przeszło rok nie opuszczałem domu. Cały czas na chorobowym – opowiada.
Dzisiaj pojawienie się w przestrzeni publicznej przychodzi mu z niemałym trudem. Zdarza się, że dostaje ataków paniki. Wtedy trzęsą mu się ręce, łzy napływają do oczu.
– Mam ochotę jak najszybciej schować się przed ludźmi. Tak, żeby nikt nie widział mnie w takim stanie – mówi.
Wtedy też pojawiają się myśli samobójcze. Jacek opisuje jedną ze stosunkowo świeżych historii, gdy po raz kolejny przeżył załamanie nerwowe.
– Wysłałem sms do swojej rodziny, żeby nie przychodzili na pogrzeb, skoro na co dzień nie chcą ze mną nawet rozmawiać. Od razu przyjechało do mnie pogotowie, znów trafiłem do szpitala – relacjonuje.
"Jesteś nienormalny..."
Problemy z odbiorem otoczenia to dla Jacka chleb powszedni.
– Z dziwnymi opiniami spotykam się też w pracy. Ludzie mówią, że jeżeli trafisz do psychiatryka, to jesteś nienormalny. Tymczasem ja chodzę na terapię. Płacę za to z własnych pieniędzy, bo w ramach NFZ trudno się dostać. Biorę też leki. Gdy ich nie brałem, przesypiałem prawie całe dnie. Teraz funkcjonuję w miarę normalnie. Nie pojawia się panika – mówi.
Jacek uważa, że o depresji powinno się mówić otwarcie. Sam daje tego przykład. Zastrzega, że nie chce ukrywać swoich personaliów. Zależy u na tym, by ludzie dookoła zrozumieli, że ta choroba może dotknąć każdego.
– Depresja to nie choroba zaraźliwa, od kontaktu z chorym nic się nie stanie. Chcę, żeby ludzie zrozumieli czym ona jest. Bo najważniejsze jest to, aby słuchać co mówi osoba z depresją, a nie tylko ciągle ją oceniać – puentuje.