"Tylko jeden dzień w roku taki jest. Dziś pusto". Wozak znad Morskiego Oka o najeździe turystów

Katarzyna Zuchowicz
Aż tysiąc osób nie zmieściło się do sań jadących spod Morskiego Oka – informowały w niedzielę media. W pewnym momencie w sobotę w kolejce stało ponad 200 osób. – Dziś jest pusta brama. Nie ma klientów – mówił nam przed południem w Sylwestra Stanisław Chowaniec, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka z Gminy Bukowina Tatrzańska. Gdy rozmawialiśmy, czekał na dole na klientów.
Co roku, zwłaszcza przed Sylwestrem, słyszymy o tłumach turystów nad Morskim Okiem. Fot. Marek Podmokły /AG
200 osób w kolejce do sań. Potem słyszeliśmy o tysiącu, którzy chcieli zjechać z Morskiego Oka. Znów głośno w Polsce o tłumach nad Morskim Okiem.

Mogło tak być. Ale to przez to, że wszyscy przyszli na raz, skumulowało się. To ludzie świąteczni. Długo śpią, późno wstają, nie oceniają, że po 16-ej robi się ciemno. Ogromny nacisk, by wjechać na górę, był między godziną 12.00 a 14.00. Który rozsądny człowiek idzie do Morskiego Oka o 14-ej, gdy o 16-ej jest już ciemno?

Dużo osób chciało wtedy wjechać?

Podejrzewam, że około 100. Wszyscy nie wjechali. Od 14-ej już nie zabieramy turystów na górę, żeby potem nie było kłopotu z powrotem. Jak reagowali na odmowę?


Mówili, że przyjdą jutro. Nie było nerwowo, jak w ubiegłym roku. W tym roku nie było ludzi po spożyciu alkoholu. Byli trzeźwi. Ja miałem dobrych turystów. Nie byli roszczeniowi. Zachowywali się bardzo kulturalnie. Wiozłem rodzinę polsko-niemiecką.

Dobrze przygotowani?

A, teraz to już są poubierani. Mają dobre buty, latarki. Ale trzeba pamiętać, że o godzinie 16-ej o tej porze roku zapada zmrok.

Kiedy jest największa kumulacja?

O 16-ej. Ale było też tak, że przez półtorej godziny w ogóle nie było ludzi. Jeździmy do 17-ej. Gdyby schodzili sukcesywnie, nie byłoby problemu. Ale tylko jeden dzień w roku taki jest. Dzień przed sylwestrem. Dziś jest już zupełnie inaczej. Pusta brama, nie ma klientów. Trzydzieści sań wjechało na górę, my stoimy na dole. Czekamy do 14.00.

Ile sań w ogóle jeździ w tym okresie?

W tamtym roku było 20 sań i dlatego był taki problem. Żeby nie było takiej sytuacji jak w ubiegłym roku w tym roku zrobiliśmy 30. Są trzy grupy wozaków po 20 zaprzęgów. A teraz zrobiliśmy dwie grupy po 30 zaprzęgów. Kolejkę regulowała Straż Parku. Ile to kursów w ciągu dnia?

Jeden kurs w górę i w dół musi trwać dwie godziny. Godzina do góry, 20 minut – według regulaminu – odpoczynek na górze i pół godziny zjazd. Wychodzi godzina i 50 minut. Normalnie to raczej jeden kurs dziennie, w dniu szczytu mogą być dwa. 30 sanek po 9 osób jedzie w odstępach pół godziny czy 20 minut.

Ile kosztuje jeden kurs?

50 zł od osoby. Dzieci do lat 4 bezpłatnie. Na sanie wchodzi 9 osób. Nie ma kokosów, jak nas opisują. Przychodzi turysta i pyta ile razy dziennie jeżdzę. Mnoży przez dni w roku i wychodzi mu wynik. Ale czasem jeździmy pustym kursem, czasem mamy połowę chętnych. Czasem się wracamy, bo nie ma ludzi, różnie to bywa.

Powiedział pan, że to tylko jeden taki dzień w roku. Jak jest np. w ferie zimowe? Jak jest różnica?

Taka, że maksymalnie wyjedzie 20 sanek i mogą czekać w kolejce na turystów.

Ilu jest wszystkich przewoźników, którzy jeżdżą do Morskiego Oka?

Nas jest 60 wozaków.

W całym Zakopanem?

Nie w Zakopanem. W Bukowinie. Przewoźnicy, którzy jeżdżą nad Morskie Oko są z gminy Bukowina Tatrzańska. W Bukowinie, Zakopanem, Kościelisku, jeździmy rejonami. Tak jak nasi pradziadowie mieli swoją ziemię w górach. Tak jeździmy. Park narodowy został utworzony z prywatnej własności.

A gdyby któryś z wozaków z Kościeliska chciał przyjechać nad Morskie Oko?

My nie jeździmy do Kościeliska, a oni nie przyjeżdżają tutaj. My mieszkamy w gminie Bukowina Tatrzańska, oni w gminie Kościelisko. Każdy pilnuje swojego.

Jak pan reaguje na zarzuty, że to męka dla koni? Wielu ludzi jest oburzonych.

To żadna męka, koń jest zwierzęciem pociągowym. Wszystko jest objęte regulaminem. Każdy przewoźnik ma kilka koni. To nie są jedne i te same konie. Ja mam trzy pary koni. Niech pani sobie obliczy. 60 wozaków i trzy pary koni, to wychodzi 360 koni. Padnięcie jednego zwierzęta przez 30 lat, jaki to jest procent? A że 10 osób zmarło na tym szlaku, to o tym się nie mówi. 30 lat pracuję jako przewoźnik. Mój 86-letni ojciec też jeździł. Nic złego się nie zdarzyło. Za każdym razem w internecie ludzie krzyczą, że ci co korzystają z sań powinni się wstydzić, iść na piechotę. Wraca temat, by zakazać wjazdu koni.

Ludzie chodzą na piechotę, nikt nikogo nie wciąga na siłę. Większość idzie na piechotę. Nie każdy chce jechać. Nie każdego stać. Ludzie robią, co chcą. Jedni idą, inni jadą.

A latem bywa też tak, że jadą z nami turyści, dobrze wyposażeni, którzy potem idą na Rysy. Pierwsze dwa wozy wiozą właśnie ich. Ci turyści nie komentują. Chcą być szybciej, zaoszczędzić 8 kilometrów, bo idą na Rysy.

Tylko polscy turyści mają taki problem. Ktoś idzie i mówi, że konie powinny stać, a nie ciągnąć sanie. To co, ja będę ciągnął te sanie? Gdzie koń, w biurze będzie pracować?
Fot. Screen/FB
Absurd. Nie słyszymy o tym od hiszpańskich, włoskich czy francuskich turystów. Woziliśmy lekarzy weterynarii, studentów. Oni też mówili, że koniom nic złego się nie dzieje. Atakuje nas tylko jedna fundacja obrony zwierząt. Koń ma pianę na wędzidle? Jeśli ktoś jeździ na koniu, piana też się pojawia. Piana to nie jest wyrok śmierci dla konia.

Każdy ma gospodarstwa, łąki, to wszystko jest ekologia. To nie jest tylko tak, że jeździmy nad Morskie Oko i zawozimy turystów. To tradycja z dziada pradziada. Człowiek kończy 65 lat i przechodzi na emeryturę. A na jego miejsce wchodzi kolejny, z listy rezerwowej.

Jest lista rezerwowa?

Tak. Starsi odchodzą, młodsi wchodzą. I tak to wygląda.

Jak długa?

Z 20 osób. Młode chłopaki. To muszą być koniarze. Konie trzeba lubić.