Ci ludzie mieli przejąć Wisłę Kraków. Kuriozalny wywiad ze wspólnikiem "inwestora" po zerwaniu umowy
W środowy wieczór TS Wisła Kraków unieważniła umowę z Alelegą i Nobel Capital Partners dotyczącą przejęcia klubu. Adam Pietrowski, wspólnik w interesach Matsa Hartlinga, czyli jednego z dwóch potencjalnych inwestorów w klubie, w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" uznał takie działanie za "w pełni nielegalne". Przy okazji okazało się, że potencjalni inwestorzy to właściwie obcy sobie ludzie.
– To jest w pełni nielegalne. Są stosowne klauzule w umowie. Przecież w środę działacze TS Wisła wysłali do pana Hartlinga e-maila, że chcą jak najszybciej podpisać nową umowę z nami, tylko już bez pana Vanna Ly. Dlatego jestem zdziwiony, gdy kilka godzin później czytam komunikat, że jest nowy prezes i TS ma udziały. To nieprawda, to jest fejk, to jest nielegalne – dodał.
Do tego momentu jeszcze wszystko można zrozumieć. Dalej Pietrowski zaczyna mówić co najmniej zaskakujące rzeczy o Hartlingu, czyli jakby nie patrzeć jego wspólniku w interesach.
Zapytany o to, czy na konto Wisły trafiła chociaż symboliczna złotówka, odpowiedział: – Tego nie wiem, czy była wpłacona, czy nie. Mogę o to zapytać pana Hartlinga. Zresztą w czwartek na pewno pan Hartling wypuści komunikat na temat Wisły i jej udziałów.
Okazało się także, że Hartling nie ma kontaktu z Vanną Ly, który miał być głównym udziałowcem w Wiśle. – Pan Hartling rozmawiał z jego żoną. Dziś jestem za granicą, ale jutro rano będę się z nim kontaktował – stwierdził.
Pietrowski nie skomentował także w żaden konkretny sposób domniemanej choroby Ly, która miała wstrzymać całą transakcję. – Ciężko mi to (informację o chorobie – red.) ocenić. Sam nie jestem pewny, czy jest prawdziwa, czy nie. Nie mogę tego ocenić, nie mam na to dowodu – powiedział i dodał, że Ly miał przejść zawał i leżeć w szpitalu w Waszyngtonie.
W końcu dziennikarz z "Dziennika Polskiego" nie wytrzymał i zapytał Pietrowskiego, czy on i Hartling w ogóle znają Ly. Odpowiedź była zaskakująco szczera. – Ja go nie znam dobrze, za to bardzo dobrze, bo od 14 lat, znam pana Hartlinga. I to był właśnie jego partner biznesowy – wyznał.
Kontakt zadłużonej po uszy Wisły Kraków z tajemniczymi inwestorami od początku nie robił najlepszego wrażenia. Klub miał uratować w dużej mierze kambodżański inwestor Vanna Ly, a wspomagać go miał Mats Hartling. Żadne pieniądze nie trafiły jednak do klubu w umówionym czasie. Później zaczęły się zaskakujące tłumaczenia (w tym wspomniana wyżej informacja o zawale Ly), wreszcie klub zerwał umowę.
źródło: Dziennik Polski