"On naprawdę próbował nas zabić". Ratownik medyczny mówi o zatrzymaniu pijanego kierowcy

Kamil Rakosza
Ariel Szczotak i jego zespół ratownictwa medycznego przeżyli w Sylwestra prawdziwy horror. Pijany kierowca omal nie pozbawił ich życia. W rozmowie z nami ratownik opowiedział nam, że każdemu, kto wykonuje ten trudny zawód, kilka razy w roku przydaje się znajomość judo, którego uczą się w szkole.
Ariel Szczotok wraz ze swoim zespołem omal nie zginęli przez pijanego kierowcę. Fot. Facebook / Ariel Szczotok
Ariel Szczotok to kierownik zespołu ratownictwa medycznego w Warszawie, od 10 lat ratuje życie ludzi. Kiedy wy bawiliście się w najlepsze w sylwestrową noc, jego team jeździł do różnych przypadków, pomagając poszkodowanym. To, że nie przywitał Nowego Roku z lampką szampana, było jednak jego najmniejszym zmartwieniem.

"Wracając karetką ze szpitala zauważyliśmy kierowcę jadącego pod prąd. Najpierw myśleliśmy, że po prostu się zagapił - w końcu może się zdarzyć każdemu, zwłaszcza w nocy i na ulicy, która jest średnio oznakowana. Ten jednak wiedział co robi - powiedzmy - bo był pijany.Ta historia o mało nie skończyła się tragicznie" – pisze Ariel w swoim poście na Facebooku. Zespół Ariela Szczotoka dokonał obywatelskiego zatrzymania i wezwał Policję. Na tym się jednak nie skończyło, nasz rozmówca zdążył tylko wrócić do karetki po czapkę i w tym momencie kierowca odpalił silnik i wrzucił wsteczny bieg. Miał jednak otwarte drzwi, przy których stali pozostali ratownicy – Ola i Kamil.


"Ola - nie wiem jak to zrobiła, ale wskoczyła do 'bolidu' i tym samym uratowała swoje życie - zdjęcie drzwi od strony pasażera - teraz się mu przyjrzyj. Tam była ona... Gdyby nie sus w głąb pojazdu - pisałbym post żałobny" – napisał ratownik medyczny w dalszej części swojego wpisu.
Ratownicy medyczni byli o centymetr od tragedii.Fot. Facebook / Ariel Szczotok
Ola jakimś cudem wyłączyła silnik wypożyczonego samochodu Panek, a po krótkiej szamotaninie, ratownikom udało się obezwładnić pijanego kierowcę. "Po 10 minutach przyjechała wzywana policja. Gość w kajdanki i do radiowozu. My na komisariat składać zeznania. Koniec przygody o 6:40" – wspomina Szczotok w swoim poście.

"Mężczyzna przyjął mandat za spowodowanie kolizji ze stojącymi autami, a także za jazdę pod prąd. Jego prawo jazdy zostało zatrzymane. Przedstawiono mu również zarzut kierowania w stanie nietrzeźwości. Materiały sprawy trafią do prokuratury, która będzie podejmowała decyzję, co do dalszych działań" – tyle wiemy od Karola Cebuli, oficera prasowego z komendy na Ochocie, z którym rozmawiał ratownik medyczny.
Rozmawialiśmy z Arielem Szczotokiem, który opowiedział nam o emocjach, towarzyszących mu w tych dramatycznych chwilach. Nasz rozmówca opowiedział nam również historie, dzięki którym zrozumieliśmy, po co w edukacji ratownika medycznego tyle zajęć z samoobrony i judo.

Zeszło już z Pana ciśnienie?

Tak, całe szczęście, że nikomu z członków mojego zespołu nic się nie stało, inaczej nie rozmawialibyśmy teraz tak spokojnie.

Jakie emocje towarzyszyły Panu w momencie, kiedy kierowca wrzucił wsteczny i ruszył z otwartymi drzwiami samochodu?

Ciężko mówić o jakichkolwiek emocjach, ponieważ w chwili, kiedy to się działo, po prostu czułem pewien impuls, żeby zatrzymać pijanego kierowcę i wyciągnąć go z samochodu. One przyszły dopiero później, wtedy pojawił się pewien strach i rozważanie tego "co by było, gdyby”. W mojej głowie pojawiały się tysiące potencjalnych konsekwencji.

Z perspektywy czasu wiemy, że mogliśmy to zrobić z większą rozwagą i zachowaniem bezpieczeństwa, np. wyciągnąć go wcześniej z samochodu. Co się miało stać, już się stało i nikt z nas nie żałuje tego, co zrobiliśmy. Nie uważamy, że zrobiliśmy źle, ponieważ dzięki nam ten człowiek nie pojechał nigdzie dalej i nikogo nie skrzywdził. Przez tego człowieka mogliście zginąć.
Gdyby nie dobry refleks koleżanki Oli, której udało się wskoczyć do środka pojazdu, rzeczywiście mogło się to skończyć tragedią. Niewiele brakowało, żeby została dociśnięta do innego pojazdu. Tak skończyło się na rozbitych samochodach, niefortunnie stojących na parkingu.

Wiele jest podobnych zagrożeń w pracy ratownika medycznego – przypadków pobicia, gróźb lub innych przejawów agresji?

Groźby są na porządku dziennym, właściwie przestaliśmy zwracać na nie uwagę. Co druga osoba będąca pod wpływem alkoholu odgraża się nam w jakiś sposób, każdy, kto pracuje w tym zawodzie, doświadcza tego w zasadzie każdego dnia. Ta sytuacja była trzecim przypadkiem w moim życiu, kiedy musiałem interweniować fizycznie, bronić się.

Jednego razu szarpałem się z człowiekiem pod wpływem alkoholu, do którego zostaliśmy wezwani w związku z urazem głowy. Zaczęło się od wyzwisk, potem wystartował w naszą stronę. Interweniowała Straż Miejska, wezwana wcześniej do przewiezienia tego człowieka na izbę wytrzeźwień. W ruch poszedł także gaz łzawiący. Czy na etapie edukacji jesteście Państwo jakkolwiek przygotowywani na takie sytuacje? Są prowadzone zajęcia z psychologiem?

Nie mamy takiego wsparcia. W programie edukacji ratownika medycznego są jednak zajęcia z samoobrony, które rzeczywiście się przydają. Kwestia obezwładnienia lub zabezpieczenia się przed ewentualnymi urazami są bardzo istotne.

Czyli nie jest tak, że w ciągu całej edukacji macie Państwo kilka godzin prezentacji, a potem "radźcie sobie"?

Tam, gdzie ja szkoliłem się 12 lat temu, były to naprawdę uczciwe zajęcia z samoobrony i technik judo. Odbywały się raz w tygodniu przez cały okres edukacji, więc było ich naprawdę dość dużo. Okazuje się, że się przydają, mimo że w czasie szkoły śmialiśmy się z nich i uważaliśmy je za zbędne. Nie znam ratownika, który przynajmniej kilka razy w roku nie musiałby z nich korzystać.

Naprawdę?

Nasza historia to niestety nie jest odosobniony przypadek. W ciągu ostatnich dwóch tygodni w mediach pojawiło się przynajmniej kilka doniesień o atakach na ratowników – Szczecin, Zakopane, w Sylwestra my. Do tego dziesiątki akcji, których nikt nie nagłaśnia, bo to i tak nie ma sensu. A wiedzą Państwo, co stanie się z waszym pijanym agresorem?

Dostaliśmy informację, że został ukarany mandatem, zatrzymano mu prawo jazdy i zwolniono go do domu. Nadal nie wiadomo, czy zostanie wszczęte jakiekolwiek postępowanie w związku z napaścią i ryzykiem wystąpienia obrażeń ciała. Czekamy na decyzję prokuratora.