"Takiego naturszczyka w hip-hopie nie było". Zapomnij o Popku, to nowy król ulicznego rapu
Ten debiutant jest wulgarny, bezpośredni, propaguje przemoc fizyczną i branie narkotyków, a jednocześnie szanują go nawet raperzy-intelektualiści. Poznaj najbardziej tajemniczą i zarazem najgorętszą obecnie postać w polskim hip-hopie.
Jest i ekstremalnie słaby technicznie, i święcie przekonany o swoim talencie, a cały fenomen bazuje wyłącznie na "toczeniu z niego beki" przez rozbawioną młodzież. Podobne reakcje pojawiły się w kwietniu 2017 r., gdy w sieci pojawił się kawałek "Kasuj Mój Numer" niejakiego Księcia Kapoty.
Oto Polska usłyszała szorstką, dosadną i wulgarną nawijkę, zapodawaną niezbyt wysublimowanym – mówiąc dyplomatycznie – raperskim flow.
W tekście: całe mnóstwo negatywnych emocji, adresowanych do – tutaj mały skrót myślowy – mężczyzn w rurkach, tudzież wszelakich mięczaków.
W teledysku: trzydziestoparolatek za kierownicą leciwej Škody Superb, lubiący wciąganie białych kresek i pracujący jako kierowca Ubera, który wywozi jednego z pasażerów (oczywiście noszącego dopasowane spodnie) do lasu, gdzie ten ląduje w wykopanym własnoręcznie grobie.
Szacunek nie tylko ludzi ulicy
Z czasem zaczęły słabnąć głosy hejterów, zarzucających Kapocie rapowe prostactwo i kanciasty flow. Tę szorstką, zawadiacką twórczość zaczęto traktować jako coś oryginalnego i naprawdę świeżego.
Jako odtrutkę na twórczość całej rzeszy naszych pierwszoligowych raperów, co prawda wchodzących na wyżyny wyrafinowanych umiejętności technicznych, lecz jednocześnie przeobrażających się w stado klonów, które mniej bądź bardziej bezczelnie kopiują modne trendy muzyczne z zachodu.
Tak, Kapota (po prawej) zna Popka•Fot. Facebook.com/kapota1984
Aleja gwiazd
Kariera Kapoty zaczęła toczyć się jak kula śnieżna: jego kawałkami zaczęło jarać się coraz więcej ludzi, włączając w to kolejnych znanych raperów, deklarujących fascynację twórczością tego nowicjusza.
Ten wpis wprawił w zdumienie mnóstwo fanów Sokoła•Fot.: Facebook.com/wojtek.sokol
Książę nie tylko zagości na "Karmageddonie", czyli kolejnej płycie Tede. Na swoim debiutanckim albumie umieści kawałek, na którym Tede zarapuje wspólnie z Tym Typem Mesem, znanym raperem i... byłym chwilowym członkiem redakcji serwisu ASZdziennik.pl.
Podkreślmy: mówimy tu o dwóch wielkich legendach rapu, mających na koncie kariery datowane od pierwszej połowy lat 90. ub. w. (Tede) i początków drugiego tysiąclecia (Mes). Przez cały ten czas owi stołeczni artyści nie pojawili się w jednym utworze. Nigdy.
Spotkają się dopiero na "książęcym" krążku "Kapo Di Tutti Capi", którego premierę zapowiedziano na 1 lutego br. Jak do tego doszło?
Tym razem Kapota po stronie lewej. Obok Tede, a jakże•Fot. Facebook.com/kapota1984
– Kapota wnosi poczucie humoru, tak potrzebne polskiej muzyce! Wiele imprez w ostatnim sezonie zyskało dodatkowe turbodoładowanie samym tylko odtworzeniem jego kawałków. Kiedy pierwszy raz spotkałem Księcia w warszawskim klubie, potwierdził, że pracuje jako kucharz w Hali Koszyki.
Teraz to już chyba nieaktualne, ale mniejsza, jego pierwszy klip zaczyna się od wyjścia z pracy i dryfuje w stronę „Smack My Bitch Up” The Prodigy. Elementy baśniowe (takie, jak porwanie konkubenta klientki Ubera) mieszają się z przyziemną prawdą. To mnie ujęło, plus oczywiście charakterystyczny, pełen energii głos Kapoty – dodaje Ten Typ Mes.
Rzeka tajemnic
Co w ogóle wiadomo o tym człowieku, rapującym, że jest ikoną mody i muzyki oraz że był "dżokejem na koniu w logówce Ralpha Laurena"? Bardzo niewiele. Patryk Ryfczyński, bo tak nazywa się naprawdę, to mocno tajemnicza postać, co zresztą może być jedną z przyczyn sukcesu.
Na pewno jest warszawiakiem z rocznika 1984, wychowanym na Wrzecionie, a obecnie mieszkającym na Mokotowie oraz kibicem drużyny rugby Legii Warszawa. Pewne jest również to, że – mówiąc delikatnie – nie kocha bananowej młodzieży oraz policji, a późny debiut muzyczny może wynikać chociażby z faktu zaliczenia dwóch odsiadek w zakładach karnych.
Po nich raper uznał, że zamiast kajdanek na nadgarstkach woli jednak zegarki Cartier, Hublot i Patek Philippe.
Kto ma pokazać tzw. słowiański przykuc, jeśli nie ten człowiek•Fot. Facebook.com/kapota1984
Czy w tym przypadku mamy do czynienia z szaleńcem bożym, surowym talentem wprost w warszawskich ulic? A może Kapota jest po prostu sprytnie wykreowaną postacią, artystą, który z premedytacją bawi się pewną konwencją? Gwarantujemy, że dojdziemy to tego i damy znać.