Oto kim jest "kadrowa", która jak lwica broniła NBP. Blisko współpracowała z Lechem Kaczyńskim
Adam Glapiński nie raczył pofatygować się na konferencję prasową NBP ws. zarobków w NBP. Podobnie jak jego współpracowniczka Martyna Wojciechowska, której rzekoma pensja zbulwersowały opinię publiczną. Na odcinek medialny oddelegowano za to Ewą Raczko, zastępcę dyrektora departamentu kadr. I była to próba ognia, bo urzędniczka przed kamerami miała wystąpić pierwszy raz w życiu.
– Na pewno nie zarabia rewelacyjnych 65 tys. zł. Tego typu zarobki występują na stanowiskach prezesów. Wojciechowska może być w grupie osób zarabiających nieco więcej niż przeciętne wynagrodzenie [dyrektora - red.] – ucięła Ewa Raczko pytana o zarobki "aniołka" Adama Glapińskiego.
Z konferencji dzienniakrze zapamiętają co najmniej dwie inne wypowiedzi Raczko. Jak stwierdziła, w NBP nie ma stanowiska asystenta: takie piastują w banku wyłącznie "świeżaki", czyli debiutanci. Także zwrot "i tyle" zapadnie w pamięć . Tak podsumowała swoje stwierdzenie o tym, że 65 tys. zł to zarabiało się w NBP, ale w czasach jednego z poprzednich prezesów.
W NBP Raczko pojawiła się niespełna 12 lat temu. Trafiła do banku, gdzie współpracowała ze Sławomirem Skrzypkiem, który zginął w katastrofie smoleńskiej, a następnie z Markiem Belką.
Była bliską współpracowniczką Lecha Kaczyńskiego w czasach, gdy był prezydentem Warszawy. Pełniła funkcję zastępcy skarbnika. W warszawskim ratuszu pracowała także w 2006 roku, gdy miastem zarządzał Mirosław Kochalski wyznaczony przez Lecha Kaczyńskiego na zastępcę, po tym jak włodarz miasta został prezydentem RP.
źródło: Money