Mamy dowód na największy absurd reformy Zalewskiej. Gimnazjaliści wrócili do podstawówek, choć je... skończyli
Ukończyli szkołę podstawową, mają świadectwo dokumentujące, iż posiadają wykształcenie podstawowe i... znów wrócili do podstawówki. Posłanka PO Kinga Gajewska zapytała w ministerstwie edukacji, ilu uczniów gimnazjum spotkał taki los. Liczba jest naprawdę niemała.
Mama 14-letniej Ani przyznawała, że córka uczy się słabo. Jej problemy w nauce wynikały z niepełnosprawności. Ale szkoła nie paliła się z pomocą uczennicy. – Jest tylko ciągłe stawianie jedynek i poniżanie typu "ty się do niczego nie nadajesz". Pewnie Ania nie pójdzie na żadne studia, ale nie jest żadnym gorszym sortem, żeby ją tak traktować – opowiadała jej mama.
Szkoła córce przedstawiła dwie opcje – albo przeprowadzka do gimnazjum, gdzie nie będzie miała problemu z promocją do następnej klasy, ale o którym wszyscy w okolicy wiedzą, że tam większość uczniów sprawia poważne problemy wychowawcze, albo brak promocji i powrót do podstawówki. Mimo iż przecież podstawówkę ukończyła. Tyle że sześcioletnią.
Posłanka PO Kinga Gajewska zapytała w MEN, jak wielu uczniów, którzy nie zdali do następnej klasy, musiało powrócić z gimnazjum do podstawówki. Okazało się, że takich nastolatków było niemal 2800.
Magdalena Kaszulanis z ZNP mówiła, że związkowcy od początku zwracali Annie Zalewskiej uwagę na ten problem. Pani minister jednak go nie dostrzegała.
Rodzicom, których dzieci musiały wrócić do podstawówek, pozostaje jedynie ewentualnie droga sądowa. Bo przecież chodzi o osoby, którym na świadectwie potwierdzono, że szkołę podstawową mają za sobą.Mówiliśmy, że w przypadku braku klasyfikacji do następnej klasy, uczeń wróci do podstawówki, w której będzie zupełnie inny program, inne zasady egzaminowania, inni nauczyciele i zupełnie inne środowisko. Tłumaczyliśmy pani minister, że w ten sposób skrzywdzi wiele dzieci.