Oto największy absurd reformy Zalewskiej. Gimnazja już zaczynają się pozbywać uczniów, którym należałoby pomóc
Oto największy absurd reformy Zalewskiej. Gimnazja już zaczynają się pozbywać uczniów, którym należałoby pomóc Fot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Propozycję "przeprowadzki" usłyszała 14-letnia Ania. – Fakt, córka uczy się słabo – przyznaje jej mama, pani Edyta. I tłumaczy, że problemy w nauce wynikają z jej niepełnosprawności. Nastolatka ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, w którym mowa jest o tym, że nauczyciele mają ją traktować bardziej indywidualnie i pomagać w nauce. Tymczasem matka skarży się, że szkoła się z tego nie wywiązuje.

Pomocy nie ma właściwie żadnej, nikt nie poświęca córce więcej czasu. Jest tylko ciągłe stawianie jedynek i poniżanie typu "ty się do niczego nie nadajesz". Pewnie Ania nie pójdzie na żadne studia, ale nie jest żadnym gorszym sortem, żeby ją tak traktować.

Żal matki w ostatnich dniach spotęgowało to, że szkoła próbuje się pozbyć córki. Gimnazjum przedstawiło jej ofertę z dwoma wariantami i oba brzmią dla 14-latki fatalnie. – Szkoła zaproponowała przeniesienie do innego gimnazjum już teraz, w trakcie roku szkolnego. Oczywiście chodzi o słabsze gimnazjum: takie, w którym ponoć każdy zdaje do następnej klasy bez względu na wyniki w nauce – tłumaczy matka. Zaznacza, że identyczną propozycję złożono jeszcze paru innym uczniom, którym grozi brak promocji do następnej klasy.
Absurd reformy
Edyta nie chce posyłać Ani do tej szkoły, bo tu nie chodzi tylko o te nieszczęsne jedynki (tutaj pisaliśmy o pomyśle, by zrezygnować z pozostawiania uczniów na drugi rok, bez względu na to, ile ma jedynek na świadectwie). Wszyscy w mieście wiedzą, że w tym drugim gimnazjum wielu uczniów, nazywając to eufemistycznie, sprawia problemy wychowawcze. – Moja córka jest niepełnosprawna i jej los w takim towarzystwie byłby nieciekawy – przewiduje matka. Ale jeśli nie przeprowadzka do gimnazjum z problemami, to co? Tak, tak – powrót do podstawówki. Taki absurd wynika z reformy edukacji autorstwa Anny Zalewskiej. Uczniowie I klasy gimnazjum, jeśli nie dostaną się do klasy II, trafią do klasy... VII. O tym ministerstwo edukacji informuje na swoich stronach internetowych.

Uczeń, który nie otrzyma promocji do klasy II gimnazjum będzie uczył się w klasie VII obwodowej szkoły podstawowej, chyba, że na wniosek rodziców zostanie przyjęty do szkoły nie obwodowej (za zgodą dyrektora tej szkoły). Uczeń ten ukończy ośmioklasową szkołę podstawową.

reformaedukacji.men.gov.pl
Nielogiczne? No pewnie! Przecież ci uczniowie mają już świadectwo, że ukończyli szkołę podstawową. Dlaczego mieliby do niej wracać?
logo
"Minister Zalewska za każdym razem powtarzała swoją mantrę, że reforma jest dobrze przygotowana" – opowiada rzeczniczka ZNP. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
– Na ten problem zwracaliśmy uwagę wielokrotnie w trakcie prac nad ustawą. Niestety, minister Zalewska za każdym razem powtarzała swoją mantrę, że reforma jest dobrze przygotowana – tłumaczy w rozmowie z naTemat rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis. Jak "dobrze" jest przygotowana, to widać choćby na przykładzie tej 14-latki.
Magdalena Kaszulanis
rzecznik Związku Nauczycielstwa Polskiego

Mówiliśmy, że w przypadku braku klasyfikacji do następnej klasy, uczeń wróci do podstawówki, w której będzie zupełnie inny program, inne zasady egzaminowania, inni nauczyciele i zupełnie inne środowisko. Tłumaczyliśmy pani minister, że w ten sposób skrzywdzi wiele dzieci.

Klamka jednak zapadła. Andrzej Duda wprawdzie długo zwlekał z decyzją, spekulowano nawet, że do zawetowania reformy szkolnictwa prezydenta namówi jego żona (bądź co bądź – nauczycielka, która problemy oświaty zna od podszewki). Stało się inaczej – reforma została zatwierdzona.
Problem systemowy
Co teraz zrobią rodzice gimnazjalistów, którzy będą musieli wrócić do ukończonej już podstawówki? – Pozostaje droga sądowa – mówi rzeczniczka ZNP i przyznaje, że podstawy do składania pozwu są. Przecież chodzi o osoby, którym na świadectwie potwierdzono, że szkołę podstawową mają za sobą. – To jest problem systemowy, który wygenerowała minister Anna Zalewska – podkreśla Magdalena Kaszulanis.
No i gdzieś w tym systemie musi się znaleźć człowiek. – Oczywiście, że dla takiej osoby, która będzie musiała wrócić z gimnazjum do podstawówki, to będzie przeżycie bolesne – przyznaje w rozmowie z naTemat dyrektor Poradni Psychologiczno Pedagogicznej nr 20 w Warszawie Maria Zabłocka. Jednocześnie tłumaczy, że czasem lepiej nie zdać do kolejnej klasy, niż przejść wyżej, mając jakieś braki w realizacji programu. – Każda sprawa musi być rozpatrywana indywidualnie – zaznacza.
Maria Zabłocka
dyrektor Poradni Psychologiczno Pedagogicznej nr 20 w Warszawie

W przypadku tej 14-latki na pewno radziłabym szybki kontakt ze szkolnym pedagogiem i z Poradnią Psychologiczno Pedagogiczną. Tylko wtedy da się ustalić, gdzie jest problem, z czego wynikają te jedynki, jakie są możliwości dziecka. I wówczas będzie można stwierdzić, gdzie temu dziecku będzie lepiej – w tym gimnazjum, w innym, a może rzeczywiście lepszy byłby brak promocji. Choć takie ultimatum ze strony szkoły, która traktuje ucznia jak problem i próbuje się go pozbyć, wydaje mi się niemoralne.

Szefowa poradni na warszawskim Bemowie uważa, że szkoła powinna była zareagować dużo wcześniej. Teraz do wakacji pozostały już zaledwie trzy miesiące i na znalezienie rozwiązania pozostało niewiele czasu.
A to dopiero początek...
A rzeczniczka ZNP przewiduje, że w najbliższych miesiącach tego typu sygnałów ze szkół pojawiać się będzie coraz więcej. – To jest tylko jeden z problemów, które ta reforma wygenerowała. Wkrótce na światło dzienne wyjdą kolejne. Wiosna na pewno będzie gorącym okresem w oświacie choćby ze względu na to, że na przełomie maja i czerwca okaże się, ilu nauczycieli straci pracę – uważa Magdalena Kaszulanis. W niektórych miastach szacowano, że zwolnionych zostanie nawet i 20 proc. pedagogów (pisaliśmy o tym tutaj).

Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl