
Pomocy nie ma właściwie żadnej, nikt nie poświęca córce więcej czasu. Jest tylko ciągłe stawianie jedynek i poniżanie typu "ty się do niczego nie nadajesz". Pewnie Ania nie pójdzie na żadne studia, ale nie jest żadnym gorszym sortem, żeby ją tak traktować.
Edyta nie chce posyłać Ani do tej szkoły, bo tu nie chodzi tylko o te nieszczęsne jedynki (tutaj pisaliśmy o pomyśle, by zrezygnować z pozostawiania uczniów na drugi rok, bez względu na to, ile ma jedynek na świadectwie). Wszyscy w mieście wiedzą, że w tym drugim gimnazjum wielu uczniów, nazywając to eufemistycznie, sprawia problemy wychowawcze. – Moja córka jest niepełnosprawna i jej los w takim towarzystwie byłby nieciekawy – przewiduje matka. Ale jeśli nie przeprowadzka do gimnazjum z problemami, to co? Tak, tak – powrót do podstawówki. Taki absurd wynika z reformy edukacji autorstwa Anny Zalewskiej. Uczniowie I klasy gimnazjum, jeśli nie dostaną się do klasy II, trafią do klasy... VII. O tym ministerstwo edukacji informuje na swoich stronach internetowych.
Uczeń, który nie otrzyma promocji do klasy II gimnazjum będzie uczył się w klasie VII obwodowej szkoły podstawowej, chyba, że na wniosek rodziców zostanie przyjęty do szkoły nie obwodowej (za zgodą dyrektora tej szkoły). Uczeń ten ukończy ośmioklasową szkołę podstawową.
Mówiliśmy, że w przypadku braku klasyfikacji do następnej klasy, uczeń wróci do podstawówki, w której będzie zupełnie inny program, inne zasady egzaminowania, inni nauczyciele i zupełnie inne środowisko. Tłumaczyliśmy pani minister, że w ten sposób skrzywdzi wiele dzieci.
Co teraz zrobią rodzice gimnazjalistów, którzy będą musieli wrócić do ukończonej już podstawówki? – Pozostaje droga sądowa – mówi rzeczniczka ZNP i przyznaje, że podstawy do składania pozwu są. Przecież chodzi o osoby, którym na świadectwie potwierdzono, że szkołę podstawową mają za sobą. – To jest problem systemowy, który wygenerowała minister Anna Zalewska – podkreśla Magdalena Kaszulanis.
W przypadku tej 14-latki na pewno radziłabym szybki kontakt ze szkolnym pedagogiem i z Poradnią Psychologiczno Pedagogiczną. Tylko wtedy da się ustalić, gdzie jest problem, z czego wynikają te jedynki, jakie są możliwości dziecka. I wówczas będzie można stwierdzić, gdzie temu dziecku będzie lepiej – w tym gimnazjum, w innym, a może rzeczywiście lepszy byłby brak promocji. Choć takie ultimatum ze strony szkoły, która traktuje ucznia jak problem i próbuje się go pozbyć, wydaje mi się niemoralne.
A rzeczniczka ZNP przewiduje, że w najbliższych miesiącach tego typu sygnałów ze szkół pojawiać się będzie coraz więcej. – To jest tylko jeden z problemów, które ta reforma wygenerowała. Wkrótce na światło dzienne wyjdą kolejne. Wiosna na pewno będzie gorącym okresem w oświacie choćby ze względu na to, że na przełomie maja i czerwca okaże się, ilu nauczycieli straci pracę – uważa Magdalena Kaszulanis. W niektórych miastach szacowano, że zwolnionych zostanie nawet i 20 proc. pedagogów (pisaliśmy o tym tutaj).
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl