Szpital nie wykrył u niego na czas tętniaka. Dostał prawie ćwierć miliona odszkodowania
Szpitale go odsyłały, on cały czas czuł się źle. Okazało się, że to tętniak głowy. Teraz mężczyzna jest sparaliżowany i wymaga rehabilitacji. Dostał odszkodowanie i rentę, walczy o jeszcze więcej. Tę szokującą historię przytacza "Gazeta Wyborcza".
Jednak wciąż czuł się źle. Lekarz rodzinny kolejny raz odesłał mężczyznę do tego samego szpitala. Tym razem zrobiono mu badania i zdiagnozowano, że to niezłośliwy guz w okolicy czołowo-skroniowej. Lekarze stwierdzili, że na jego wycięcie jest jeszcze czas, a pacjent znów wrócił do domu.
Od tego momentu było jednak jeszcze gorzej. Pod koniec lipca tego samego roku rodzina wezwała do mężczyzny karetkę – trafił on najpierw do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, a potem znowu do placówki w Starachowicach. Tym razem nie było wątpliwości – to tętniak głowy.
Teraz mężczyzna walczy o zadośćuczynienie. Nie wrócił bowiem do zdrowia, za co obwinia starachowicki szpital i brak szybkiej diagnozy. – Mój klient wymaga codziennej rehabilitacji. Ma niedowład lewej części ciała, całkowicie jest zależny od osób trzecich. Do końca życia nie podejmie pracy – powiedział Adrian Sadaj, prawnik mężczyzny.
Walka toczyła się o pół miliona zł zadośćuczynienia oraz 5 tys. zł comiesięcznej dożywotniej renty. We wtorek sąd ogłosił wyrok. Mężczyzna dostał 250 tys. zł odszkodowania oraz rentę w wysokości 2,8 tys. złotych. Jego adwokat zapowiedział, że będzie apelował i domagał się wyższych sum.
Źródło: Wyborcza