Szpital nie wykrył u niego na czas tętniaka. Dostał prawie ćwierć miliona odszkodowania

Ola Gersz
Szpitale go odsyłały, on cały czas czuł się źle. Okazało się, że to tętniak głowy. Teraz mężczyzna jest sparaliżowany i wymaga rehabilitacji. Dostał odszkodowanie i rentę, walczy o jeszcze więcej. Tę szokującą historię przytacza "Gazeta Wyborcza".
Mężczyzna oskarża szpital o brak szybkiej reakcji Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
42-letni mężczyzna poczuł się źle w wakacje 2015 r. Narzekał na ból głowy, miał drgawki, dwa razy zemdlał. Jednak w szpitalu w Starachowicach odesłano go do domu, gdyż stwierdzono, że to skutki nadużycia alkoholu. Dwa dni wcześniej mężczyzna obchodził rocznicę ślubu, lecz potem nic już nie pił.

Jednak wciąż czuł się źle. Lekarz rodzinny kolejny raz odesłał mężczyznę do tego samego szpitala. Tym razem zrobiono mu badania i zdiagnozowano, że to niezłośliwy guz w okolicy czołowo-skroniowej. Lekarze stwierdzili, że na jego wycięcie jest jeszcze czas, a pacjent znów wrócił do domu.


Od tego momentu było jednak jeszcze gorzej. Pod koniec lipca tego samego roku rodzina wezwała do mężczyzny karetkę – trafił on najpierw do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, a potem znowu do placówki w Starachowicach. Tym razem nie było wątpliwości – to tętniak głowy.

Teraz mężczyzna walczy o zadośćuczynienie. Nie wrócił bowiem do zdrowia, za co obwinia starachowicki szpital i brak szybkiej diagnozy. – Mój klient wymaga codziennej rehabilitacji. Ma niedowład lewej części ciała, całkowicie jest zależny od osób trzecich. Do końca życia nie podejmie pracy – powiedział Adrian Sadaj, prawnik mężczyzny.

Walka toczyła się o pół miliona zł zadośćuczynienia oraz 5 tys. zł comiesięcznej dożywotniej renty. We wtorek sąd ogłosił wyrok. Mężczyzna dostał 250 tys. zł odszkodowania oraz rentę w wysokości 2,8 tys. złotych. Jego adwokat zapowiedział, że będzie apelował i domagał się wyższych sum.

Źródło: Wyborcza