Nietypowy konflikt Polski z Iranem. "Nie jesteśmy dla nich szczególnie ważni" [WYWIAD]

Aneta Olender
Polacy poważnie wkurzyli Iran. Wszystko przez konferencję organizowaną w Warszawie. Polsko-irańskie relacje są jednak dużo bardziej skomplikowane, o czym opowiada nam osoba, która zjadła na nich zęby. 

Polacy nie są dla Irańczyków wyróżniającym się narodem Fot. Karolina Rakowiecka-Asgari
Uczestnicy konferencji mają dyskutować o budowaniu pokoju i bezpieczeństwa w tamtym regionie. Sporo uwagi poświęcą także Iranowi. Organizatorami konferencji ma być Polska wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi.

Irańczycy poczuli się dotknięci i zapowiedzieli działania odwetowe. Tym bardziej, że wciąż pamiętają jak podali nam pomocną dłoń. Chodzi o polskich uchodźców uciekających przed II wojną światową. Mówiło się nawet, że Irańczycy czasowo wstrzymali wydawanie wiz dla Polaków, ale informacja ta ostatecznie została zdementowana.

O tym, czy te niedyplomatyczne działania mogą zepsuć przyjaźń polsko-irańską i czy taka w ogóle istnieje, rozmawiamy z dr Karoliną Rakowiecką-Asgari, iranistką z Zakładu Iranistyki Instytutu Orientalistyki UJ.


Irańczycy lubią Polaków?

To trochę megalomania z naszej strony wyobrażać sobie, że jesteśmy dla Irańczyków szczególnie ważni. W Polsce wielu ludzi widzi w Iranie kraj trzecioświatowy, ale z irańskiej perspektywy to my jesteśmy mało istotnym krajem, którego głównym atutem jest położenie w Europie. Iran natomiast to dziedzic wielkiej starożytnej kultury perskiej z dużym potencjałem nawet w dzisiejszych, trudnych dla siebie czasach.

Jak nas w takim razie postrzegają?

Przede wszystkim jako część większej całości – kiedyś bloku wschodniego (jeszcze parę lat temu ludzie mylili nas często z Rosjanami), teraz jako część Europy. Taka część nie winiona o kolonializm, więc z sympatyczniejszą twarzą, ale też mniej atrakcyjna, aspirująca. Bywa, że kolarzy się Polskę z uchodźcami, którzy trafili do Iranu z Armią Andersa a wykształceni ludzie pamiętają, gdzie była kolebka Solidarności.

Natomiast coraz więcej osób stamtąd przyjeżdża studiować do nas i przywozi potem do Iranu rzeczywistą wiedzę o Polsce. Doświadczania Irańczyków, którzy do nas trafiają są różne i nie zawsze pozytywne.

To może chociaż polscy siatkarze wzbudzają jakieś emocje w Iranie? Rywalizowaliśmy przecież w ostatnich Mistrzostwach Świata.

Irańczycy śledzą wydarzenia sportowe a między naszymi drużynami nie ma najlepszej chemii. Nie chodzi o to, że gramy o najwyższe zaszczyty, ale niestety dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji na tych meczach.

Natomiast w Iranie znany jest Robert Lewandowski, ale też i wielu innych piłkarzy, ponieważ piłka nożna jest tam niesłychanie popularna. Jest tez kilka nazwisk, które wywołują sympatię, choćby Jan Paweł II czy Lech Wałęsa.

Jeżeli chodzi o wykształconych Irańczyków, to mają oni wielki sentyment do polskiego kina. Przede wszystkim Kieślowski jest taką postacią bardzo w Iranie znaną i bardzo cenioną. O takich więzach można także mówić w kontekście teatru. Jeszcze w przedrewolucyjnym Iranie odbywał się ważny festiwal teatralny – w Szirazie

Tam przyjeżdżali wybitni przedstawiciele polskiego Teatru, tacy jak Grotowski i Kantor. Od takiej strony sztuki rzeczywiście Polska jest znana i rozpoznawalna, ale to dotyczy ludzi wykształconych.
Dr Karolina Rakowiecka-Asgari przez kilka late mieszkała w TeheranieFot. Karolina Rakowiecka-Asgari
Co cenią Irańczycy?

Na pewno trzeba powiedzieć o takiej prawości w postępowaniu, stałość w wywiązywaniu się z zobowiązań, więc niestety to jest właśnie to, co teraz rażąco naruszamy. Jest gdzieś zawsze bardzo ważne w irańskiej kulturze i podkreślane takie dobre imię człowieka i kraju.

Propaganda Republiki Islamskiej opiera się na tezie, że wartości są ważniejsze niż doraźne korzyści ekonomiczne. Kreuje się ona na obrońcę wartości, także w polityce międzynarodowej (np. obrona Palestyńczyków przed izraelską bezwzględnością). Zachodowi zarzuca się nihilizm i hipokryzję. Dwulicowość to w kulturze irańskiej wyjątkowo parszywa cecha.

Dość powszechnie znana jest w Iranie religijność Polaków i wielu ludzi uważa nas za ostatnią ostoję dobrych tradycyjnych wartości w Europie. Nie kojarzymy się z kolonializmem, to ważne, a na Bliskim Wschodzie ogólnie byliśmy tradycyjnie postrzegani pozytywnie, co dawało czasem okazje do pośredniczenia w chwilach napięć.

To kapitał, który szkoda tracić. Poczucie jakiejś bliskości tradycji i doświadczeń mają nawet krytycy bliskich związków religii z państwem, krytyczni wobec kościoła katolickiego i dziwiący się dlaczego w demokratycznym kraju społeczeństwo pozwala kościołowi na samowolę.

A wspólna historia? Kiedy czyta się wspomnienia Polaków, którzy uciekli przed okropieństwami wojny do Iranu, można znaleźć takie opisy, że gdy mówili, że są z Polski, otwierały się przed nimi wszystkie drzwi.

Kontakty polsko-perskie sięgają XV wieku, a fascynacje Polaków Persją były bardzo silne, ale mało kto ma dziś tego świadomość. Natomiast ponad stutysięczna grupa uchodźców towarzysząca Armii Andersa została w Iranie przyjęta niezwykle gościnnie, mimo że kraj sam zmagał się z głodem, a okupujący go alianci (Iran, choć neutralny, znalazł się pod okupacją, gdyż obawiano się proniemieckich sympatii Rezy szacha) wykorzystywali zapasy żywności.

Ktoś powie, że to nie Irańczycy podjęli decyzję o przyjęciu andersowców i to prawda, ale ugościli ich po persku – jak mogli najlepiej. Wynikało to z tradycyjnej gościnności, nie jakiejś szczególnej sympatii dla narodu polskiego. Raczej ze współczucia, jakie budzili uchodźcy: kobiety, dzieci, starcy, często w strasznym stanie. Wielu z nich zmarło już w Iranie i do dziś dba się o ich cmentarze, co nam ostatnio wypomniano.

Skoro nie jesteśmy im jakoś szczególnie bliscy, dlaczego są tak bardzo rozczarowani postawą Polski w kontekście planowanej konferencji?

Polacy skorzystali z ich gościnności i to w stosunkach międzynarodowych z Iranem było przez całe lata podnoszone przez obie strony.

Z tym wiąże się jednak pewne zobowiązanie. Jeżeli się z takiej gościnności skorzystało, to jest się związanym więzami wdzięczności. Rzeczywiście teraz jest takie duże rozczarowanie i w perskiej sieci gdzieś krążą słowa, które przypominają, że to nie jest w porządku, my ugościliśmy, a tak nam się odpowiada.

Dlaczego ta konferencja wywołała takie reakcje?

Proszę sobie wyobrazić, że w Europie ktoś organizuje konferencje o kształcie Europy Środkowej i Wschodniej, a ponieważ nie podoba mu się państwo PiS, nie zaprasza w ogóle Polski do tych rozmów i decyduje o tym, jaka będzie pozycja Polski i co należy zrobić żeby zapanować nad polskimi działaniami. Nawet najbardziej zagorzali krytycy rządu uznawaliby to za potworny policzek.

Albo jakie miałaby poczucie Ukraina, gdyby zachód zaczął rozmawiać z Rosją na temat przyszłego kształtu Ukrainy i jej roli w regionie?
Irańczycy cenią u Polaków przywiązanie do tradycyjnych wartościFot. Karolina Rakowiecka-Asgari
Z czego wynikają te aspiracje?

Oni są świadomi swojej wielkiej historii i trwałości państwowości. Dlatego Iran patrząc na świat widzi kilku ważnych graczy i trochę państw, gdzie specyfika się trochę zamazuje i Polska jest właśnie takim krajem.

W 1927 roku podpisaliśmy taki traktat porządkujący nasze stosunki, ale absolutnie wyjątkowy bo nie na takich kolonizatorskich zasadach, a bardzo przyjacielskich. Iran miał także poczucie wspólnoty interesu z Polską przy okazji prób przystąpienia do Ligii Narodów. Na przykład poparł nas dwa razy w głosowaniu kiedy staraliśmy się o przyjęcie.

Właściwie po II wojnie występowaliśmy jako część bloku wschodniego. W latach 80. skorzystaliśmy na tym, że dramatycznie pogorszyły się stosunki Iranu ze Stanami Zjednoczonymi, ale też z Zachodem.

Blok wschodni miał szanse na nawiązywanie stosunków gospodarczych, budowano różne rzeczy, nasi architekci i firmy budowlane miały szanse istnieć na tamtym rynku. Być może Polska mogła tam zaistnieć jeszcze wyraźniej, gdyby nie zaangażowanie w sprawy wewnętrzne i stan wojenny

Dziś wykorzystujemy ten potencjał?

Iran jest olbrzymim rynkiem do zagospodarowania. W wielu dziedzinach ma zapotrzebowanie, które moglibyśmy wykorzystywać. Te kontakty gdzieś tam się zaczęły zadzierzgiwać, ale na dalsze zacienianie współpracy nie ma co liczyć. Raz że inwestorzy polscy są ostrożni, a dwa nasze wręcz nadzwyczajne przywiązanie do tego aby zabiegać o relacje z Amerykanami.

Mieszkała Pani w Teheranie, czy to, że jest Pani Polką miało jakieś szczególne znaczenie?

Jeżeli chodzi o bycie Polakiem, to zdecydowanie była jakaś sprawa drugorzędna i dla wielu ludzi mało czytelna. Byłam właśnie traktowana jako część Zachodu, którego wszyscy byli ciekawi. Tak jak już mówiłam, Irańczycy są bardzo gościnni i bardzo ciekawi, bo mają taki niedosyt kontaktów z obcokrajowcami.

Tam jest olbrzymi potencjał turystyczny. Ten rynek w ostatnim czasie zaczął funkcjonować i ludzie wracają zachwyceni, na ogół z poczuciem, że nigdy nie byli w takim kraju, gdzie z niezwykłą życzliwością przyjmuje się ludzi nie licząc na nic w zamian.

Co w takim razie w Iranie urzeka?

To jedno z niewielu miejsc, gdzie kultura w formie ciągłej, co nie znaczy, że niezmiennej, przetrwała kolejne tysiąclecia i jest to z pewnością jedna z najbogatszych kultur świata. Kultura, przyroda, to z jednej strony, a z drugiej młode dynamiczne społeczeństwo, które coraz lepiej odnajduje się w dzisiejszym świecie. Szeroki oddech.

Może odpowiem opowiadając pewną anegdotą. Jak byliśmy po raz pierwszy w Iranie, jeden z napotkanych gdzieś Persów powiedział tak: "Nic dziwnego, że Amerykanie tak się cieszą tym co mają, jak my już 2000 lat temu mieliśmy to samo, to też się cieszyliśmy". Gdzie, poza Iranem, można tak patrzeć na świat?