Łubu dubu! Historia życia mistrza drugiego planu, który stworzył postać najsłynniejszego lizusa w polskim kinie

Michał Jośko
"Czterej pancerni i pies", "Hydrozagadka", "Nie lubię poniedziałków", "Czarne chmury", "Alternatywy 4", "Miś", "Rozmowy kontrolowane" i "Złotopolscy"... Czy wiesz, że dziś przypada 85. rocznica urodzin Jerzego Turka, czyli artysty który odtwarzanie ról drugoplanowych wyniósł na… poziom pierwszoligowy?
Całe życie na drugim planie: Jerzy Turek (w niebiesko-czerwonej kurtce) w "Misiu" Fot. Instagram.com/michaltalaj
17 lutego 1934 r., mazowiecka wieś Tchórzowa. Na świat przychodzi człowiek, bez którego polska kinematografia byłaby o niebo uboższa, a rodzima popkultura nie miałaby niśmiertelnego wzorca lizusa.

Choć Jerzy Turek kończy stołeczne Liceum Technik Teatralnych, to wiele wskazuje, że jego przyszłość nie będzie związana z branżą aktorską. Po maturze, w pierwszej połowie lat 50. ubiegłego wieku, trafia bowiem do trafił do żerańskiej Fabryki Samochodów Osobowych, gdzie tworzona jest ówczesna gorąca nowinka motoryzacyjna: warszawa oraz projektuje się pierwszą syrenę. Jednak praca przy taśmie fabrycznej nie za bardzo odpowiada ani Jerzemu, ani jego serdecznemu kumplowi, Wojciechowi Pokorze. Obaj postanawiają więc dostać się do szkoły oficerskiej, jednak zanim się to udaje – na szczęście dla polskiego filmu – zmieniają decyzję: idą do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.


Jeszcze przed jej ukończeniem w roku 1957 Turek debiutuje w "Eroice" Andrzeja Munka. Niewielka rola powstańca to początek naprawdę bogatego portfolio artystycznego. W kolejnych dekadach ten człowiek zdobędzie nie tylko imponujący dorobek teatralny, lecz stanie się jedną z najważniejszych postaci w polskim filmie, wielkim mistrzem drugiego planu.

W przerwach między występami Jerzy oddaje się swojej największej pasji, czyli łowieniu ryb. Najchętniej przy pomocy wędki, którą otrzymał w prezencie od słynnego Adolfa Dymszy. Po powrocie znad wody znów rzuca się w wir pracy, wcielając się w postaci takie, jak Wacław Jarząbek.
Ręka do góry, kto nie pamięta owego trenera w klubie sportowym „Tęcza”, śpiewającego w filmie "Miś" (1980) pean pochwalny na cześć prezesa. Trener powraca jeszcze w "Rozmowach kontrolowanych" (1991) i "Rysiu" (2007), stając się największą rodzimą ikoną wazeliniarza.

Choć wielki aktor odszedł w roku 2010, to jego kreacje unieśmiertelnione są nie tylko w kinematografii, lecz także twórczości artystów z zupełnie innych "bajek". Chociażby w kawałku kawałku "Nie ufajcie Jarząbkowi", gdzie raper Łona opowiada, że taki właśnie mały oportunista i karierowicz, śpiewający do magnetofonu Unitra, kryje się przecież w każdym z nas.