Abp Głódź wyraźnie wzruszył się podczas homilii o Pawle Adamowiczu. Wspomniał chwilę sprzed paru lat
Ta homilia zawierała wiele wątków osobistych. Abp Sławoj Leszek Głódź i Paweł Adamowicz znali się od prawie 11 lat, odkąd były biskup polowy został metropolitą gdańskim. Ich kontakty miały oczywiście charakter służbowy, ale w pamięci arcybiskupa wpisał się pewien ważny gest prezydenta Gdańska. Wspomniał o nim z nieskrywanym wzruszeniem.
Metropolita gdański wspomniał o więzi, jaka łączyła Pawła Adamowicza z jego poprzednikiem, nieżyjącym już arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim. "Uważał go za swego duchowego ojca, korzystał wiele z jego doświadczenia i rozeznania zagadnień społecznych i politycznych" – mówił abp Głódź, po czym zdecydował się na osobiste wspomnienie. Gdy mówił to, głos mu się wyraźnie załamywał.
W 2014 r. abp Głódź był ciężko chory. Gdy teraz wspomniał moment, kiedy prezydent Adamowicz odwiedził go w szpitalu w Warszawie, na dłuższą chwilę zamilkł, nie mogąc wydobyć słowa. Zdanie dokończył drżącym głosem.Niebawem minie jedenaście lat od naszego poznania w dniu mego ingresu do archikatedry w Gdańsku – Oliwie. Jakże wiele przez te lata było naszych spotkań, rozmów. Także znaków pamięci i szacunku. Wspomnę jeden. Odwiedził mnie w warszawskim szpitalu, cztery lata temu, w czasie mej ciężkiej choroby.
W niedzielę, gdy Stefan W. zaatakował Pawła Adamowicza na scenie WOŚP, abp Głódź bardzo szybko pojawił się w szpitalu, czuwając przy prezydencie Gdańska. Z kliniki wyszedł o trzeciej nad ranem.
– Byłem przy łóżku pana prezydenta, błogosławiłem mu i modliliśmy się wraz z jego bratem Piotrem, bo małżonka była jeszcze za granicą. Medycyna zrobiła, co mogła, nic więcej się nie dało... – opowiadał arcybiskup w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną. Nikt mu nie kazał jechać do szpitala. Sam miał taką potrzebę serca. Zapewne pamiętając wizytę Pawła Adamowicza przy jego łóżku szpitalnym.