Trzeba być naprawdę marudą, żeby nie lubić tego kombi. Choć nie jest tak szybkie jak wygląda

Piotr Rodzik
Opel Insignia GSi Sports Tourer ma wszystko. Podgrzewane i wentylowane siedzenia? Są. Drapieżny wygląd? Jest. Komfortowe wnętrze i bardzo duży bagażnik? Też jest. Aż szkoda, że ten model nie jest następcą słynnej oplowskiej serii OPC. Bo choć to GSi, pod maską znajdziemy taki silnik, jak w każdej innej lepiej wyposażonej Insignii. Co nie zmienia faktu, że ten samochód wywołał we mnie dużo pozytywnych emocji. Nie da się go nie lubić.
Opel Insignia GSi Sports Tourer to praktyczne, komfortowe i świetnie wyglądające kombi. Fot. naTemat
Kto miał okazję, ten wie. Ja... nie miałem okazji - Insignię pierwszej generacji w wersji OPC znam tylko z legend. Ale powiedzmy sobie wprost - 325 koni mechanicznych i silnik V6 w obszernym sedanie musiały robić olbrzymie wrażenie w czasach premiery. W obecnej generacji Insigni wersji OPC już nie ma. Producent przywrócił za to GSi - które starsi kierowcy mogą pamiętać z pierwszej generacji Astry, Ventry czy jeszcze z Kadetta.
Fot. naTemat
Czarna strzała
Co więc wyróżnia Insignię GSi na tle "cywilnych" wersji tego popularnego modelu? Przede wszystkim wygląd zewnętrzny - z przodu pod grillem straszą gigantyczne, srebrne wloty powietrza. Od razu przywodzą na myśl wspomniane już OPC i... są atrapami. Z tyłu podwójny wydech nie jest już jednak atrapą. Do tego dochodzą 20-calowe felgi (kosztowna opcja: 4400 zł), "agresywniejsze" progi, całość delikatnie obniżono.


Swoją drogą Insignia GSi w kombi wygląda niesamowicie dobrze. Pomimo znacznych rozmiarów (prawie pięć metrów!) samochód w ogóle nie wygląda jak karawan. Linia jest dynamiczna, wręcz lekka na swój sposób. W końcu Sports Tourer: znikąd się ta nazwa nie bierze.
Fot. naTemat
W środku jest już bardziej zwyczajnie. Najpierw pozytywy: a są nimi kompletnie odjechane fotele OPC Performance. Z pięknej brązowej skóry, "pseudokubełkowe", podgrzewane, wentylowane i do tego wszystkiego jeszcze z masażem! Pomimo "kubełkowatości" są one regulowane w miliardzie kierunków, niestety... większym osobom będzie w nich trochę ciasno. Ale i tak są boskie i świetnie trzymają w zakrętach.

A, jeszcze jeden minus: kosztują 15,5 tysiąca złotych. Więc jak przyoszczędzicie na fotelach, to kupicie sobie jeszcze używaną Vectrę do dojazdów na wioskę.
Fot. naTemat
Ale cała reszta jest już właściwie taka sama jak w innych Insigniach. Kierownica niby spłaszczona, ale nie trzeba kupować GSi żeby ją mieć. Gdyby nie logo GSi na... dywanikach, ciężko byłoby się zorientować. No dobra, logo jest jeszcze na listwach progowych i na lewarku skrzyni biegów.

Mimo wszystko środek robi jednak dobre wrażenie, nawet pomimo przeciętnych miejscami materiałów. Całość ma ciekawy design, cyfrowy prędkościomierz otoczony tradycyjnymi wskaźnikami obrotów i poziomu paliwa dostarcza wiele niezbędnych informacji kierowcy. To nawet nie moja opinia - w środku podobało się wielu osobom, które przewoziłem. Jak to podsumował kolega: "więcej od auta nie potrzeba".
Fot. naTemat
Ponieważ Insignia to kawał auta, w środku jest też bardzo wygodnie. Zarówno z przodu jak i z tyłu można się wygodnie rozsiąść. Z jednym ale: pamiętacie, jak pisałem, że to auto o bardzo ładnej linii? Dach jest więc poprowadzony stosunkowo nisko. I powstał przynajmniej dla mnie problem: z powodu dość potężnej maski jako kierowca chciałem przyjąć dość wysoką pozycję za kierownicą, żeby więcej widzieć.

Po podniesieniu fotela zacząłem jednak szorować włosami o podsufitkę. Trzeba więc albo mieć mniej niż ja (183 cm), albo jeździć niżej, albo się obciąć na łyso.
Fot. naTemat
Ostatecznie delikatnie obniżyłem siedzisko i było już rewelacyjnie. Bagażnik nie przynosi za to żadnego zawodu. Jest pojemny, kształtny i naprawdę dobrze przemyślany. 560 litrów, haczyki na zakupy, możliwość złożenia oparć kanapy za pomocą przycisków. W sam raz do zapakowania całej rodziny na ferie.

Aha - muszę też pochwalić wyświetlacz przezierny. Jest duży, bardzo czytelny, można go skonfigurować na wiele sposobów i łatwo ustawić jego umiejscowienie - do wszystkiego służą trzy przyciski sprytnie schowane za kierownicą, nie trzeba się przekopywać przez menu. O ile najczęściej uważam HUD za zbędny wydatek, tak w tym aucie naprawdę mi podpasował.
Fot. naTemat
Jeździ po prostu sprawnie
Pod maską testowanej Insignii pracował dwulitrowy turbodiesel. Jednostka generuje 210 KM i aż 480 Nm. Wygląda bardzo zachęcająco, zwłaszcza w połączaniu z napędem AWD, ale samochód temperuje wysoka masa własna - ponad 1600 kilogramów. W efekcie do stu kilometrów na godzinę Insignia GSi rozpędza się w osiem sekund. Mniej więcej tak jak... każda inna Insignia z tym silnikiem, bo nie jest to w żaden sposób jednostka zarezerwowana dla tego modelu.
Fot. naTemat
Dzięki wysokiemu momentowi obrotowemu całość sprawia jednak wrażenie żwawego zestawu. Napęd na obie osie upraszcza dynamiczne ruszenie z miejsca, wreszcie ośmiobiegowy automat jest dość sprawny.

GSi prowadzi się też delikatnie lepiej niż zwykła Insignia - to zasługa obniżonego i adaptacyjnego zawieszenia. Zwłaszcza w trybie sportowym samochód robi się sztywniejszy i pozwala na dość dynamiczną jazdę w zakrętach. Bardzo sprawne są też hamulce Brembo. Inna sprawa, że według mnie nie są do końca potrzebne, ale akurat one w GSi są bez dopłaty, więc uznaję je za miły dodatek.
Fot. naTemat
Ostatecznie Insignia GSi Sports Tourer, choć udaje auto o sportowym zacięciu, została stworzona do sprawnego i wygodnego przewiezienia całej rodziny. I z tego zadania wywiązuje się bez zarzutu. Samochód jeździ przyjemnie, jest wygodny, i tak naprawdę nie podoba mi się w nim tylko jedna rzecz.

Ja wiem, że to duże, ciężkie auto, a tydzień testów wypadł akurat na dość mroźny okres, ale... piętnaście litrów oleju napędowego na sto kilometrów w mieście? Gruba przesada. Na autostradzie z trudem można zejść poniżej 10 litrów, na drodze ekspresowej zmieścimy się poniżej ośmiu.
Fot. naTemat
To już trochę lepsze wyniki, ale spalanie w mieście jest naprawdę rozczarowujące. Może i jeździłem dynamicznie, ale na pewno nie jak pirat.

Tanio nie jest
Cennik Insigni GSi Sports Tourer zaczyna się od 186,5 tysiąca złotych, co już jest dość poważną kwotą jak za Opla. Na dodatek, jak już zauważyliście wyżej, na tym wydatków nie koniec: z dodatkowymi opcjami łatwo przekroczyć dwieście tysięcy.
Fot. naTemat
Insignia GSi co prawda jest już bazowo dobrze wyposażona, bo mamy m.in. czujniki parkowania, dwustrefową klimatyzację, hamulce Brembo czy LED-owe reflektory, ale przecież aż się prosi dołożyć do tego kamerkę cofania czy wspomniane fotele. Kwota robi się więc już dość zaporowa.

Prawdę mówiąc konkurencja jest trochę tańsza, więc klient na Opla Insignię GSi Sports Tourer najpewniej musi być fanem marki. O tych jednak w Polsce nietrudno, więc... może i jest w tym wszystkim metoda. Tym bardziej, że to naprawdę udany samochód. Trochę ponarzekałem na spalanie czy pozycję za kierownicą, ale w gruncie rzeczy to naprawdę świetny samochód.
Fot. naTemat
Jest wygodny, duży, komfortowy, można do niego zapakować naprawdę dużo. Świetnie wygląda, a wyprzedzenie tira na drodze krajowej będzie dziecinnie proste. Co trzeba więcej do szczęścia?

Opel Insignia GSi Sports Tourer 2.0 CDTi na plus i minus:

+ Wygląd zewnętrzny
+ Komfortowe wnętrze
+ Doskonałe fotele OPC Performance
+ Przestronny bagażnik
- Spalanie
- Wyższe osoby mogą mieć problem za kierownicą

Fot. naTemat