Wypróbuj najlepszy detoks, który pomoże Ci walczyć ze stresem. Detoks informacyjny

Aneta Olender
Świat się kończy! Niejedna i niejeden z nas usłyszał taki tekst po kolejnym dramatycznym doniesieniu. News goni news, a wszystko to śledzimy nie wyłączając emocji. Są jednak tacy, którzy powiedzieli "dość". Jak się okazuje, nie trzeba koniecznie wyrzucać telewizora, żeby przestać myśleć, że świat jest zły. Rozwiązaniem może być dieta informacyjna.
Niektórzy mają dość natłoku informacji, dlatego decydują się na dietę informacyjną Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zwyczajne wtorkowe popołudnie, akurat mam wolne od pracy, więc żeby się zrelaksować postanowiłam umówić się na kawę z koleżankami. Nie mija kilka minut od momentu kiedy się przywitałyśmy, a zaaferowane i rozemocjonowane (może nie z wypiekami na twarzy, ale jednak) dyskutujemy o najnowszych medialnych doniesieniach.

Jest przyjemnie, ale zamiast rozmawiać o głupotach, o które zazwyczaj podejrzewa się kobiety (!), rozmawiamy o taśmach Kaczyńskiego, wywłaszczeniach czy "Ekspressie Wieczornym". Poźniej dochodzą do tego inne afery, tragedie i bulwersujące wydarzenia. W trakcie spotkania kilka, jak nie kilkanaście razy, sprawdzam telefon.


Wieczorem dostaję od przyjaciółki wiadomość. "Zastanawiam się nad nową dietą, dietą informacyjną. Jestem już zmęczona tym co się dzieje i za bardzo się w to angażuję emocjonalnie. Zaśmieca mi to umysł". Wtedy pierwszy raz pomyślałam o informacyjnym detoksie.

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz
Odciąć się od natłoku informacji? Jak się okazuje, jest to możliwe i wbrew pozorom nie trzeba być rozbitkiem na bezludnej wyspie, żeby taki plan wypalił. Problem bombardujących ze wszystkich stron wiadomości, jak przekonują moje rozmówczynie, jest poważny, ponieważ i informacje, które do nas docierają, nie sprawiają, że jest nam do śmiechu.

Agnieszka Świetlik, autorka bloga Life Managerka, jak sama o sobie mówi, jest pasjonatką zdrowego i uważnego stylu życia. Być może właśnie takie podejście pozwoliło jej zrozumieć, co jej szkodzi. Zatruwa ją smog informacyjny. Określenie nieprzypadkowe, bo zdaniem Agnieszki, zjawisko, o którym rozmawiamy, jest równie niebezpieczne dla naszego zdrowia, co zanieczyszczone powietrze.

Ona nie należy do tych osób, które potrafią się wyłączyć. przeczytać lub usłyszeć informację i zająć głowę czymś innym. Na swoim blogu o ludziach tak wrażliwych jak ona napisała w ten sposób: „U niektórych złe informacje zasiewają ziarenko niepokoju, które później w nich kiełkuje i zatruwa ich organizm negatywnymi emocjami”. Tych negatywnych emocji miała dość, dlatego na informacyjnej diecie jest od grudnia. Jednak jak w każdej diecie i tu pojawiają się kryzysy.

– To nie jest moje pierwsze podejście. Zdarzały się powroty do ciągłego śledzenia wiadomości. Czasami po prostu czytam jakiś artykuł, a później odruchowo wchodzę na stronę główną. Wciąga mnie to i dalej czytam i czytam – opowiada.

Agnieszka jest ciekawa świata, ale wie, że taka ciekawość nie zawsze jej służy. – Strasznie przeżywam to, co usłyszę. Przed Bożym Narodzeniem działo się sporo złych rzeczy i śledziłam to co się dzieje. Przykładem może być wypadek w kopalni… W święta dużo myślałam o tym, jak teraz ci ludzie, którzy stracili bliskie osoby, spędzają ten czas – mówi Agnieszka Świetlik. Informacje mnie dołują
Basia mieszka z rodzicami. Telewizor w ich domu cały czas nastawiony jest na kanały informacyjne. Od rana do wieczora, po to aby być na bieżąco. – Rodzice oglądają to non stop, cały czas jakieś wiadomości, nawet podczas obiadu – opowiada Basia, która uznała, że jej taka codzienność nie odpowiada. Wie, że rodziców do zmiany kanału nie namówi, dlatego zmieniła swoje przyzwyczajenia.

– Obiad jem albo u siebie, albo podczas posiłku mam na uszach słuchawki. Mam dosyć informacji, zresztą najczęściej od rana do wieczora wałkowana jest jedna. To mnie dołuje. Zresztą nie dość, że dołuje, to jeszcze wkurza i kończy się to tym, że mam zły humor – dzieli się odczuciami.

Basia nie chce być ignorantką, podobnie jak Martyna, która dopiero planuje przejście na dietę informacyjną, ale obydwie wiedzą, że takie "bycie na bieżąco" nie wpływa dobrze na ich emocje. Obydwie chcą mieć święty spokój. W innym przypadku są zmęczone i sfrustrowane.

Martyna największy problem ma jednak z fake newsami, to ich nie może strawić. – Żeby wiedzieć, że to, co się czyta, jest prawdą, trzeba mieć czas to sprawdzić, a czasu zazwyczaj brakuje. Poza tym naprawdę przyswajam emocje, które płyną z tekstu i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że często te informacje są fałszywe – podkreśla Martyna.

Lęk przed niewiedzą
Zwyczajnie boimy się nie wiedzieć. Pochłaniamy informacje (nie mam na myśli tych, którzy są do tego niejako zmuszeni, ponieważ z tym wiąże się ich praca) z ciekawości, ale często chodzi też o to, aby w towarzystwie móc się odezwać. Mnie od dziecka uczono, że trzeba się orientować, dlatego wstydziłam się, kiedy tata sprawdzał moją wiedzę, a w głowie była akurat pustka i konkretne nazwisko, albo data nic mi nie mówiły.

Dziś rzeczywistość wygląda tak, że nie zdążymy jeszcze zapoznać się z jedną informacją, a już pojawia się następna. Nie ma czasu na analizę, na stwierdzenie, który news jest istotny też zresztą nie. Co wrażliwsi zaczynają zastanawiać się nad kondycją świata, a ten zdaniem niektórych, którzy usłyszeli kolejne dramatyczne doniesienie, właśnie się kończy.

Nie ma co ukrywać, jesteśmy niewolnikami informacji, powiadomień, nowych wiadomości. Na to też jest nazwa – FOMO (fear of missing out). Chodzi o to, że jesteśmy stale podpięci do źródła informacji, ponieważ boimy się, że ominie nas coś ważnego. Przeglądamy wszystkie wpisy na Twitterze, odświeżamy co chwilę stronę naszego ulubionego portalu, nie zdążymy dobrze otworzyć oczu, a już wiemy co dzieje się na świecie.
Nie wszyscy są w stanie wyobrazić sobie detoks od informacjiFot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Dieta bez akceptacji
Były już o powodach, dla których ludzie decydują się przejść na informacyjną dietę, to teraz będzie o jej efektach. O nich może powiedzieć Agnieszka Świetlik. Podkreśla, że jeśli nie marnuje czasu na przeszukiwanie serwisów informacyjnych, na analizowanie tego co się dzieje, jest spokojniejsza. O komfort psychiczny właśnie tutaj chodzi.

– Mogę się zająć swoim życiem i swoimi ewentualnymi problemami, poszerzać swoją wiedzę ogólną – wylicza korzyści blogerka.

Zwolennicy "wyłączenia się" mówią (zresztą słusznie), że horyzonty można poszerzać na inne sposoby, a te sposoby są banalne, czytanie książek, oglądanie filmów dokumentalnych, albo reportaży.

Te argumenty nie trafiają jednak do wszystkich. Agnieszka Świetlik podkreśla, że dziś nie trudno poczuć się jak ignorant, a nawet jak idiotka, kiedy nie ma się o czymś pojęcia. – Jak można tego nie wiedzieć? Jak w dzisiejszym świecie można nie wiedzieć czegoś takiego? Teksty takie jak te, to raczej norma, są osoby, które po prostu nie szanują inne stylu życia.

Oczywiście, nie można też mydlić oczu i oszukiwać, że wyłączyć da się zupełnie. – Nie jestem w stanie uniknąć wszystkiego. O tym, co np. stało się w Gdańsku, dowiedziałam się przeglądając lajtowe treści na Instagramie. Nagle ludzie zaczęli pisać, a ja absolutnie wsiąkałam – przyznaje Agnieszka.

Dieta informacyjna nie musi pojawić się w życiu raz na zawsze, nie muszą to być rygorystyczne postanowienia. Jej zwolennicy przekonują jednak, że warto zaryzykować i choćby potraktować ją jak eksperyment. Można wtedy się przekonać, co zyskujemy, tracąc.