Córka byłego posła PO robi karierę muzyczną. "Tato robił świetną robotę w polityce, ja mam inne powołanie"
John Godson, były poseł PO, Polski Razem i PSL, niegdyś starał się zmieniać Polskę na lepsze przy pomocy działalności politycznej. Dziś jego najstarsza córka, Sharon Kosobudzka, zaczyna naprawiać świat przy pomocy uduchowionej muzyki. Zapraszamy do rozmowy w wokalistką, działającą w zespole ENY.
Na Wyspy trafiłam w ramach programu rozwoju przywództwa Leadership Academy, działającego w Hereford. To kurs, który trwa rok, tak więc nie planowałam zamieszkania tutaj na stałe. Nie wiem, gdzie dalej zaprowadzi mnie życie, jestem bardzo otwarta na rozmaite scenariusze.
Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się szczególnie związana z jednym konkretnym państwem – zawsze śmieję się, że jestem obywatelem Nieba. Jednak w Polsce mieszka moja rodzina, dlatego z tym krajem na pewno zawsze pozostanę w bliskim kontakcie! Zwłaszcza z ukochaną Łodzią.
Pojawiają się pokusy, aby wzorem ojca wejść w świat polityki?
Nie, nie czuję takiej pokusy; presji, aby zająć się polityką ze względu na tatę (śmiech). Nigdy nie mówię nigdy, lecz teraz nie jest ona kierunkiem, w którym zmierzam, zdecydowanie. Uważam, że każdy ma swoje powołanie, inny sposób na to, jak w zmienić kawałek świata. Mój tato robił świetną robotę w świecie polityki, natomiast sama wierzę, że mogę robić równie dobre rzeczy gdziekolwiek Bóg będzie chciał.
Tak czy owak John Goodson zakończył karierę polityczną i kilka lat temu wrócił do Afryki. Często bywa pani na tym kontynencie?
Mój tato mieszka obecnie w Nigerii, gdzie byłam tylko raz. Dodajmy, że kilka miesięcy temu moja siostra wraz z mężem wyjechali na misję do RPA. Na razie, ze względu na koszta podróży, mój kontakt z Afryką jest raczej "onlajnowy". Ale sądzę, że niedługo na pewno odwiedzę przebywającą tam rodzinę.
Tę, która miała wielki wpływ na miłość do muzyki?
Muzyka – różne jej gatunki – rozbrzmiewała w domu niemal zawsze, była jego naturalnym elementem. Lecz chociaż wspólnie z siostrą śpiewałam od najmłodszych lat, to robiłyśmy to dla siebie i Boga. Nigdy nie myślałam o robieniu kariery w tej branży.
Bycie piosenkarką brzmiało dla mnie mało poważnie, trochę jak dziecinne marzenie. Najpierw, parę lat temu, zaczęłam śpiewać w kościele – było to jedyne miejsce, w którym można było usłyszeć mój głos. Dodajmy: usłyszeć tak ledwo, ledwo, niezbyt głośno, gdyż byłam bardzo nieśmiała.
Jednak Bóg miał inne plany i jakieś półtora roku temu uświadomił mi, jak ważne jest używanie talentów, którymi nas obdarował. Dlatego postanowiłam olać strach oraz wrodzoną nieśmiałość i zacząć robić to, co kocham.
Dziś działa pani w zespole ENY. To akronim od słów Everyone Needs Yahweh (Każdy Potrzebuje Jahwe), które pokazują dobitnie, że chodzi tu o wypełnianie boskiego planu.
Wychowałam się w domu chrześcijańskim, w którym Bóg zawsze był centrum wszystkiego. W wieku 15 lat zadałam sobie bardzo poważne pytanie o sens życia tutaj, na Ziemi. Bardzo ciężko było mi się pogodzić ze scenariuszem: najpierw edukacja w podstawówce, później gimnazjum i liceum, następnie jakieś studia, praca, małżeństwo, dzieci, starzenie się. W międzyczasie skupianie się na karierze zawodowej, aby mieć wystarczającą emeryturę i… piach.
Takie coś nie odpowiadało mi totalnie. Zawsze miałam silną świadomość, że życie na tej Ziemi nie jest końcem, dla mnie to zaledwie kilkadziesiąt lat, które miną szybko, a prawdziwe życie – w którym rzeczy takie, jak kariera czy rozrywka nie będą miały znaczenia – zacznie się dopiero poźniej.
Skąd dowiedziała się pani, kto za tym wszystkim stoi?
Wystarczyło rzucić okiem na niebo, na rośliny, na morze i góry. Albo spojrzeć na człowieka, który nieustannie żyje w pogoni za satysfakcją, czyli czymś, czego wielu z nas nigdy w pełni nie znajdzie.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę sama planować sobie życia, próbować rozgryźć je po swojemu, skoro przecież jest ktoś, kto już zna moją przyszłość. Stworzył mnie i zna lepiej, niż ja sama siebie. Że jest ktoś, kto został zamordowany za moje pomyłki, złe decyzje i za mój nowy początek.
Tak właśnie zaczęła się moja osobista podróż z Bogiem. Powiedziałam mu: "przepraszam, że do tej pory cię ignorowałam. Teraz proszę, prowadź moje życie". Nigdy nie zmieniłabym swojej decyzji. Wie pan, co boli mnie szczególnie? Patrzenie, jak wiele osób myli RELACJĘ z Bogiem z RELIGIĄ.
Wierzę, że nie zostaliśmy stworzeni po to, aby podążać za religią, martwymi zasadami i dążyć do perfekcji. Bóg stworzył nas do prawdziwej, nieskomplikowanej relacji, która jest szczera i dostępna dla każdego.
Ma pani jakieś inspiracje "z tego świata"?
Szczerze mówiąc, nie słucham muzyki polskiej, zawsze preferowałam piosenki anglojęzyczne. Nie mam ani jednego ukochanego gatunku, ani artysty. Lubię, gdy coś ma w sobie treść i jest po prostu dobre. Ostatnio często włączam grupę LANY, do tego dochodzą m. in. wokalistki takie, jak Lorde, Jessie Ware i Kiah Victoria.
Teraz, po nagraniach dla BBC, czuje pani, że za rogiem czeka równie wielka kariera, co w przypadku powyższych artystów?
Wszystko zaczęło się od pewnego szalonego spotkania. Wraz z przyjaciółmi graliśmy moje kawałki na ulicy miasteczka Hereford. W pewnym momencie podeszła pewna kobieta – jak się okazało, pracująca dla BBC – zgarnęła mój numer telefonu i zostawiła wizytówkę. Następnego dnia dostałam maila od głównego prezentera BBC Introducing. Zapraszał na nagrania w ramach Live Recording Session.
Jeżeli chodzi o dalsze plany artystyczne: ciągle tworzę i wkrótce zamierzam nagrać kilka nowych kawałków. Wierzę, że niedługo będę miała okazję wystąpić w różnych częściach Wielkiej Brytanii. Opcja dalekosiężna: trasa koncertowa ENY!