Co się stało z Grażyną Kuliszewską? W tle pieniądze, kochanek i zainteresowanie islamem

Daria Różańska-Danisz
Grażyna zniknęła bez śladu. – Nie mogła przecież zapaść się pod ziemię – mówi jej siostra i podejrzliwie patrzy na Czesława, męża Grażyny. On widział ją jako ostatni. Czesław powtarza, że jego żona musiała uciec, zabierając z ich domu 50 tys. zł. Pojawia się też wątek kochanka-Kurda, który za informacje w sprawie, wyznaczył nagrodę 100 tys. zł. – Może być i tak, że Grażyna Kuliszewska oszukała i jednego, i drugiego mężczyznę – mówi detektyw Bartosz Weremczuk. Śledczy badają kilka hipotez.
Grażyna Kuliszewska zaginęła na początku stycznia 2019 roku. Fot. Facebook
Bartosz Weremczuk
adwokat wynajęty przez męża zaginionej

Nie jest znana treść rozmowy poprzedzająca cytat. Czesław twierdzi, że był prowokowany. A gdy udało się jej go sprowokować, to zaczynała nagrywać. Teraz rozumiem… Chciała mieć dowody do sądu, żeby uzyskać rozwód. W Wielkiej Brytanii nie jest to takie proste, dlatego musiała mieć argumenty.

3 stycznia
Borzęcin w Małopolsce. Grażyna Kuliszewska przyjeżdża tu z Londynu 3 stycznia. Ma do załatwienia sprawę u notariusza. Chce, by w zamian za 15 tys. funtów, mąż przepisał na nią ziemię, na której stoi ich dom.

Mieszkali w nim jeszcze zanim 14 lat temu wyjechali za chlebem do Londynu. To już tam urodził się ich syn – Patryk. Za 1,5 roku mieli na stałe wrócić do Polski. – Akurat tak, żeby synek poszedł do pierwszej klasy – mówi Czesław, mąż zaginionej.

Ale ostatnio w małżeństwie im się nie układało. Mijali się. Nawet święta Bożego Narodzenia spędzili osobno. Czesław razem z pięcioletnim Patrykiem przyjechał do Polski, Grażyna została w Londynie. Tłumaczyła mężowi, że ma kłopoty ze zdrowiem i zaplanowane badania.


Na początku stycznia spotkali się w Krakowie. Czesław odebrał Grażynę z lotniska Kraków-Balice. – Najpierw pojechaliśmy do domu, wypiliśmy kawę i wtedy pokazałem jej pieniądze – 50 tys. zł. I ona nalegała, żeby udać się do notariusza – relacjonuje. Pojechali. Ale brakowało im dokumentów, więc niczego nie załatwili.

Co było dalej?

Wersja Czesława: – Później pojechaliśmy do moich rodziców, odwiedziliśmy też teścia. Ale nie było go w domu. Znaleźliśmy go pod pierwszym sklepem. Kupił wódkę i ciastka, pojechaliśmy do jego mieszkania. Ja z synem nie wchodziliśmy, bo u teścia w domu zawsze jest bardzo zimno. Czekaliśmy w samochodzie. Grażyna posiedziała u ojca chwilę i wróciliśmy do nas. Zjedliśmy kolację, później bawiliśmy się z dzieckiem. Około 21:00 żona poszła wykąpać syna, położyła się z nim.

Czesław doskonale pamięta, że akurat wtedy oglądał mecz Manchester City – Liverpool. – Usłyszałem krzyk, później płacz syna. Grażyna zeszła z nim na dół. On chciał zjeść jogurt. Przestał płakać, uspokoił się. I powiedział, że idziemy wszyscy razem spać. Pogasiłem wszystko na dole i poszliśmy. Zasnąłem. A kiedy się obudziłem, to żony już nie było – mówi nam mąż zaginionej.

Kobieta nigdy nie dotarła na krakowskie lotnisko, skąd w piątek miała wylecieć do Londynu. W Borzęcinie ślad się urywa: nie ma ani świadków, ani zapisów kamer monitoringu. A Grażyna od przeszło miesiąca nie daje znaku życia.

4 stycznia

Czesław twierdzi, że dopiero rano zorientował się, że jego żony nie ma w domu. Najpierw – widząc otwartą bramę – pomyślał, że poszła do sklepu po pieczywo. Próbował się z nią kontaktować, ale miała wyłączony telefon.
Czesław Kuliszewski
mąż zaginionej Grażyny Kuliszewskiej

Moje drugie skojarzenie: poszła do teścia. Tam też jest problem z zasięgiem. Dzwoniłem drugi raz. Za chwilę obudził się syn. Zrobiłem mu śniadanie, ubrałem go. Około 10:30 pojechałem pod teścia dom, ale mi nie otworzył. Wróciłem do domu. I na drugim telefonie miałem od niej wiadomość: "Zobaczymy się w Londynie".



To go trochę uspokoiło. Wyłączony telefon żony tłumaczył oszczędnością baterii. – Uznałem, że wyłączyła, bo ma kartę pokładową w komórce i nie chce, żeby jej siadła telefon – mówi mąż zaginionej.


W taką wersję wydarzeń nie wierzy Mariola Wróbel. – Moja siostra na pewno z tego domu nie wyszła o własnych nogach. Nie wierzę w to i nigdy nie uwierzę. Grażyna nie zostawiłaby dziecka, domu. Choćby chciała odejść, rozwieść się, to po prostu by to zrobiła. Przez cały czas uważam, że Czesław bardzo kręci. I każdy, kto go zna w Polsce, mówi to samo. On każdemu przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń – mówi pewna swego Mariola.

Rozwód i romans

W Borzęcinie od kilku tygodni zbiera się po kilkaset osób. Przeczesują lasy, pola, łąki. Chcą znaleźć Grażynę, natrafić na jakikolwiek ślad. Do Polski z Włoch przyjeżdża też jej siostra. – Chodziliśmy w gumiakach i szukaliśmy Grażyny. Po śniegu, po lodzie, żeby ją tylko znaleźć – wspomina Mariola. Ale nic.

Próbują więc dalej. I idą do jasnowidza. Nie jednego, ale kilku. – Powiedzieli, że Grażyna nie żyje. A jej mąż wcale się nie angażował, nigdzie z nami nie chodził – wytyka siostra zaginionej. I dodaje: – Sardar więcej pomaga niż jej mąż. On tylko wynajął detektywa i twierdzi, że ukrywam ją u siebie we Włoszech.

W tle zaginięcia Grażyny pojawia się też wątek kochanka, wspomnianego już Sardara. Detektyw, którego wynajął Czesław, jest pewien, że przynajmniej od kwietnia Grażyna miała romans z Sardarem, Kurdem, na stałe mieszkającym w Anglii.

– To fryzjer, który – w opinii lokalnej społeczności – jest dilerem narkotyków. Pracuje około 300 metrów od londyńskiego mieszkania Czesława i Grażyny – mówi nam detektyw Bartosz Weremczuk. To właśnie Sardar wyznaczył za jakiekolwiek informacje o Grażynie nagrodę w wysokości 100 tys. zł. – Udało nam się ustalić, że kochanków było więcej – dodaje Weremczuk.

Czesław utrzymuje, że o żadnym kochanku nie wiedział: – Teraz dowiaduję się bardzo wielu rzeczy na temat swojej żony. Absolutnie nie wiedziałem, że ona ma kochanka – zarzeka się.

Ale mężczyzna zauważył, że Grażyna w ostatnim czasie zachowywała się dziwnie. Zrobiła się bardziej nerwowa. I na dowód podaje przykład: – Kiedy np. w listopadzie siedzieliśmy z synem przy stole i on oblał się, to od razu zaczęła krzyczeć. Nieraz bała się spojrzeć w oczy. Podejrzewałem, że bierze narkotyki. Dlatego, jak żona poleciała na początku listopada do siostry do Włoch, to prosiłem Mariolę, żeby sprawdziła, czy Grażyna nie bierze narkotyków.

Z takim samym pytaniem zwrócił się też do Doroty, szefowej i przyjaciółki Grażyny (sprzątała w szkole). Ona sama powtarzała, że coś złego dzieje się z Grażyną. Podejrzewała, że zagląda do kieliszka. – Unikała ludzi, unikała rozmowy, nie zwierzała się, przestała utrzymywać jakikolwiek kontakt. Martwiłam się o nią, bo widziałam, że z nią ewidentnie jest coś nie tak – opowiadała Dorota Szwaja dziennikarzom programu "Alarm", którzy pojechali do Londynu.

Mariola uważa, że jej siostra bała się męża i od dawna im się nie układało. – A rozwód był w trakcie. Myślę, że on nie chciał jej pozwolić, żeby odeszła. Jej mąż kłamie, mówiąc, że się nie, że nie wiedział o rozwodzie. Na początku grudnia ona do mnie dzwoniła i słyszałam, jak się kłócili. On powiedział, że o Sardarze dowiedział się 8 stycznia, a do mnie o nim pisał już w październiku – zapewnia siostra zaginionej.

O to samo raz jeszcze pytam Czesława: – Tak, zaczęły się kłótnie. Pytałem, czy bierze prochy. Ale o rozwodzie nie było mowy.

Sardar mówi coś zupełnie innego. Czesława nazywa "byłym mężem Grażyny". Przekonuje, że byli w trakcie rozwodu.

– Z zebranego materiału wynika, że zaginiona oszukiwała wszystkich dookoła: oszukiwała męża, bo miała kochanka, kochanka oszukiwała, że się rozwodzi z mężem, siostrze mówiła co innego, ojcu jeszcze coś innego – zauważa Weremczuk.

Pożyczka i Koran

Detektywi ustalili, że w lipcu Grażyna zamówiła przez internet Koran. Miała też dopytywać jedną z koleżanek, która żyje w związku z muzułmaninem o to, jak ci traktują dzieci z innego związku. Powtarzała, że interesuje się tym córka jej innej koleżanki.

Bartosz Weremczuk: – Wiemy na pewno, że ona uczyła się czytać Koran. A w tej religii kobieta musi się podporządkować swojemu mężowi. Jeśli chciała układać sobie życie z Kurdem, musiała się rozwieść i zostawić rodzinę.

Mariola Wróbel: – Nie jestem w stanie uwierzyć, że Grażyna chciała zmienić wyznanie. Koran może sobie każdy czytać. Każdy może nauczyć się języka. Nic złego w tym nie widzę, choćby kupiła Koran.

Zanim Grażyna wyjechała z Londynu, to w Tesco Banku wzięła pożyczkę, w innym banku założyła kartę kredytową. – Wcześniej chciała, żeby wypłatę dawać jej w gotówce, a nie na konto – wspomina jej mąż.

Mariola nie wierzy, że jej siostra mogłaby dostać pożyczkę: – O kredycie dowiedziałam się z mediów, ale później sobie to przemyślałam. Komu mogą dać duży kredyt, jeśli ktoś pracuje tylko trzy godziny dziennie? Może ten kredyt wzięli wcześniej razem z mężem? Nie wiem. On ma stałą pracę, ona nie ma nic.

Nagranie

Dziennikarze Onet.pl dotarli do rozmowy Grażyny i Czesława, którą zrejestrowano na filmie, a ten trafił już w ręce śledczych. Nie wyłania się z niej obraz zgodnych małżonków.

Kobieta: P. (imię dziecka) tutaj chodzi do szkoły
Mężczyzna: (Fragment niewyraźny) A Ty mi powiesz, że to jest Twój dom? To Ci ryj obiję i tyle.
Kobieta: Co mi zrobisz? Co mi zrobisz?

Mężczyzna: Najpierw sprzedamy dom.
Kobieta: Co mi zrobisz? Co powiedziałeś?.... P., co tam robisz?
Mężczyzna: Jesteś dz..ką i tyle.
Kobieta: Ileż można tego słuchać? Ty jesteś dzi....em, nie ja.
Mężczyzna: Jesteś dzi..ą, k...ą, sz...ą!


– Zostałem sprowokowany. Grałem wtedy w Playstation – tłumaczy się Czesław.
Bartosz Weremczuk
detektyw wynajęty przez męża zaginionej

Nie jest znana treść rozmowy poprzedzająca cytat. Czesław twierdzi, że był prowokowany. A gdy udało się jej go sprowokować, to zaczynała nagrywać. Teraz rozumiem… Chciała mieć dowody do sądu, żeby uzyskać rozwód. W Wielkiej Brytanii nie jest to takie proste, dlatego musiała mieć argumenty.

Detektyw: – To wszystko wygada w taki sposób, jakby planowała ucieczkę i jeszcze chciała o wszystko obwinić męża. Myślę, że dokładnie wiedziały razem z siostrą Mariolą, co robią. Mariola od razu poszła i złożyła zeznania przeciwko Czesławowi, zaczęła wysyłać do mediów filmiki – mówi Weremczuk, adwokat wynajęty przez Czesława. I zarzeka się, że jeśli jego klient okaże się zamieszany w sprawę zaginięcia swojej żony, to on zawiadomi o tym policję.

Znaki zapytania
Sprawa zaginięcia Kuliszewskiej stała się bardzo medialna. Internauci w mediach społecznościowych snują teorię na temat tego, co mogło się stać tamtej nocy.Niektórzy są przekonani, że Grażyna uciekła od męża, inni twierdzą, że to on zrobił jej krzywdę.

Polacy z zapartym tchem śledzą profil zaginionej na Facebooku. I donoszą, że np. ktoś kasuje komentarze.

Takie informacje docierają także do rodziny Grażyny. – Przekazałem policji dwa screeny. Widać na nich, że Grażyna była dostępna na Instagramie 18 stycznia. 19 minut wcześniej pojawił się tam też ten cały Sardar. Poza tym, w aplikacji Viber zmieniła zdjęcie i dała taki napis: "SGPMM". Ten skrót może oznaczać: S jak Sardar, G jak Grażyna, P jak Patryk– syn, M jak Mariola i M – prawdopodobnie jak Maria, jej matka. Być może to są po prostu imiona osób, na których im zależy. Mnie tem nie ma… – mówi Czesław.

On jest przekonany, że jego żona wyjechała z kraju. – Może być i tak, że Grażyna Kuliszewska oszukała i jednego, i drugiego mężczyznę. Od męża wzięła 50 tys. zł, od Sardara też mogła wziąć jakieś pieniądze, dlatego może tak usilnie jej szukać. A może uciekła przed Sardarem? Nie wykluczamy również, że ktoś mógł uniemożliwić ucieczkę Grażyny z różnych względów. To również jest przedmiotem naszej pracy – wskazuje Weremczuk.

Sprawą zajmuje się także policja. Śledczy nie wykluczają żadnej z hipotez. Ale ich zdaniem najmniej prawdopodobna jest ta, że Kuliszewska po prostu sama wyjechała, zrywając ze wszystkimi kontakt. – Natomiast bardziej prawdopodobne jest to, że w Polsce coś jej się stało. Mogła ulec wypadkowi albo paść ofiarą przestępstwa, mogła też zostać porwana – wylicza Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Ta wersja dla rodziny zaginionej jest najmniej prawdopodobna.