"Wyborcza" publikuje nowe rewelacje o tajemniczym ks. Sawiczu. Z gdańskiego magistratu zniknął na długo

Paweł Kalisz
"Gazeta Wyborcza" w czwartek publikuje kolejny rozdział historii, którą zapoczątkowały tzw. taśmy Kaczyńskiego. Dziennikowi udało się dowiedzieć nieco więcej o tajemniczym ks. Rafale Sawiczu z zarządu Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, dla którego miała być "koperta z 50 tys. zł". Mówił o niej w prokuraturze austriacki biznesmen Gerald Birgfellner.
Ksiądz Rafał Sawicz najpierw zniknął z radarów Gdańskiej kurii, teraz wziął miesięczny urlop w urzędzie. Podobno chce się udać za granicę. Fot. screen / Google Street View
"Jarosław Kaczyński powiedział mi [...] że zanim ten ksiądz podpisze, to trzeba mu zapłacić. Chodzi o pana Rafała Sawicza. Zapytałem Jarosława Kaczyńskiego, ile musimy mu zapłacić, a on odpowiedział, że prawdopodobnie 100 tys. zł. Powiedziałem, że nie mam takich pieniędzy i muszę je wyłożyć z własnej kieszeni, i mogę zebrać 50 tys., a resztę zapłacimy mu, jak dostaniemy kredyt, a ja otrzymam swoje honorarium" – czytaliśmy niedawno w ujawnionych przez "Wyborczą" zeznaniach Birgfellnera.

Później okazało się, że Rafał Sawicz był wysoko postawionym księdzem w gdańskiej kurii, ale jakiś czas temu w oczach hierarchów zyskał status "duchownego zaginionego". Na odnalezienie się Sawicza nie trzeba było jednak długo czekać. Ujawniono, że posługę przy ołtarzu zamienił on na fotel urzędnika w gdańskim magistracie. Stamtąd jednak też zniknął, teoretycznie na krótki urlop.


Gdzie jest ksiądz Sawicz?
W czwartek "Gazeta Wyborcza" donosi jednak, że Rafał Sawicz z pracy w Urzędzie Miejskim w Gdańsku urlopował się "w trybie nagłym" i raczej szybko tam nie wróci. Dziennik ustalił, iż tajemniczy członek szefostwa Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego poprosił o zgodę na wykorzystanie zaległego urlopu i zaanonsował chęć natychmiastowego odejścia z pracy.

Co więc teraz robi człowiek, który mógłby pomóc w wyjaśnieniu afery wokół inwestycji spółki Srebrna w K-Towers? Znajomym miał on powiedzieć, że... wybiera się za granicę. Jednocześnie wygląda na to, że znowu zechciał on zerwać dotychczasowe kontakty. Od współpracowników Sawicza dziennikarze "Wyborczej" zdobyli jego numer telefonu, ale połączenia odebrał inny człowiek.

źródło: "Gazeta Wyborcza"